[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wpychał członek coraz głębiej w usta niemal dławiącej się dziewczyny. Wkrótce nastąpił koniec. Ledwo wydał ostatni gardłowy okrzyk triumfu, szorstko odepchnął od siebie sprawczynię swojej rozkoszy i podszedł do Josephine. Jego członek drżał i ociekał spermą. Kołysząc się, mdlejąc prawie z wysiłku, Josephine odwróciła głowę. Przemogła silny uchwyt Janet. Nie straciła jeszcze wszystkich sił. Dr Hazel wyciągnął rękę i chwycił mocno jej brodę, zmuszając, by na niego spojrzała, na jego wilgotny i drżący narząd. Następnie zanurzył drugą rękę między jej uda. Josephine z trudem złapała powietrze.Uśmiechając się z satysfakcją, wyjął palce z jej krocza i przytrzymał przed oczami, by mogła się im przyjrzeć. Były mokre. Podsunął je pod nos Josephine. Pachniały nią, jej własnym ciałem w stanie podniecenia. Zapach ten przylegał do jej palców za każdym razem, gdy oddawała się masturbacji. Teraz nie czuła nic. Była oszołomiona i przestraszona. 71 Dr Hazel puścił jej podbródek i pozwolił opaść głowie w przód. Josephine nie była w stanie trzymać jej w pionie ani chwili dłużej. Metaliczne pieczenie bicza powoli zamierało, przeistaczając się w dogłębne i bolesne rwanie, a krwiobieg w jej ramionach jakby zamarł. - Jest prawie gotowa - Josephine usłyszała głos Annabelli, pełen zadowolenia, jakby była indykiem przygotowanym do pieczenia, bądz niemowlęciem uczącym się raczkować. Do Josephine dotarł odgłos oddalających się kroków. Zostawiali ją. Odchodzili i zostawiali ją wiszącą, wychłosta-porzuconą i samą. Podniosła głowę. - Dr Hazel! - krzyknęła. Jej głos zabrzmiał echem w gęstniejącym mroku. Usłyszała śmiech wysokiego mężczyzny. - Ja nie jestem dr Hazel - powiedział. W jego głosie brzmiała nagana, ale powiedział to na tyle łagodnie Jakby po prostu był rozczarowany, że mu uwierzyła. Z pochodniami opuszczali podziemie. Olbrzymie, dębowe drzwi zamknęły się z trzaskiem za nimi. Jeden po drugim ostatnie ognie pełały i zgasły. ROZDZIAA 12 Minęła godzina, nim zdecydowała się na próbę otworzenia kajdan. Wspięła się na palce i podciągnęła ku górze, co umożliwiło jej dosięgnięcie zatrzasków kajdanków. Pomacała zapięcie czubkiem palca wskazującego. Nie było zamknięte. Były takimi samymi zabawkami, jak te, które nałożono jej tego popołudnia w hotelu. Zamykały się na sprężynkę. Głośno pojękując, Josephine otworzyła ich lewą część. Nagle uwolniona, osunęła się na ziemię. Czuła się, jakby mnóstwo szpilek wbijało się w jej umęczone ciało. Aańcuch kołysał się nad jej głową, skrzypiąc w ciszy. Leżała minutę, dysząc w ciemności. Po chwili wzięła się w garść i stanęła na nogi. Zabrali ze sobą jej szlafrok. Za każdym razem, gdy zdejmowała z siebie ubranie, ktoś je zabierał. Rzuciła się do drzwi, chwyciła ciężką klamkę w kształcie pierścienia i szarpnęła nią, spodziewając się, że będą zamknięte. Ale nie były. Pchnęła drzwi i wyszła szybko na korytarz, naga i drżąca. Dotarła do schodów i zaczęła wspinać się po nich. Jej sztywne nogi i obolałe plecy dawały o sobie znać przy każdym kroku. Po wejściu na schody przemierzyła ciemny korytarz, szukając kontaktu. Szła po omacku wzdłuż ścian, a jej palce natrafiały jedynie na obrazy, płaskorzezby przedstawiające miedziane konie, i grube drewniane belki pokryte zimną farbą. Wszędzie panowała cisza, wszyscy spali. Josephine skręciła za róg. Dzięki księżycowi za oknem, mogła dostrzec kolejne półpiętro i szereg prowadzących w górę 'schodków. Tędy na pewno nie dojdzie do swego pokoju. Musiała pomylić drogę. Zawróciła w ciemności. W jednym z pokoi paliło się światło. Numer 9. Kto tutaj mieszkał? Annabella? Blondyn, który ją biczował? Jedna z niesłychanie obowiązkowych pokojówek? Josephine oparła się o ścianę. Chciała zapukać do drzwi, ale nie mogła. Nie była w stanie się do tego zmusić. Musiała jednak wydać jakiś dzwięk, gdyż drzwi uchyliły się lekko i pojawiła się w nich czyjaś twarz. Wąska smuga światła padała prosto na nagie ciało Josephine. 72 Nawet nie próbowała się zasłonić. Niech patrzą. Po chwili zauważyła, że postać stojąca w drzwiach to młoda kobieta w stroju pielęgniarki. Wykrochmalony czepek i biały fartuch, pasiasta sukienka z krótkim rękawem, czarne pończochy i sznurowane buciki. Na wysokości biustu nosiła mały, przypięty do fartucha zegarek. - Halo, pani Morrow - powiedziała miękko. Wtedy Josephine poznała ją. Ale nie była w stanie mówić. Opierała się o framugę drzwi na ugiętych kolanach. Pielęgniarka złapała ją za rękę. - Proszę tu nie stać! - powiedziała. - Proszę wejść do środka. Jest pani strasznie zmarznięta. Złapała Josephine za ramiona i pociągnęła ją ku sobie - delikatnie, a zarazem zdecydowanie. Prawie wniosła ją do pokoju. Gdy zmieniła chwyt, okalając jej barki ramieniem, Josephine zesztywniała i krzyknęła z bólu. Pielęgniarka powiedziała: - Cicho, cicho. Otworzyła drzwi szerzej wolną ręką i podprowadziła Josephine do łóżka. Było to podwójne łoże, przykryte tanią narzutą w indiańskie wzory. Josephine położyła się na boku, ze zgiętymi kolanami, dygocąc na całym ciele. Gdy pielęgniarka wróciła zamknąwszy drzwi, Josephine rozglądała się niezdecydowanie wokół siebie. Jedynym oświetleniem była pojedyncza lampka nocna, świecąca przyćmionym blaskiem. Pokój bardzo przypominał jej własny, tyle że wyglądał, jakby był już od pewnego czasu zamieszkały. Wydawało się, że znajduje się w nim o wiele więcej mebli niż było w istocie: dwa fotele, przysunięty do ściany stół. Wszędzie leżały w nieładzie czasopisma, ubrania i kasety. Słowem, radosny nieład. Drzwi szafy stały otworem, wisiała na nich sukienka, a na gałce drzwi wejściowych - wypchana plastykowa torba. W nogach łóżka, na stoliczku, znajdował się mały odbiornik telewizyjny, a obok niego olbrzymia, zwiotczała roślina w błyszczącej donicy. Telewizor działał, ale głos by wyłączony. John Mills stał właśnie na mostku statku wojennego, trzymając w ręku lornetkę i mówiąc coś do przestraszonego marynarza. Pielęgniarka podeszła do telewizora i wyłączyła go. Stanęła przy łóżku ze zwieszonymi wzdłuż boków ramionami. Josephine spojrzała na nią. - Przedstawił się jako dr Hazel - odezwała się. -Kto? - Wysoki mężczyzna - odparła. - Blondyn. Zamknęła oczy i znowu zobaczyła jego twarz, zbliżającą się do niej w ciemności panującej na schodach. -I Annabella, i pokojówka, ona...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|