[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który widząc błysk stali w prawej ręce postaci, uniósł swój miecz. Jednak druga wyciągnięta ku niemu dłoń była pusta, a nieznajomy ponaglił go syknięciem: Tędy Wasza Wysokość! Szybko! Zakląwszy pod nosem ze zdumienia, Conan chwycił Albionę potężnym ramieniem i podążył za nieznanym sprzymierzeńcem. Mając za plecami trzydziestu nadbiegających strażników więziennych, nie był skłonny do wahań. Otoczony przez tajemnicze postacie gnał alejką, niosąc księżniczkę jakby była dzieckiem. O swoich wybawcach nie mógł rzec nic więcej prócz tego, że byli odziani w czarne płaszcze i kaptury. Dręczyły go wątpliwości i podejrzenia, ale ci nieznajomi powalili jego wrogów, tak więc nie widział powodu, dla jakiego nie miałby pójść z nimi. Jakby wyczuwając jego wątpliwości, ich przywódca lekko dotknął ramienia barbarzyńcy i rzekł: Nie obawiaj się, królu Conanie; jesteśmy twymi lojalnymi poddanymi. Głos nie był znajomy; akcent świadczył o tym, że mówiący pochodzi z centralnych prowincji Akwilonii. Za nimi niosły się wrzaski strażników; natknęli się oni na jatki w alejce i dysząc żądzą zemsty, pędzili za uciekającymi, których niewyrazne zarysy widzieli na tle świateł odległej ulicy. Jednak zakapturzeni nagle skręcili ku pozornie litej ścianie i Conan dostrzegł ziejący w niej otwór. Zaklął pod nosem. W przeszłości często przechodził tą alejką za dnia i nigdy nie zauważył tu żadnych drzwi. Przeszli przez próg i furta zatrzasnęła się za nimi ze szczękiem zamka. Ten odgłos nie poprawiał samopoczucia, lecz przewodnicy poganiali Conana, trzymając go za oba łokcie, a poruszali się z szybkością zdradzającą dobrą znajomość terenu. Przypominało to wędrówkę tunelem i Cymeryjczyk czuł, jak smukłe ciało Albiony drży w jego ramionach. Wreszcie dostrzegł w oddali ledwie widoczny otwór jaśniejszą plamę w ciemności przez który opuścili przejście. Potem przemierzali w głuchym milczeniu przyprawiający o zawrót głowy labirynt mrocznych dziedzińców, ciemnych uliczek i krętych korytarzy, aż w końcu znalezli się w jasno oświetlonej komnacie, której położenia Conan nie odgadłby, gdyż kręta droga zmyliła nawet jego pierwotne poczucie kierunku. X MONETA Z ACHERONU Nie wszyscy nieznajomi weszli do komnaty. Gdy zamknęły się drzwi, Conan zobaczył, że stoi przed nim tylko jeden człowiek smukła, zakapturzona postać w czarnej opończy. Mężczyzna zaraz odrzucił kaptur, ukazując blady owal twarzy o spokojnych, delikatnie rzezbionych rysach. Król postawił Albionę na podłodze, lecz dziewczyna wciąż się doń tuliła, z niepokojem spoglądając wokół. Skąpana w złocistym blasku mosiężnych lamp komnata była duża, o marmurowych ścianach częściowo zakrytych draperiami z czarnego aksamitu i z mozaikową posadzką wyścieloną grubymi dywanami. Conan instynktownie położył dłoń na rękojeści miecza. Miał na ręku krew oblepiającą wylot pochwy miecza, gdyż wetknął w nią nie otarte z posoki ostrze. Gdzie jesteśmy? zapytał. Nieznajomy odpowiedział z niskim, pokornym pokłonem, w którym podejrzliwy król nie doszukał się śladu ironii. W świątyni Asury, Wasza Wysokość. Albiona z cichym okrzykiem przywarła do Conana, lękliwie spoglądając na czarne, łukowate drzwi, jakby w oczekiwaniu wejścia jakiegoś okropnego potwora. Nie lękaj się, pani rzekł przewodnik. Wbrew gminnym przesądom nic ci tu nie grozi. Jeśli twój monarcha był wystarczająco przekonany o niewinności naszej religii, by bronić nas przed prześladowaniami ze strony ludzi nieświadomych, to z pewnością i jedna zjego poddanych nie powinna żywić uprzedzeń. Kim jesteś? spytał król. Jestem Hadrathus, kapłan Asury. Jeden z moich wiernych rozpoznał cię, gdy przybyłeś do miasta, i doniósł mi o tym. Conan zaklął pod nosem. Nie obawiaj się, że inni mogli odkryć twoją tożsamość zapewnił go Hadrathus. Twoje przebranie zmyliłoby każdego prócz wyznawcy Asury, albowiem nasz kult uczy szukać prawdy pod powłoką ułudy. Zledzono cię aż do wieży strażniczej, a paru moich ludzi weszło do tunelu, aby pomóc ci, gdybyś tamtędy wracał. Inni, w tym i ja, otoczyli %7łelazną Wieżę. Teraz, królu Conanie, rozkazuj. Tu, w świątyni Asury, nadal jesteś królem. Dlaczego mielibyście ryzykować dla mnie życiem? Byłeś naszym przyjacielem, kiedy zasiadałeś na tronie odparł kapłan. Broniłeś nas, gdy kapłani Mitry chcieli wygnać nas z kraju. Conan z ciekawością rozejrzał się wokół. Nigdy jeszcze nic przebywał w świątyni Asury, a nawet nie był pewien, czy w Tarantii znajduje się takowa. Kapłani tej religii mieli zwyczaj ukrywać swe świątynie w podziwu godny sposób. Kult Mitry był dominującym wyznaniem wśród hyboryjskich narodów, lecz mimo oficjalnego zakazu i powszechnej niechęci gdzieniegdzie nadal oddawano cześć Asurze. Conan słyszał ponure historie o ukrytych miejscach kultu, gdzie gęsty dym unosił się nieustannie nad czarnymi ołtarzami, na których porwanych ludzi składano w ofierze wielkiej żmii, miarowo kołyszącej w mroku straszliwym łbem. Prześladowania zmusiły wyznawców Asury do sprytnego ukrywania przybytków swej wiary i otaczania mgłą tajemnicy swych rytuałów; ta tajemniczość rodziła jeszcze potworniejsze podejrzenia i straszliwsze opowieści. Jednak w barbarzyńskiej naturze Conana leżała szeroko pojęta tolerancja; odmówił prześladowania wyznawców Asury i nie pozwalał na nie innym, skoro jedynymi dowodami, jakie przeciw nim przedstawiano, były nie potwierdzone plotki i pomówienia. Jeśli uprawiają czarną magię pytał to czy pozwolą, żebyście ich dręczyli? A jeśli nie uprawiają, to w niczym nie zawinili. Na Croma! Pozwólcie ludziom czcić takich bogów, na jakich mają ochotę! Po pełnym szacunku zaproszeniu Hadrathusa król zasiadł na fotelu z kości słoniowej i gestem wskazał lbionie drugi, lecz ona wolała usiąść na złotym stołeczku u jego stóp, przyciskając się do jego uda, jakby w tej bliskości szukała bezpieczeństwa. Jak większość ortodoksyjnych wyznawców
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|