[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie jestem. - Skąd ta pewność? - Hm... - Zapomnieli o antykoncepcji, więc nie mogła być pewna. S R - Czy będziesz niezadowolona, jeśli okaże się, że zaszłaś w ciążę? - drążył Lorenzo. Dotąd nie myślała o dzieciach, nie chciała być matką. Przed poznaniem Lo- renza marzyła o tym, że otrzyma stypendium Unicorn i zostanie wybitnym adwo- katem. Jej matka też tego chciała. Musiała to od nowa przemyśleć, jednak Lorenzo domagał się natychmiasto- wej odpowiedzi. - Będę rozczarowana - szepnęła. - Dlaczego? Możesz mieć wszystko jednocześnie. Możesz założyć rodzinę i pracować zawodowo. Będzie bardzo cierpieć, jeżeli uwierzy, że Lorenzo myśli o małżeństwie z nią. - Wiem. Ale na razie nie jestem w ciąży. - Można temu zaradzić. - Och! - Skarżysz się? - Ani trochę. - Kochanie, życzę wesołych świąt. - Spać... - Otworzyła jedno oko i zobaczyła, że Lorenzo nie tylko wstał, ale jest ogolony, ubrany, gotów do drogi. - Samochód przyjedzie po nas za pół godziny. Pora wstawać. - Czysty sadyzm. - Niestety. - Też ci życzę wesołych świąt - powiedziała słabym głosem. - Coś mi się zda- je, że w nocy wycisnąłeś ze mnie całą energię. - Masz jej więcej, niż myślisz. Niestety nie możemy zostać, żeby to spraw- dzić. Zaplanowałem coś innego. - Aha. S R Przytuliła się do niego, zarzuciła mu ręce na szyję, ułożyła usta do pocałunku. Zamiast pieścić, Lorenzo ściągnął ją z łóżka i zaprowadził do łazienki. - Dobrze, że choć jedno z nas potrafi się opanować - rzekł, dumnie wypinając pierś. - Wczoraj brakowało ci opanowania - Było, minęło, ale się powtórzy. No, idz, bo nie zamierzam ustąpić. W łazience Carly oparła się o zamknięte drzwi. Podobało się jej, że Lorenzo przeprowadza swoją wolę, ale czasem spierała się z nim, przeciwstawiała. Czy do- brze, że zwykle on o wszystkim decyduje? Przypomniała sobie słowa rodzicielki. Czy matka ma rację? Czy Lorenzowi chodzi jedynie o seks? Nie! Na pewno jest uczuciowo zaangażowany. Wierzyła, że zakochała się z wzajemnością. - Pośpiesz się - zawołał zniecierpliwiony. - Bo wyjdę bez ciebie. W Londynie pojechali prosto do jego mieszkania. - Przenieś się do mnie - zaproponował Lorenzo. - %7łartujesz. - Wcale nie. Po co wynajmować pokój, gdy stale będziesz tutaj? Nie będę szczędził czasu ani wysiłku, żeby zaspokoić twoje oczekiwania, więc musisz być na miejscu. Mówił obojętnie, jakby zamieszkanie pod jednym dachem było czymś zwy- czajnym. Czy dla niego to projekt, który zaplanuje, wykona i przejdzie do następ- nego? Na myśl o tym Carly zakłuło serce. - Chodzi ci o tymczasowy układ? Lorenzo pokręcił głową, drgnęły mu kąciki ust. - Idziemy do łóżka. Gdy się rozbierali, zauważyła, że ma skarpetki ze skaczącymi królikami. Ro- ześmiana wzięła jedną. S R - Czy to jest zapowiedz tego, co nas czeka? - A jak myślisz? - spytał, niosąc ją do łóżka. - Myślę, że się postarasz. - Cała przyjemność po mojej stronie. - Nie bądz egoistą. Też chcę mieć przyjemność. Dużo, dużo pózniej spojrzała na Lorenza z uznaniem. - Masz niebywały talent - szepnęła. - Jaki? - Przy tobie o wszystkim zapominam. - Lata sądowej praktyki robią swoje. Ale jeszcze nie osiągnąłem celu, bo nadal za dużo pamiętasz. - To znaczy? - Masz dużo niezaleczonych ran. - Dużo ran? - Schwyciła go za rękę. - Chodzi ci o nieudaną wizytę w domu? Już przebolałam. Jestem bardziej odporna, niż myślisz. - Mhm... - W oczywisty sposób jej nie wierzył. - Jeszcze raz dziękuję, że zawiozłeś mnie do domu. - Nie musisz dziękować. Uważał, że zrobił tylko to, co każdy na jego miejscu zrobiłby dla ukochanej. Czy jako jedyny człowiek zdobył się na przyjazny gest, który nie byłby związany ze studiami Carly i jej pracą? Czy jej ojciec i siostra unikali bezinteresownych ge- stów? Uświadomił sobie, że miał szczęście, ponieważ jego rodzice byli serdeczni, wylewni. Chciał być taki dla Carly. - Idziemy się umyć - zarządził. - Potem otworzymy prezenty. - Prezenty? - powtórzyła speszona. - Dałam ci tylko jeden... S R - Sama jesteś najlepszym prezentem. Jedynym, jakiego pragnę. - Przysiągł sobie, że uwolni ją od stałego poczucia winy, choćby to wymagało dużo wysiłku i czasu. Podnieceni pobiegli do łazienki. Ledwie weszli do kabiny, objął Carly, a ona oplotła go nogami. Kochali się pod ciepłym strumieniem, więc tym razem jej krzy- ki nie miały nic wspólnego z temperaturą wody. - Zarzucasz mi, że jestem nienasycony - szepnął. - Im więcej dostaję, tym więcej chcę. - To miłość tak na ciebie wpływa. - Miłość?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|