Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jeszcze nie widziałem, żeby spotkanie biznesowe tak się kończyło - rzekł z prze-
kąsem ojciec.
Carter zaklął pod nosem.
- Dlaczego nie zostawią mnie w spokoju?
- Bo jesteś znany w całej Indianie. Miałem nadzieję, że nauczyłeś się już przyzwo-
icie zachowywać.
Carter rzucił gazetę na biurko.
- A ja miałem nadzieję, że wierzysz swojemu synowi, a nie plotkom w mediach.
R
L
T
- Nic nie rozumiesz. - Ojciec postukał palcem w gazetę. - Nie mogę tego znieść.
- Nie możesz znieść braku perfekcji u siebie, a zwłaszcza u swoich synów. - Carter
wstał, położył ręce na biurku i spojrzał ojcu w oczy. - Chcę ci coś powiedzieć, tato. %7ła-
den z nas nie jest i nigdy nie będzie doskonały. A ja nie mogę znieść ojca, który bez
przerwy mnie strofuje. Przepraszam za to, że nie spełniam twoich wymagań i że nigdy
nie będę taki, jak byś sobie życzył.
Carter odwrócił się i wyszedł z gabinetu. Powinien był powiedzieć to ojcu dawno
temu.
Kiedy samolot wylądował w Portlandzie w stanie Maine, Carter wiedział, że po-
pełnił wielki błąd. Euforia z poprzednich szkoleń z pracy w zespole zniknęła, a jego pro-
jektanci byli niezadowoleni, że spędzą dwa dni z dala od rodziny. Przez całą podróż za-
mienili z nim tylko parę słów, woląc czytać książki, słuchać MP3 i rozwiązywać krzy-
żówki.
Carter zdjął torbę z górnej półki i wysiadł z samolotu. Projektanci szli w pewnej
odległości za nim, oddzieleni niewidzialną linią. Carter sądził, że stosunki między nimi
się ułożyły, ale okazało się, że jest wręcz przeciwnie.
Daphne czekała na nich za barierką w sali przylotów. Miała na sobie turkusową
wzorzystą spódnicę i ciemnobrązowe szpilki podkreślające zgrabne nogi. Wzrok Cartera
powędrował wyżej na ciemnobrązowy sweter i oczy spoglądające z ciekawością zza eks-
centrycznych okularów.
Serce podskoczyło mu w piersi i z wrażenia aż przystanął. Idący z tyłu Paul zderzył
się z nim.
- Czy tu jest nakaz postoju? - mruknął ze złością.
Carter ruszył naprzód, nie spuszczając wzroku z Daphne. Dopiero teraz uświado-
mił sobie, jak bardzo mu jej brakowało przez ostatnie dwa dni. Czuł się tak, jakby odzy-
skał utracony skarb.
- Cześć.
- Dobrze, że jesteście - powiedziała z uśmiechem, gdy się zbliżyli. Carter poczuł
zazdrość, że ten uśmiech jest skierowany także do jego pracowników. - Mój asystent Re-
illy przygotowuje już dla was pierwsze ćwiczenia.
R
L
T
Odwróciła się, a oni podążyli za nią jak jej świta.
- Mam nadzieję, że nie planujecie odpoczynku, bo trzeba zabrać się ostro do pracy.
Ale obiecuję, że to będzie bardzo przyjemne.
Mężczyzni spojrzeli na nią z powątpiewaniem.
Kiedy opuścili lotnisko, wsiedli do zaparkowanej w pobliżu furgonetki. Paul usiadł
na przednim siedzeniu, Carter za nim, a trzech pozostałych projektantów zajęło miejsca z
tyłu. Nie byli w najlepszym humorze.
Podróż do Boothbay Harbor nie trwała długo. Wyjechali z Portlandu i udali się w
kierunku wybrzeża. Przejechali obok portu i wjechali w wysadzaną drzewami ulicę. Po-
tem drzewa zamieniły się w gęsty las, a oni jechali w górę stromego wzgórza, oddalając
się od cywilizacji.
Wreszcie zatrzymali się przed domem o spadzistym dachu, który był otoczony
wielką werandą i zatopiony w siwej oceanicznej mgle. Za domem w połyskującej wodzie
oceanu kołysała się mała biała żaglówka. Hamak i leżaki zapraszające do ogrodu wyglą-
dały jak wyjęte z obrazu Normana Rockwella. Renesansowe okna wychodziły na ocean,
odbijając niebieskozielone światełka jak witraże.
- Co za wspaniałe miejsce! - rzekł z podziwem Carter, gdy wysiedli z furgonetki i
zaczęli wyładowywać bagaże.
- Dziękuję. Ten dom należał kiedyś do moich dziadków. Odziedziczyłam go po
śmierci babci.
Mężczyzni podziwiali widok, wdychając rześkie oceaniczne powietrze. Potem wy-
bierali sobie sypialnie. Projektanci postanowili zamieszkać wspólnie. Daphne zajęła
główną sypialnię, a Reilly ulokował się w pokoju z Carterem. Carter nie był tym za-
chwycony, ale z drugiej strony miał nadzieję, że może asystent Daphne podpowie mu,
jak zdobyć jej serce.
Zdobyć jej serce? Co za bezsensowne myśli przychodzą mu do głowy? Przyjechał
tu po to, żeby znalezć sposób na uratowanie swojej firmy, a nie żeby romansować. Do
diabła, kiedy tylko spojrzał na Daphne, od razu przypominał sobie pocałunek w restaura-
cji. Podświadomie miał nadzieję, że może uda mu się uratować firmę, i także zdobyć Da-
phne.
R
L
T
- Najpierw coś zjemy, a potem zabierzemy się do pracy - powiedziała.
Carter wiedział, że powinien wziąć z niej przykład i również skoncentrować się na
pracy.
Daphne wyjęła z lodówki przygotowane półmiski z wędliną, sałatkami i owocami.
- Sama to wszystko zrobiłaś? - spytał Carter.
Daphne się roześmiała.
- Gotowanie nie jest moją mocną stroną. Zamówiłam to w pobliskim barze.
Carter jadł niewiele. Zamiast jeść, wolał przyglądać się, jak Daphne żartuje z męż-
czyznami, którzy wyraznie zrelaksowali się w jej towarzystwie. Bez trudu odgadł dla-
czego - bo mówiła i gestykulowała z wielkim ożywieniem. Wszystkim udzielił się jej
promienny nastrój.
Była tak inteligentna i dowcipna, że z przyjemnością wdał się z nią w rozmowę.
Po skończonym posiłku Daphne sprzątnęła talerze ze stołu, a potem spojrzała na
mężczyzn, opierając się o laminowany blat.
- Kiedy pojechałam po was na lotnisko, Reilly przygotował pierwsze ćwiczenie. To
będzie coś w rodzaju poszukiwania skarbu - powiedziała, podając wszystkim kartki. -
Musicie podzielić się na dwie grupy i znalezć siedem rzeczy znajdujących się na tej li-
ście, które zostały ukryte w pobliskim lesie.
Paul przesunął palcem po liście.
- Nie rozumiem, w jaki sposób to ma zwiększyć naszą kreatywność, jeśli będziemy
szukać zegara albo misia.
- Po pierwsze chodzi o wzmocnienie współpracy w zespole, a po drugie te przed-
mioty są ukryte w bardzo dziwnych miejscach. Jestem pewna, że nie przyjdzie wam do
głowy szukać salaterki tam, gdzie mój asystent ją schował. - Uśmiechnęła się, Reilly tak-
że. - Zespół, który pierwszy znajdzie tych siedem przedmiotów, będzie miał pierwszeń-
stwo jutro przy wyborze zadania.
Mike oparł się o fotel.
- A co będziemy robić jutro?
R
L
T
- Widzieliście w telewizji show  Lekcja strachu"? - Mężczyzni pokiwali głowami.
- To będzie coś takiego, tylko bez robaków. Dlatego jeśli nie chcecie babrać się w czymś
obrzydliwym, radzę wam szybko znalezć te przedmioty. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Lucas Jennie Światowe Ĺťycie Duo 386 ParyĹź, Stambuł, Buenos Aires
     : 032 Romantyczne podróşe Wells Angela Romans po Duńsku
     : 242. DUO Hewitt Kate Lato na wyspie
     : 321. DUO Oliver Anne Kawaler roku
     : Chmielewska Joanna 06 Romans wszechczasĂłw
     : 151. Donald Robyn Nowozelandzki romans
     : 267 DUO Stephens Susan Włoski temperament
     : Kochańska Luiza Meksykański romans
     : Clair Daphne Ślub w Nowej Zelandii
     : Opętanie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dodatni.htw.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT