[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Brama! krzyknął chłopak, wyciągając rękę. Conan zobaczył, \e dwóch napastników mocuje się z zapierającą ją belką. Cymmerianin odwrócił się. Strona 15 Maddox Roberts John - Conan mistrz Schodzę na zewnątrz! krzyknął. Gdy tylko zbierzecie broń, idzcie za mną, ale przez dymniki! Niech drzwi zostaną zamknięte, a chłopi niech zabarykadują je ławami i wszystkim, co znajdą! Jeszcze raz spojrzał na ludzi starających się wybić drzwi z zawiasów. Chyba tam nie zejdziesz, panie? zapytał przera\ony chłopiec. Wcześniej czy pózniej człowiek musi się czymś zająć, aby zarobić na chleb stwierdził filozoficznie Conan i prześlizgnął się przez otwór dymnika, pobalansował przez chwilę i skoczył. Trzymał miecz z dala od ciała, by nie nadziać się na niego w razie upadku, lecz wylądował pewnie na ugiętych nogach. Poniewa\ nie miał tarczy, chwycił oburącz rękojeść miecza i krzyknął do napastników: Wytrzymała z was banda, skoro wyprawiliście się na nas w taką noc! Kto was wysłał?! Jeden z atakujących obrócił się ku niemu. Krew w \yłach Conana stała się zimna jak mrozne powietrze. Mę\czyzna miał wywrócone w górę oczy tak, \e widać było tylko białka. Poruszał się sztywno, chrzęszcząc przy ka\dym ruchu. Przez porozpruwane odzienie widać było ziejące rany inkrustowane zamarzniętą krwią. Na Croma, to trupy! zaklął Conan. Nieboszczyk pomaszerował w jego stronę. Mimo niejakiej sztywności jego ruchy były szybkie i pewne. Pozostali dalej monotonnie walili kłodą w drzwi. śywi czy umarli, Conan znał tylko jeden sposób radzenia sobie z przeciwnikiem. Gdy nieboszczyk zbli\ył się do mego z rozcapierzonymi dłońmi, barbarzyńca rąbnął go z całej siły mieczem w bok. Miał wra\enie, jak gdyby uderzył w drewno. Miecz wbił się w zmro\one mięśnie i trzewia, obsypując Cymmerianina zamarzniętymi kryształkami krwi. Trup jak gdyby tego nie zauwa\ył. Zacisnął ręce na szyi Conana i zaczął go dusić. Conan puścił miecz i rozpaczliwie chwycił nadgarstki napastnika. Zimne palce zaciskały się nieugięcie, odcinającej mu dopływ powietrza. Conan został rzucony na kolana. Kręciło mu się w głowie, rysy powstałego z martwych truchła pozbawione były wszelkiego wyrazu, belka rytmicznie łomotała w drzwi dworu. Wreszcie Conanowi udało się najpierw odłamać kciuki, a potem po kolei resztę palców nieboszczyka. Trup zaczął tłuc go po głowie kikutami rąk. Drzwi poddawały się pod naporem ciosów. Conan sięgnął po swój miecz. Zaczął siec zamarzniętego trupa rozpaczliwymi ciosami, a\ głowa nieboszczyka odpadła z karku. Dwoma następnymi ciosami udało się mu odrąbać jedno ramię. Siekące krwawy lód ostrze miecza szybko tępiało. To chodzące trupy! wrzasnął. Bierzcie topory i maczugi, miecze tu na nic! Zdał sobie sprawę, \e koło niego stoi ktoś gapiący się z osłupieniem na o\ywione zwłoki. Hrulf! powiedział wojownik. To był mój przyjaciel, Hrulf, ale zginął w zasadzce dwa dni temu! Jakiś czarnoksię\nik o\ywił poległych, których nie zdołaliśmy pochować! krzyknął Conan. Zabijcie ich jeszcze raz, bo wymordują nas wszystkich! Zaczął siec jednego z walących belką nieboszczyków w chwili, gdy drzwi ustąpiły. Koło niego pojawiło się więcej \ywych wojowników. Przez dymniki rzucano pochodnie, by oświetlić pole walki. Conan ujrzał, jak jeden z trupów powala na ziemię młodego wojownika i rozszarpuje mu twarz sztywnymi palcami. Gdy drzwi puściły, wewnątrz wybuchło istne szaleństwo. Kobiety i dzieci piszczały, a zagłuszał je oszalały ryk zwierząt czujących, \e dzieje się coś niesamowitego. Wojownicy po kilku walili w trupy toporami i pochodniami, powoli odłupując od napastników kawały zamarzniętego mięsa. Brama! rozległ się krzyk. Odwróciwszy się, Conan zobaczył, \e wierzeje się otwierają. Biegnijcie zamknąć bramę! Obok Conana pojawiła się Alcuina. Jej oczy błyszczały dziko, a zimny wiatr rozwiewał jej włosy. Wracaj do środka! warknął. Poradzimy sobie z nimi! Nie czekając na jej odpowiedz, Cymmerianin ruszył biegiem w stronę bramy. Chocia\ wrogowie byli martwi, wyglądało na to, \e mo\na ich zabić jeszcze raz. Stanął w miejscu, gdy ujrzał wpadającą przez wrota hordę. Na dziedziniec wtargnęła zgraja pokaleczonych trupów. Niektórym brakowało rąk lub nóg. Oczodoły mieli zapchane lodem, śnieg przetykał ich brody i wypełniał szeroko otwarte usta. Ludzie Odoaka! krzyknął Conan. Polegli, których pozostawiliśmy po bitwie! Rzucił miecz i schwycił cię\ki kamień, który odpadł z pradawnego muru. Napiąwszy mięśnie, cisnął nim w najbli\szego z chodzących nieboszczyków. Truchło zwaliło się z chrzęstem i zaczęło wić przygniecione głazem. Rozglądając się za jeszcze jednym kamieniem, Conan ujrzał, jak chłop, z którym siłował się wcześniej na rękę, gruchocze innego Strona 16 Maddox Roberts John - Conan mistrz trupa kamiennym młotem. Kto mógł, walczył czym się dało z niesamowitymi napastnikami. Conan dziękował bogom, i\ po walce odebrano broń poległym ludziom Odoaka. Usłyszał za plecami rozpaczliwy krzyk. Obejrzawszy się, ujrzał ze zgrozą, \e Alcuina wije się w objęciach jednego z upiornych
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|