[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Naprawdę o tym marzyłam. Odwrócił ku niej twarz, wdychając jej zapach, pragnąc go w sobie zatrzymać. - Musisz mi tylko powiedzieć, co lubisz. Odchyliła głowę, by spojrzeć na niego, gdy niósł ją do sypialni. - Pokaż mi, co lubię. Położył ja na łóżku w poświacie księżyca i chłodnym powiewie, wpadającym przez otwarte okna. Pierwszy raz pocałował ją w blasku księżyca. Nigdy nie zapomni, jak wtedy wyglądała. Kilka podarunków w jego życiu miało znaczenie, pozostało na zawsze w jego sercu i pamięci. Keeley była darem, który będzie pielęgnował w swym sercu. - To - wyszeptał, chwytając lekko zębami jej wargi, dopóki się dla niego nie rozchyliły. Keeley reagowała na wszystko spontanicznie, chętnie, pragnęła być dotykana i posiadana. Mimo że Brian wyczuwał to jej podniecenie, prowadził ją powoli, cierpliwie przez kolejne doznania. Pieścił ją czubkami palców, muskając jej ciało lekko jak wiatr, to znów przywierał do jakiegoś tajemnego miejsca, aż wyrywały jej się westchnienia pełne rozkoszy. Wędrował ustami po skórze Keeley, rozbudzając w niej coraz większy żar, po czym wracał do jej warg i kąsał je namiętnie, aż wyginała się instynktownie, wtulając się w niego z całej siły. Szeptał jej cudowne, podniecające słowa w starym języku i każde było jak czuły pocałunek. Serce w niej trzepotało, skrzydła rozpościerały się szeroko do lotu. Nie była zdenerwowana, nie dręczyły jej żadne wątpliwości, gdy tuliła się do Briana. Kiedy zsunął jej bluzkę, czuła na skórze pieszczotę wietrzyku i jego palców. Było wspaniale. Jej skóra była biała jak alabaster, włosy pachniały przepięknie. Każdy przebiegający ją dreszcz był darem, każde westchnienie skarbem. Nigdy w życiu nie był świadkiem tak uroczego zjawiska, jakim była Keeley, odkrywająca samą siebie. Nie odczuwała odrobiny wstydu, gdy ją rozbierał, ale cieszyła się każdą nową chwilą, nowym doznaniem. Jej ciekawe dłonie manipulowały przy jego ubraniu, ona też chciała sama je zdjąć. Nie miał pojęcia, że fakt, iż jest się czyimś pierwszym, może być taki podniecający. Czuł pod swymi ustami łomotanie serca Keeley, a zapach perfum, którymi lekko skropiła drobne ciało, drażnił mu zmysły, aż wreszcie otumanił je zupełnie. Pieścił ją coraz odważniej, dopóki nie zaczęła poruszać się pod nim w nie kontrolowanym zaproszeniu. Tak mocno. Tak mocno. Była to jedyna myśl, która tłukła się w głowie Keeley, gdy jej ciało chłonęło nowe wrażenia i przebiegały przez nie dreszcze. Słyszała własne jęki, urywany oddech, ale nie potrafiła ich opanować. Ta całkowita utrata kontroli nad sobą była bardzo podniecająca. Wszystko wewnątrz niej było splątane i napięte. I desperacko pragnące tylko jednego. Wbiła paznokcie w plecy Briana, zęby odnalazły jego ramię. Wtedy jego ręka zamknęła się na niej. Nie zdołała powstrzymać okrzyku rozkoszy, gdy żądza przetoczyła się po niej falą, rozbijając się wewnątrz jej ciała i wprawiając je w drżenie. Wygięła się w łuk, zamykając oczy i wczepiając palce w jego włosy. Jego wargi, teraz jeszcze gorętsze, jeszcze bardziej złaknione, znów odnalazły jej usta, nie pozwalając jej nawet złapać tchu. - Oddaj mi się - wyszeptał. W skroniach mu pulsowało, krew napłynęła mu do głowy, gdy zajrzał w jej oszołomione, nieprzytomne oczy. - Wez mnie w siebie. Patrząc mu w oczy, wyprężyła się i otworzyła, oddając mu całą siebie. Przypominało to wznoszenie się w powietrze, coraz wyżej i wyżej. Rozkosz potęgowała się, rozlewając się po całym jej ciele. Widziała tylko jego oczy, ciemnozielone, wpatrzone w jej oczy, tak jak jego ciało skupione było na jej ciele. Splecione z nią, poruszające się w zgodnym rytmie. Wstrząśnięta pięknem tej chwili, podniosła rękę do policzka mężczyzny i wyszeptała jego imię. Był stracony. Miłość i namiętność, marzenia i pożądanie przeszyły jego serce. Bezsilny, ukrył twarz w jej włosach i pozbył się wszelkich hamulców. Z zamkniętymi oczami rozkoszowała się uczuciem zaspokojenia Ciało miała cudownie ociężałe, mózg otumaniony. Nie musiała zastanawiać się ani martwić, czy dała Brianowi taką samą rozkosz. Czytała ją z jego twarzy, czuła to, gdy leżał na niej, a serce wciąż waliło mu jak młotem. Pomyślała, że nastąpiła w niej jakaś zmiana. Zwiadomość, zrozumienie. I rosnące uczucie triumfu. Uśmiechając się do siebie, powiodła palcem wzdłuż jego pleców. - Jak twoje żebra? - Słucham? Czy to nie wspaniałe usłyszeć ten senny pomruk w jego głosie? - Twoje żebra. Nadal masz na nich paskudny siniak. - Nic nie czuję. - W głowie wciąż mu się kręciło. - Jakich perfum użyłaś? Niesamowicie zdradliwy zapach. - To jedna z moich wielu tajemnic.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|