Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gęsiej skórki.
W końcu wyskoczył z Omegi i, zarzucając torbę
na ramię, pognał w stronę wejścia. W drodze do
pokoju nauczycielskiego zaczęły go dręczyć złe
przeczucia. Bolesne gniecenie w żołądku sprawiło, że
musiał się na chwilę zatrzymać i wziąć kilka
głębokich wdechów. Nie licząc dwóch skąpo
odzianych dziewczyn z drugiej A, cicho
rozmawiających przy oknie, hol był pusty i
zatrważająco cichy.
W pokoju nauczycielskim również świeciło
pustkami. Na niektórych stolikach stały kubki z
niedopitą herbatą. Rzucił torbę na swoje krzesło, po
czym z powrotem wyszedł na korytarz. Drzwi od
gabinetu dyrektora były uchylone. Bez zastanowienia
wszedł do środka. Pomieszczenie było niewielkie, ale
urządzone ze smakiem. W rogu stało czarne biurko,
ponad dwumetrowy fikus rzucał groteskowe cienie na
wysoką szafę, której półki zapełnione były
pożółkłymi kopertami, zniszczonymi segregatorami i
zeszytami. W powietrzu unosił się łagodny zapach
lawendy, wymieszany z kwaśnym odorem potu.
Andrzej  Dzik Moskal stał przy otwartym oknie
i nerwowo bębnił palcami o parapet. Miał na sobie
szarą połówkę i ciasne, jakby o numer za małe,
spodnie. Na widok Galińskiego westchnął i posłał mu
długie, tajemnicze spojrzenie.
 Panie Galiński  odezwał się w końcu, a jego
głos wydawał się pozbawiony jakichkolwiek emocji.
 Widzę, że dzisiaj przyjechał pan prawie godzinę
przed czasem.
 Co się stało?  spytał nauczyciel.
Dzik odsunął się od okna, wcisnął dłonie do
kieszeni i wolno podszedł do biurka. Przez dobrą
minutę wbijał wzrok w walające się na blacie
papierzyska, jakby nie był pewien, co powinien z
nimi zrobić. Zakaszlał i odpowiedział grobowym
tonem:
 Jeden z pańskich uczniów nie żyje.
Galiński zaniemówił. Poczuł się tak, jakby ktoś
rąbnął go w głowę kijem bejsbolowym. Otworzył
usta, jednak nie potrafił sklecić zdania.
 Kto?  wykrztusił.
 Niejaki Adrian Romski.
 Adrian...
Jeszcze wczoraj widział go na zajęciach. Jakiś
tydzień temu odpytywał Romskiego z układu
oddechowego ryb. Całkiem niezle mu poszło, choć
chłopak nie przepadał za biologią. Zdarzało się, że
nawalał na sprawdzianach, ale nie dlatego, że miał
gdzieś przedmiot Galińskiego. Po prostu biologia
była jego piętą achillesową, tak jak dla większości
matematyka czy chemia.
 Taaa  mruknął dyrektor.
 Jak to się stało?
 Został zamordowany  słowa Moskala miały
siłę rażenia wystrzelonej kuli armatniej.  Dzisiaj
rano.
 Boże.
 Tak. Boże. W dodatku stało się to w szkolnej
szatni.
Nauczyciel był wstrząśnięty. Przez dobrą minutę
nie potrafił wykrztusić słowa.
 Wiadomo, kto to zrobił?  wydusił wreszcie.
Dzik podszedł i spojrzał mu prosto w oczy. Był
w nich strach i wściekłość.
 Owszem, wiadomo  fuknął.  Wykończył go
inny pański uczeń. Jacek Krzyżanowski.
Galiński zesztywniał. Nie był przekonany, czy
dobrze usłyszał. Krzyżanowski? To jakiś idiotyczny
żart! Miał ochotę wykrzyczeć to prosto w twarz
Dzika. Ostatnią rzeczą, jakiej mógł się spodziewać po
Krzyżanowskim, było morderstwo. To nie miało
sensu, do cholery. Chłopak był chodzącą oazą
spokoju. Nigdy, podobnie jak Romski, nie sprawiał
żadnych problemów wychowawczych. Morderstwo?
Kompletna niedorzeczność!
 Niemożliwe  oświadczył poważnym tonem
Galiński, starając się zapanować nad emocjami. 
Jacek nie byłby do tego zdolny. To po prostu
niedorzeczne.
Andrzej Moskal położył mu dłoń na ramieniu.
 Panie Galiński, powtarzam panu, co
usłyszałem od gliniarzy. Byłem tam, na dole, w
szatni przy sali gimnastycznej. Widziałem martwe
ciało. Cholernie martwe. Powiedziałbym, że bardziej
martwego ciała nigdy nie zdarzyło mi się oglądać!
Galiński nie odezwał się. Zdruzgotany, mógł
tylko stać i czekać na kolejne słowa dyrektora.
 Było poranione jak...  Moskal szukał
odpowiedniego określenia. Bezskutecznie. 
Krzyżanowski ponacinał jego skórę w kilku
miejscach, rozumie pan? Jeden z gliniarzy powiedział
mi kilka minut temu, że to wygląda tak, jakby
chłopak usiłował zedrzeć skórę z tego nieszczęśnika.
Zapanowała kolejna krótka pauza, którą znowu
przerwał Dzik:
 Byłem tam zaledwie kilka minut, a prawie się
porzygałem. Nie mogłem na to patrzeć. Kazano mi
wrócić do gabinetu.
Galiński nabrał powietrza do płuc i wypuścił je
ze świstem. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
Krzyżanowski miał poukładane w głowie, tak jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Irlandzkie marzenia (Irlandzki buntownik) Roberts Nora
     : Roberts Nora MacGregors 6 Rebelia_ tom_ 1
     : Roberts Nora Klucze Klucz Światła
     : Haasler Robert A. 6. Ĺťycie seksualne księży
     : Maddox Roberts John Conan mistrz
     : 075. Roberts Nora Ostatni wiraĹź
     : C Howard Robert Conan zdobywca
     : Kiyosaki Robert Mądre Bogate Dziecko
     : Nora Roberts Szmaragdowy sen
     : Eco Umberto The Island of the Day Before
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coolinarny.opx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT