Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pusta, w niektórych kręciły się ławice tropikalnych rybek, przypominające kolorowy prysznic
lub zgraję małych igiełek, w innych krążyły żółwie, nurkując raz za razem w poszukiwaniu
czegoś do zjedzenia.
Pośrodku stał duży stół sekcyjny, zalany jasnym światłem stojących tuż nad nim lamp.
Na nim leżało żylaste stworzenie z plaży. Twarz miało zwróconą w ich stronę, oczy
zamknięte. Lśniło całe w świetle reflektorów. Obok dostrzegli Andreę, spoglądającą na
rentgenowski ekran. Była w okularach, wyglądała na zmęczona i wymizerowaną. Trochę
dalej przysiadł na białym blacie kafelkowego, laboratoryjnego stołu Salvador Ortega,
rozmawiając cicho z mundurowym policjantem.
Henry pozwolił drzwiom zamknąć się powoli.
- No i co o tym myślicie? - odwrócił się do Gila i Lloyda.
Lloyd pokręcił głową.
- Nie mamy szans. Jeżeli wyjdziemy na balkon, wymachując bronią, gliny załatwią
się z nami, zanim zdążymy cokolwiek zrobić.
- Zgadzam się z tym - poparł go Gil. - Nie ma co ryzykować użycia broni, dopóki
policjant stoi nam na drodze.
- To znaczy, że trzeba użyć podstępu - powiedział Henry. - Coś musi wyciągnąć ich z
laboratorium na wystarczająco długo, by ktoś z nas zdołał się tam wcisnąć i wykończyć to
bydlę.
- Nie podoba mi się to - powiedział Lloyd. - Co będzie potem, gdy już je
wykończymy? Gliny rzucą się na nas! Czy to będzie dla nich morderstwo?
- Nie, morderstwo nie - zapewnił go Henry. To coś nie jest przecież człowiekiem.
Najgorsze, co mogą nam zarzucić, to nielegalne posiadanie broni palnej i niszczenie
dowodów policji.
- I to im wystarczy, żeby nas zamknąć?
- No, tak - przyznał niechętnie Henry. - Myślę, że tak.
- No to ja pasuję - stwierdził Lloyd. - Nie wiem, jak wy, ale ja nie mam zamiaru dać
się zamknąć za kogoś w celi, a już szczególnie za byłą żonę faceta, którego prawie nie znam.
- On ma rację. Henry - odezwał się Gil. - To chyba nie jest najlepszy sposób.
Henry spojrzał na nich po kolei z zamyśleniem.
- Musimy to jakoś zabić.
Słuchajcie, mam pomysł - rzekł Lloyd. - Gdybyś mógł wyciągnąć ich z tego
laboratorium choćby na minutę - twoja żonę, gliniarzy, wszystkich, to może skoczyłbym na
dół z balkonu i przyładował temu czymś ciężkim w łeb?
A może je podpalić? zaproponował Gil. - Widziałem tu palniki Bunsena i butle ze
spirytusem metylowym. Moglibyśmy zrobić to tak, żeby wyglądało na wypadek.
Henry podszedł do okienek w wahadłowych drzwiach i przechylił głowę, by dojrzeć,
co dzieje się na dole.
- To może być nawet dobry pomysł, Gil. Na samym stole sekcyjnym stoją dwie butle
z czystym alkoholem. Wystarczy przewrócić jedną z nich i podpalić. Może nie uwierzą, że
zrobiliśmy to niechcący, ale nie będą mogli tego udowodnić. Odwrócił się.
- Chociaż nie będzie to tak szybkie i skuteczne jak broń - dodał. Gil pochylił głowę.
- No, cóż. Zapewne nie zrobiłem najmądrzej w ogóle ją zabierając. Wiem, że to był
mój pomysł, ale gdyby ojciec dowiedział się o tym, że ją sobie pożyczyłem, mógłby mi już
nie zaufać w żadnej sprawie. Szczególnie, gdybym zastrzelił z niej kogoś lub coś.
- Rozumiem - przytaknął Henry. - Sprawdzmy, czy to się pali.
Pięć minut pózniej Henry pukał do drzwi laboratorium.
- Andrea! - rozdarł się. - Andrea, jesteś tam? Andrea!
Drzwi otworzyły się natychmiast i stanął w nich Salvador Ortega.
- Profesorze Watkins, co pan tu robi? Budynek został już zamknięty na noc.
Henry pociągnął go za rękaw.
- Muszę zobaczyć się z Andreą, muszę ją ostrzec...
- Spokojnie, Henry. Nie ma co panikować.
Henry złapał Salvadora za klapy, wbijając dzikie spojrzenie w jego twarz.
- Posłuchaj mnie, Salvador. Musisz mnie wysłuchać! Andrea umrze! Andrea umrze,
czy mnie rozumiesz? Nie wolno wam pozwolić, by choć jeden raz dotknęła tej istoty.
Ona ją zabije!
- Kto to? - zawołała Andrea. - Ty, Henry?
- Ach, Andrea - bełkotał Henry. - Andrea! Andrea! Zawsze cię kochałem, czy o tym
nie wiesz? Nie wolno ci więcej dotykać tego czegoś! Musisz uciekać, musisz się ratować!
Kochałem cię, gdy byliśmy małżeństwem, Andrea, i kocham cię nadal!
- Jesteś pijany - wycedziła zimno Andrea.
- Nie! Jestem trzezwy! Trzezwy jak świnia! Powąchaj mój oddech! No dalej,
powąchaj! Powąchaj! Chaaa! Czujesz? Chaaa! Nic, nic prócz czosnku z dwóch kanapek.
Andrea z Salvadcrem wyszli na korytarz.
- Słuchaj, Henry - powiedziała. - Nie obchodzi mnie, czy piłeś, czy nie. Jestem
naprawdę bardzo zajęta i mam jeszcze do przeprowadzenia cztery testy skóry, nim pójdę do
domu. Czy byłbyś zatem tak uprzejmy wrócić do siebie i ukoić swe zmysły jakąś brandy,
destylatem ziarna czy w czym tam obecnie gustujesz?
Henry złapał laboratoryjny fartuch Andrei i zacisnął materiał w dłoniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Ambeerlake Cyprian Domino 01 TatuaĹź nocy
     : Hawthorne Rachel StraĹźnik Nocy 03 NĂłw Księżyca
     : Lingas Łoniewska Agnieszka Obrońca nocy
     : Głos Nocy
     : Crichton Michael Trzynasty wojownik
     : Bill Brooks [Dakota Lawman 02] Killing Mr Sunday (pdf)
     : Zbigniew Nienacki Niesamowity dwor
     : 0511. Cross Caroline Odwaga czy szaleśÂ„stwo
     : Brad Thor Pierwsze przykazanie
     : Craven Sara Wakacyjna miśÂ‚ośÂ›ć‡ Wieśźa mroków
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tomjaks.xlx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT