[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stał nieruchomo. Sandy posłał mu jeszcze jedno karcące spojrzenie, objął tę kobietę ramieniem i wyprowadził z pokoju. Wychodząc kręciła triumfalnie krągłym tyłeczkiem. 4 Sandy musiał przyznać w duchu, że zachowanie Kane'a było dla niego szokujące. Znał chłopaka od kołyski i zarówno Kane jak i jego brat bliźniak byli miłymi, słodkimi dzieciakami zawsze gotowymi udzielić pomocy temu, kto jej potrzebował. Zawsze spali w stajni z chorymi końmi i płakali, kiedy wąż zabił psa. Zawsze byli skorzy do śmiechu, szczęśliwi i chętnie dzielili się swoim szczęściem z innymi. Więc gdy Sandy wszedł do domu i zobaczył Kane a nastającego na życie uroczej, drobniutkiej istotki płci pięknej, z początku nie wiedział, jak zareagować. Najbardziej zdumiał go sam fakt, że Kane w ogóle zdobył się na jakąś reakcję. Od śmierci żony, co zdarzyło się pięć lat temu, zamknął się w sobie. Poza synami nikt nie potrafił go rozzłościć czy zasmucić; wyglądało na to, że nic go nie zachwyca, nie budzi w nim zawodu, nie nudzi. Po prawdzie, nic na świecie nie było w stanie go poruszyć. Gdy Pat wyznała Sandyemu, co chce osiągnąć dzięki tym czterem kobietom i że nawet wybrała jedną z nich na przyszłą synową nie śmiał się. Miał nadzieję, że ktoś lub coś przywróci Kane'a do życia i jeśli mogła tego dokonać jakaś wdowa, był gotów poprzeć każdy podstęp wiodący do tego celu. Ale gdy Sandy wszedł do domu, Kane nie czarował żadnej pięknej wdowy; biegał po meblach za drobną jak łasiczka dziewczyną. Starzec musiał przyznać w duchu, że był tym tyleż zaintrygowany co oszołomiony. - To ty zastrzeliłaś węża? - zapytał młodą kobietę, idącą w milczeniu obok niego. Była śliczną niebieskooką blondynką i gdyby nie to, że przed chwilą widział ją w akcji, uznałby, że musi być bardzo nieśmiała i milcząca. - I dostałam fioła - odburknęła. Nieznacznie usztywniła przy tym ramiona, jakby szykowała się do obrony. - Masz ochotę powiedzieć mi, co się wydarzyło? - Nie za bardzo - odparła. Sandyemu bardzo zależało na relacji drugiej strony o zaszłych wydarzeniach. -Kane twierdzi, że o mały włos go nie zabiłaś, a potem wpadłaś w histerię. Często histeryzujesz i używasz broni? Siląc się na poważny wyraz twarzy patrzył, jak blondyneczka daje się złapać na tę przynętę. Na śliczną twarzyczkę kolejno wystąpiło kilka odcieni czerwieni - od różu do purpury. Za rumieńcem sypnęły się słowa. - Uratowałam życie tej niewdzięcznej babie! – wybuchnęła i opowiedziała Sandyemu o tym, że Kane trzymał walizkę, więc gdyby ona nie zdecydowała się na szybkie działanie, wąż mógłby ukąsić Ruth. Sandy słuchał i uśmiech nikł mu z twarzy. Kane odmalował mu wizerunek kobiety pozbawionej piątej klepki, a tymczasem zachowała się rozsądnie i naprawdę wyglądało na to, że uratowała Ruth życie. 106 - A co było dalej? - spytał łagodnie. - Przestraszyłaś się i uległaś nadmiernemu podnieceniu? Byłby w stanie to zrozumieć, lecz ona uciekła od niego wzrokiem, znów zrobiła się czerwona, ale tym razem raczej z zakłopotania niż z wściekłości. Widział, jak walczy ze sobą nie wiedząc, czy wyznać mu prawdę, więc stał i czekał cierpliwie, podczas gdy ona podejmowała decyzję. Westchnęła rozdzierająco i powiedziała: - No, hm... ojciec często wściekał się na mnie i... sprawiał mi lania... i kiedy twój kowboj mnie dotknął, to odbyłam jakby małą podróż w czasie. Po tych słowach zastygła, spozierając wojowniczo, jakby prowokując go do jakiegoś komentarza. Wyglądała trochę jak zabijaka z małego miasteczka, który właśnie okazał się wcale nie taki twardy. Sandy pokiwał ze zrozumieniem głową ale nie skomentował tego, co usłyszał. - Znasz się coś na koniach? - Wiem, gdzie ma łeb, a gdzie nogi, ale to cała moja wiedza. Wyszczerzył do niej zęby. - Może byś tak pomogła mi je rozsiodłać i opowiedziała, gdzie nauczyłaś się tak obchodzić z bronią? - Chyba nie dość się nauczyłam bo o mały włos nie odstrzeliłam kowbojowi nogi. Sandy szedł nie odwracając głowy, ale słyszał skruchę w jej głosie, gdy nazwała Kane'a „kowbojem". - Przeprosiłaś go? - Ha! Prędzej umrę. Przyjrzał się jej zagadkowo spod ronda kapelusza. Uniosła głowę do góry. Zwinęła dłonie w pięści, usta zacisnęła w wąską linię. - Ty jesteś fryzjerka, wdowa czy ta, co to ma ten śmieszny sklep?- Zanim zdążyła odpowiedzieć, zabłysły mu oczy. - Piszesz kryminały! - Tak - odparła nadal zagniewana, ale popatrzyła na niego i uśmiechnęła się. - Moja następna książka będzie nosiła tytuł: Śmierć kowboja. Jak myślisz, jaki rodzaj śmierci byłby odpowiedni? Zaplątanie się we własne lasso i uduszenie? Może grzechotnik w zrolowanym kocu? - Uśmiechnęła się szerzej. - Może zakażenie krwi od brudnej kuli, która oderwała mu wszystkie palce u nóg! Sandy krztusząc się ze śmiechu otworzył przed nią drzwi stajni. - Właź i opowiedz mi resztę tej historii. Lubię dobre opowiastki. - To szybko mnie polubisz - rzekła rozradowana - bo znam ich mnóstwo. - Zmarszczyła brwi i wymruczała: - Byłoby wspaniale, gdyby był tu ktoś taki jak ja. 5 - W brew pozorom wcale nie chciałam, żeby kowboj Taggert mnie znienawidził. Zawsze marzyłam żeby mnie lubiano. Zawsze chciałam wejść do pokoju, usłyszeć westchnienie ulgi towarzystwa i słowa: „Jest Cale. No, to wreszcie zacznie się zabawa." Oczywiście, nigdy do tego nie doszło. Mole książkowe rzadko są zapraszane na przyjęcia a gdy im się to przytrafia mają zwyczaj siedzieć w kącie i obserwować. Pomogłam w stajni temu cudownemu kochanemu staruszkowi, Sandy’emu i udawałam że nic mnie nie dręczy. Poprzysięgłam sobie wytrwać w tej postawie do końca wyprawy. Za dziesięć lat ten kowboj wspomni mnie i powie. „Ta mała pisarka kryminałów była całkiem do rzeczy." Spisywałam się wspaniale przez całe dwadzieścia cztery godziny. Do obiadu 107
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|