Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bezczelną młodą kobietą. Wtedy Ankana powiedziała coś, czego się nie
spodziewał:
- Oczywiście dla kogoś takiego jak ty są to odpowiednie zajęcia. -
Uśmiechnęła się i dodała: - Ja tylko wyjaśniłam, dlaczego w twoim życiu nie
było do tej pory miejsca dla mnie. Mając na względzie typ kobiety, jaki lubisz,
nic nas nie łączy prócz miłości do papy.
- I tylko to się teraz liczy - dodał markiz. Doszedł do wniosku, że postąpi
najmądrzej, jeżeli będzie ignorował jej insynuacje na temat swoich przyjaciółek,
całkowicie bezzasadne.
- W tym się zgadzamy - rzekła dziewczyna. - A teraz, jeżeli jesteś gotów
słuchać, powiem ci, w jaki sposób chcę z tobą podróżować. To bardzo proste. -
Przechyliła na bok głowę i rzekła: - Mogę występować w roli uczennicy, którą
ty, jako opiekun mianowany przez jej ojca, a twojego przyjaciela, wozisz ze
sobą.
- Myślę, że jest to tak dobre, jak każde inne, wytłumaczenie twojej obecności
- wycedził. - Mam nadzieję, że potrafisz wyglądać dostatecznie młodo.
- Nie byłabym córką swego ojca, gdybym tego nie potrafiła - oświadczyła
dumnie. - Kiedy byliśmy w Afryce, występowałam w roli żony beduina i nikt nie
podejrzewał, że jestem kim innym. - Westchnęła i dodała radośnie: - A gdy
byliśmy w Sudanie, nosiłam przebranie chłopca, jego syna. Wszyscy szejkowie
dali się nabrać i pozwolili mi jezdzić konno okrakiem. %7ładnemu nie przyszło do
głowy, żeby zamknąć mnie w haremie.
Markiz nie zdołał opanować wesołości.
- Sądzę, że twój pomysł jest do przyjęcia - rzekł. - Gdy jednak znajdziemy się
w Bangkoku, zrobisz, co ci nakażę. - Jego głos nabrał miękkości. - Nawet
gdybym miał cię zamknąć w kabinie, nie dopuszczę, byś wpakowała się w jakąś
kabałę.
- Ho, ho! - śmiała się Ankana. - Teraz ty próbujesz mnie przestraszyć. Ale ja
wiem jedno: dżentelmen twojego pokroju nie uwięzi kobiety.
- Wkrótce się przekonasz, że jestem zupełnie inny, niż ci się zdaje - odciął się
Vale.
- Gdy się nad kimś poznęcasz i z kimś pokłócisz - zakpiła. - Wiem od ciotki
Alicji, że rozpierasz się jak pasza, podczas gdy kobiety całują ci stopy i mówią,
żeś cudowny.
- Jeżeli usłyszę jeszcze jedno słowo na ten temat - ostrzegł - wsadzę cię do
kufra i wyślę pociągiem do Anglii!
- To świetny pomysł! - wykrzyknęła. - Ciekawe, czy można przeżyć taką
podróż?! - Parsknęła śmiechem i dodała: - To interesujący pomysł i dużo
łatwiejszy do realizacji aniżeli zakuwanie więzniów w kajdany i odsyłanie ich do
śledczego.
Markiz zdał sobie sprawę, że żadną inną pogróżką nie popchnąłby sprawy
zręczniej do przodu. Ankana słuchała tylko tego, co chciała słyszeć. Wstał z
łóżka i trzymając się poręczy rzekł:
- Gdy dotrzemy do Bangkoku, będziemy mieli mnóstwo czasu na omówienie
naszej strategii, jeżeli zdecydujemy się na jedną. Teraz zaś zamierzam iść spać i
spodziewam się, że jutro rano będziesz gotowa, by wytłumaczyć lokajowi swoją
tutaj obecność
- Oczywiście! - wymamrotała Ankana.
- Jak również kapitanowi - dodał. - Będzie z pewnością robił sobie gorzkie
wyrzuty, iż pozwolił ci wejść na pokład bez mojej wiedzy.
- Innymi słowy, uzna mój postępek za godne ubolewania zakłócenie porządku
na jachcie - skonstatowała. - Nie trap się jednak. Jak wszyscy mężczyzni tak i
twoi marynarze lubią niespodzianki i wkrótce mnie zaakceptują.
Markizowi nie przypadła do gustu myśl, że mężczyzni na jego jachcie
mogliby zaakceptować Ankanę. Nie chciał jednak więcej o tym mówić.
Skierował się po prostu do drzwi. Gdy był w progu, niepoprawna dziewczyna
zawołała:
- Dobranoc, milordzie. Dziękuję ci, żeś mnie nie wyrzucił za burtę rybom na
pożarcie.
- To jest myśl! - odciął się. - Urzeczywistnię ją, gdy będziesz mi dokuczała
ponad miarę.
Nie czekał na odpowiedz. Ale zamykając drzwi usłyszał jej śmiech i
pomyślał, że jest nieznośna. W łóżku jednak powiedział sobie, że aczkolwiek
doprowadziła go do pasji tym nierozsądnym zakradnięciem się na jacht, to
przecież jednocześnie trochę go ubawiła. Jest w każdym razie kimś, z kim będzie
można porozmawiać w czasie długiej - mimo wysiłków załogi - podróży
morskiej.
Rozdział trzeci
Podczas przeprawy przez Morze Zródziemne Ankana nie sprawiała markizowi
najmniejszych kłopotów. Lunch i kolację spożywali razem. Resztę czasu
spędzała albo w kabinie, albo na pokładzie, w jakimś osłoniętym od wiatru
miejscu. Wiedział, że oddaje się lekturze. Któregoś razu podpatrzył, że czyta
wyłącznie książki pisane po syjamsku. Przy lunchu zagadnął na pół żartobliwie:
- Zdaje mi się, że znasz syjamski nieporównanie lepiej niż ja. Powinienem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Gra pozorĂłw Sekrety 01 Barbara McCauley
     : Barbara Frale Templariusze i całun turyński
     : 1109. McMahon Barbara Ballada o miłoœci
     : 07. McMahon Barbara Spotkanie na pustyni
     : D426. McCauley Barbara Gra pozorĂłw
     : Boswell Barbara Fikcyjna narzeczona
     : Delinsky Barbara Najprawdziwsza historia
     : DELINSKY Barbara Drugie rozdanie
     : Faith Barbara Fiesta
     : Wood Barbara Madonna jak ja i ty
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • dodatni.htw.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT