[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pchnij! - krzyknęłam niecierpliwie. - Na co czekasz jeszcze? Bili zrozumiał wreszcie, czego od niego żądam. Naparł gwałtownie i dziko. Poczułam rozsadzający ból, ale organ wcisnął się jednak trochę do środka. - Och, Bili, ty mnie rozrywasz... - jęknęłam nieostrożnie i to wystarczyło, aby przestraszył się i z wyraznym żalem wycofał swój cud natury z mojej obolałej szczelinki, chociaż spalało go pożądanie i chociaż domyślał się już zapewne, gdzie je można zaspokoić i ugasić. 107 - Jaśnie pani mi wybaczy - rzekł ze wstydem i skruchą, lecz głos mu drżał z podniecenia. - Nie chciałem pani przyczynić bólu, ale pani przecież sama kazała mi pchnąć. To ja już chyba przestanę, jak pani nie chce więcej... - Idioto! - krzyknęłam ze złością. - Kto ci powiedział, że nie chcę? - To co mam robić? - zapytał zdziwiony. - Jestem żywą kobietą, a ty rąbiesz mnie jak kłodę drzewa, bydlaku! Pchaj dalej, tylko powoli, nie tak dziko, rozumiesz? - O dziękuję, bardzo jaśnie pani dziękuję! Będę ostrożniejszy! - zawołał niezmiernie uradowany i szybko położył się na mnie w obawie, że się mogę rozmyślić, - Czekaj! - rozkazałam. - Nie tak od razu. Nie jestem krową. Pokażę ci, od czego zaczyna każdy dżentelmen z prawdziwą damą. Objęłam ramieniem mocarną jego szyję i delikatnie, leciutko pocałowałam go w usta. Odpowiedział pocałunkiem. Zrazu zetknął tylko swoje wargi z moimi, a po tym zasmakował w tej przyjemności i wpił się całymi ustami w moje usta. - Dobrze - oderwałam się na chwilę i pochwaliłam go zdysza- . nym głosem. Płonęłam już z żądzy. - A teraz uważaj, co się robi dalej. Wysunęłam język i rozepchnęłam nim jego wargi. Poprzez zęby wcisnęłam język głęboko. Nasze usta i języki połączyły się. Wessali-śmy się w siebie. - Oj, jakie to dobre... - szepnął. 78 - A widzisz? - rzekłam z triumfem. - Całuj jeszcze! Jeszcze! Równocześnie podłożyłam zaciśnięte pięści pod swoje biodra i uniosłam nogi wyżej niż przedtem, ponad jego głowę. - Teraz wejdz we mnie - powiedziałam wreszcie. Tym razem nie zawahał się nawet przez chwilę. Zgodnie z rozkazem starał się potraktować mnie delikatniej i znowu poczułam tę miłą, gorącą twardość przenikającą między moje uda. Wszedł znacznie łatwiej niż poprzednio ale tak samo płytko. I chociaż nadal mnie bolało, zmuszałam się aby nie usłyszał mojego jęku. Mógłby się znowu przerazić. Tym razem musiałam doprowadzić sprawę do pożądanego skutku. Nie mogłam czekać już dłużej. Pragnęłam rozkoszy nawet za cenę bólu. I pragnęłam jego rozkoszy. Strasznie się przecież męczył biedny mój uczeń... Tymczasem rozluzniło się, otworzyło i zmiękło ciasne moje wejście, co umożliwiło Billowi wtargnięcie do połowy długości organu. I to mu wystarczyło. Ryk zachwytu wydarł się z jego gardła, a przyśpieszone ruchy świadczyły, że dochodzi do szczytu rozkoszy, podczas gdy ja odczuwałam dopiero rosnącą powoli przyjemność połączoną 108 nadal z bólem. Nie chciałam mu przeszkodzić i pozwoliłam by skończył. Moja przyjemność wygasła bez odprężenia. Poczułam tylko z zadowoleniem, że gwałtowny, niezwykle obfity wytrysk uderzył wielokrotnie w dno mojego wnętrza. Oczekiwałam, że teraz jak każdy samiec, Bili odsunie się ode mnie, gdy się zaspokoił. Lecz człopak mile mnie rozczarował. Leżał nieruchomo, nie wychodząc ze mnie. Oczy miał przymknięte i lekkie drgawki przebiegały mu przez ciało. Przetrawiał w duszy dopiero co doznaną pierwszą rozkosz w życiu. I po krótkiej, cudownie krótkiej przerwie, nie otwierając oczu i drżąc z budzącego się od nowa pożądania, zaczął od początku! Czułam wnętrzem ciała, że wspaniała twardość jego organu ani na chwilę nie osłabła jak gdyby nie zaznał jeszcze ukojenia. Przeciwnie: zabrał się do słodkiego dzieła z większym zapałem niż poprzednio. Dotychczas myślałam, że nie ma pod tym względem doskonalszego mężczyzny niż H. Swoją niestrudzoną, wiecznie kipiącą energią erotyczną przewyższał nawet mojego nieodżałowanego Karola, który przecież też mógł uchodzić za wyjątkową rzadkość. Okazało się jednak, że zarówno nieudolność jak i doskonałość nie mają granic. Moje doświadczenie z mężczyznami było widocznie jeszcze zbyt ubogie. Doskonałość pana H. była niczym w porównaniu z doskonałością jego służącego. Bili, jako kochanek, stał o niebo wyżej od swego chlebodawcy. Ogarnęło mnie bałwochwalcze uwielbienie, gdy poczułam po kilku jego mchach że i tak już zadziwiająco twardy organ chłopca pęcznieje jeszcze bardziej i rozpiera bardziej jeszcze i tak 79 już do granic ostateczności rozciągnięte ścianki mojej cieśniny. Ze słodkim strachem pomyślałam co się stanie ze mną, gdy Bili przekroczy również i tę granicę. I rzeczywiście za drugim razem nie zadowolił się głębokością, którą osiągnął poprzednio. Bez ostrożności, o którą go błagałam, naparł ostro, jednym gwałtownym rzutem ciała. Pomogłam mu wszystkimi siłami, bo i sama pragnęłam, by wtargnął głębiej. Ułatwiła mu zresztą ten chwalebny zamiar śliska już teraz dziurka, którą obficie zwilżył pierwszy jego wytrysk. - Przebijesz mnie! - jęczałam, lecz równocześnie pod wpływem nieopanowanego popędu podrywałam się w górę za każdym razem, gdy Bili przytłaczał mnie w dół.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|