[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozbłysły figlarnie. - Zastanawiam się, czy przystałabyś na taki szantaż. Sprowokowana wypaliła: - Skoro obiecałeś, że tego nie zrobisz, to nie ma żadnego znaczenia. - Rozumiem, że jeszcze nie zdecydowałaś, którą opcję byś wybrała. - Ale rozbawienie zniknęło z jego głosu, kiedy przeszedł do interesów. - Przyjechałem ci powiedzieć, że telekonferencja z Japończykami zajmie mi prawdopodobnie więk- szość popołudnia, więc nic nie wyjdzie z naszego wypadu na plażę. Poza tym pod koniec tygodnia wybieramy się do Auckland. - My? - Ty i ja. Jak to możliwe, żeby tak bardzo kogoś nie znosić i jednocześnie czuć do niego tak silny pociąg fizyczny? - Nie mogę zostawić zwierząt. - Przyślę kogoś, kto wszystkim się zajmie. Peta zachowała czujność. Zmarszczyła czoło, 71 S R spoglądając na Laddiego, który przyglądał się jej z nieskrywanym zaciekawieniem. - Czemu? - Czemu chcę zabrać cię do Auckland? Bo w ten sposób nasz scenariusz zyska na autentyczności. A co z Anną Lee? - niemal wyrwało się Pecie z ust. Ostatecznie powiedziała jednak: - Tutaj radzę sobie z wydarzeniami towarzys- kimi, ale, o ile nie zamierzasz zamknąć mnie w jakimś motelu i ignorować, musisz mieć na uwadze, że nie mam odpowiedniej garderoby, żeby kontynuować tę maskaradę w Auckland. Uśmiechnął się do niej tak, że ugięły się pod nią kolana. Ten uśmiech rozbroił już pewnie wiele kobiet, na pewno obytych w świecie, o wiele bardziej eleganckich i pewnych siebie niż ona. Jego charyzma nie tylko wywoływała zamęt w jej głowie i w pył roznosiła jej silną wolę, ale także roztapiała serce. Zwiadomość, że on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, ani trochę jej nie pomagała. - Zgodzisz się na wszystko, co zaproponuję. Ale Peta nie dawała za wygraną. - Nawet jeśli zajmiesz się moją garderobą, nadal pozostanie problem etykiety, która jest mi obca. - Nie mam zamiaru cię ukrywać - odparł spo- kojnie. - Poza tym zapewniam, że twoje maniery 72 S R nie pozostawiają nic do życzenia. A co do gardero- by, łatwo temu zaradzimy. Peta przystanęła i spojrzała na niego. - Niczego od ciebie nie przyjmę. - Jakie to rozkosznie staromodne - mruknął. - Może i tak, ale to nie podlega dyskusji. - W porządku, w takim razie wynajmę dla ciebie kilka strojów. Chciałbym, żebyś towarzyszyła mi podczas gali, na którą nie nadadzą się ani dżinsy, ani koszulka, ani nawet ten uroczy strój, który miałaś na grillu u Gillian. To nie podlega dyskusji. No i w końcu miał ją tam, gdzie chciał, na talerzu. Oczywiście część niej pragnęła pojechać do Auckland, być z nim, słuchać jego słów i śmiechu... Uznając jej milczenie za zgodę, dodał: - Przyślę po ciebie helikopter w piątek rano. Pomocnik będzie jeszcze dziś około piętnastej. Zastaniesz go na miejscu po powrocie ze stacji benzynowej. Peta dostrzegła jasne światełko w tunelu. - Na śmierć o tym zapomniałam. Nie mogę z tobą jechać. Mam dyżur na stacji w ten weekend. - Sandy znalazł już kogoś na twoje miejsce. Oczywiście wynagrodzę ci te stracone godziny. - Zaczekał, aż przetrawi tę informację, zanim dokończył: - Jeśli to ci poprawi humor, wyobraz sobie, że chwilowo dla mnie pracujesz. 73 S R - Z technicznego punktu widzenia chyba właśnie tak jest. - Mimo to czuła się podle. - W porządku. - Zwietnie. Do zobaczenia jutro. Kiedy dotarli do żwirowego podjazdu przed domem, Peta zerknęła z urazą na range rovera. - Jutro? A to dlaczego? Curt otworzył drzwi samochodu i posłał jej onieśmielające spojrzenie. - Bo powinno mi na tym zależeć. - Nie dało się nie wyczuć cynizmu w jego głosie. - Bo mnie fascynujesz. Pamiętasz? Właściwie fascynujesz mnie do tego stopnia, że nie mogę doczekać się chwili, kiedy zaciągnę cię do łóżka. Sięgnął po nią, przyciągnął do siebie i pochylił głowę, żeby złożyć pocałunek na jej ustach. Może ta pieszczota nie trwała długo, ale dokonała totalnego spustoszenia w jej sercu i umyśle. Do rzeczywistości przywołał ją dopiero dzwięk silnika. - Farma Tanekaha - przeczytała napis na drzwiach zbliżającego się pojazdu. Curt musiał rozpoznać kierowcę, ponieważ po- chylił się i pocałował ją raz jeszcze. Na koniec oparł rękę na jej ramieniu i spojrzał przed siebie. Tymczasem Peta próbowała przywołać uśmiech na usta. Samochód znalazł się na tyle blisko, że bez problemu rozpoznała Iana. Jednak on wcale na nią nie patrzył. Za to nie odrywał oczu od Curta. Z kolei Curt trwał nieruchomo jak posąg, 74 S R zimny, opanowany, skoncentrowany na swojej ofierze. Przyjął postawę, która zdawała się mówić: To moja kobieta. Trzymaj się od niej z daleka." - Cześć, Ian - rzuciła Peta, z trudem trzymając nerwy na wodzy. Ian spojrzał na nią. - Wszystko w porządku? - Tak, chociaż cielak, którego wyciągnęliśmy z grzęzawiska, padł zeszłej nocy. - Jej słowa brzmiały wyjątkowo nienaturalnie. Ian wzruszył ramionami. - Zdarza się. Pewnie go zakopałaś? - Curt mi pomógł - wyjaśniła pośpiesznie. - Najwyrazniej uznał, że sama nie dam rady. Na twarzy Iana pojawił się nikły uśmiech. - Jestem pewien, że potrafisz zrobić wszystko, o czym tylko pomyślisz - odezwał się Curt. - Niestety, za pózno zdałem sobie sprawę, że matka zrobiła mi w młodości pranie mózgu, wpajając, iż mężczyzni są silniejsi od kobiet, więc powinni wykonywać cięższą pracę. Peta dostrzegła subtelną zmianę w jego kąś- liwych słowach. - A mój ojciec uważał, że kobieta powinna umieć się o siebie zatroszczyć - odcięła się z uśmiechem. Ian skinął głową. - W takim razie nic tu po mnie. Do zobaczenia - powiedział, zanim wycofał jeepa. 75 S R Spod kół samochodu wyprysnęły w powietrze małe kamyki. Kiedy Peta się cofnęła, Curt przy- trzymał mocno rękę na jej ramieniu. - Chyba do niego dotarło - mruknął do siebie. Peta próbowała wyswobodzić się z jego uścisku, ale on tylko obrócił ją do siebie i posłał jej ostrzegawcze spojrzenie. - Lepiej zaproś mnie na kawę. Zasłużyłem ciężką pracą. - Do której nikt cię nie namawiał - przypomniała mu, ale otworzyła drzwi w zapraszającym geście. Kiedy patrzył, jak porusza się z gracją po ponurej kuchni, Curt zastanawiał się, jakie tajemnice skrywały te zielonozłote oczy okolone ciemnymi rzęsami. Jego ciało reagowało na każdy jej ruch. Przebywanie z nią wystawiało na próbę jego zimną krew. Nie żeby nie potrafił się opanować, ale jeszcze nigdy nie musiał tak długo czekać na kobietę, której pragnął. Właściwie, gdyby jej nie pożądał, złożyłby luk- ratywną ofertę i odkupił ten marny kawałek ziemi. Niemniej zdecydował się na inne rozwiązanie i nie było już odwrotu, chociaż czasami czuł się tak, jakby próbował ujarzmić lwicę. Nie bała się go,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|