[ Pobierz całość w formacie PDF ]
takiej kobiety szukałem na matkę moich dzieci i panią serca. Kobiety, która nie zawaha się walczyć z bykami w mojej obronie. Kobiety jak ty, moja piękna. - Przerażałeś mnie, Jude. Byłeś taki surowy. Ale wkradłeś się do moich snów i musiałam cię pokochać. - Wybacz mi. To był jedyny sposób, żeby cię zdobyć. Chcesz mnie, mimo mojej surowości i wszystkich wad? - Tak, po tysiąckroć tak, mój ukochany. Rzucił ją znów na łoże z szeleszczących liści, już płonąc z pożądania i nareszcie wolny od ciężaru nieporozumień, które doprowadziły ich w ślepy zaułek, gdzie żadne z nich nie chciało nic wyznać drugiemu. Jego pocałunki rozpaliły w niej ogień, podobnie jak śmiałe słowa i miłosne deklaracje, przepełniające ją szczęściem i radością. Westchnęła cicho, gdy ściągnął jej z ramienia suk- nię, obnażając pierś. - Ty cudowna istoto - szepnął, nakrywając pełną krągłość wielką dłonią. - Kobieto moich marzeń. Nie mogę się tobą nasycić, Rhoese. Pamiętaj, że cię ostrzegałem. Miał zamiar podroczyć się z nią trochę, kazać jej czekać i prosić, by ją wziął, ale pierwszy dotyk piersi gorącymi wargami wyzwolił w nim nieposkromioną namiętność - przyciągnął ją do siebie z magnetyczną siłą, i złączyli się z gwałtowną niecierpliwością, drżąc z uniesienia. Jej krzyk rozkoszy i jego chrapliwe westchnienie wzbiły się w pocęt- kowany słońcem baldachim nad ich głowami, a las na chwilę zastygł w ciszy i znieruchomiał, odpływając w dal. Kiedy było po wszystkim, śmiali się i żartowali, przepełnieni poczuciem błogiego spokoju, którego nigdy wcześniej nie zaznali, dręczeni tyloma różnymi wątpliwościami. W końcu odwróciła do niego głowę i spojrzała mu w twarz z miną winowajcy. - Jude - zaczęła ostrożnie - powinieneś wiedzieć coś jeszcze. Jego ręka wślizgnęła się pod cienką, wełnianą spódnicę i pogłaskała jej udo. - Tak, skarbie - powiedział. - Słyszałem o tym. Pewno od dawna nikt nie zrobił jej takiej awantury. - Wiesz już? Skąd? - Takie rzeczy szybko się rozchodzą. - To była bardzo jednostronna awantura. Spodziewałam się, że ona stanie do walki. - Cokolwiek kazało ci walczyć, moja miła, jestem zaszczycony, że mam cię po swojej stronie. Jeśli Anneys ma choć trochę oleju w głowie, zostawi nas teraz w spokoju. - Ty wiele razy stawałeś po mojej stronie, Jude. Nie zapomnialam tego. Czy ona pojedzie z nami? - W jej głosie był niepokój, którego nie potrafiła ukryć, mimo próby mówienia lekkim tonem. Usiadł i pochylił się nad nią, patrząc, jak jej piękne oczy z jesiennego brązu przechodzą w zimowy granat. - A więc to cię gnębi, tak? To, że ma zostać z nami? Nie martw się. Zaufaj mi. - Ufam ci, Jude. Tylko... - O co chodzi, kochanie? Powiedz mi. - Co będzie, kiedy stanę się brzemienna? Poszukasz innych kobiet? Jego palce błądziły delikatnie po jej czole, odsuwając na bok niesforne loki. - Nie - powiedział miękko. - Musiałbym być skończonym prostakiem, żeby brać inną kobietę, podczas gdy moja własna ma mi dać dziecko. Nie jestem aż takim nieczułym draniem, kochanie. Uwierz mi. Mówiłem do ciebie prowokujące rzeczy, które by mi nigdy nie przeszły przez gardło, gdybym znał prawdę. Masz za sobą ciężkie przeżycia, ale teraz jesteś moja i postaram się w niczym cię nie zawieść. Nigdy nie walczyłem tak ciężko o żadną kobietę jak o ciebie, Rhoese z Yorku, ani żadna kobieta nie walczyła tak o mnie. Jestem z ciebie taki dumny. Warto było stoczyć tę walkę. Nie powiedziała mu o napoju miłosnym, bo było jej wstyd, że nie wahała się uciec do tak rozpaczliwych metod, ani o sławie, jaka ją otaczała i wciąż rosła bez żadnych starań z jej strony. - Czy będziemy się kiedykolwiek kochać na łożu usłanym płatkami róż, na pachnących prześcieradłach i pod girlandami kwiatów? - westchnęła marzycielsko, zamykając oczy, żeby ukryć figlarne ogniki. - Hm... nie. Przez jakiś czas jeszcze nie, kochanie. Dopóki nie zaczniesz być posłuszną i uległą żoną. Mogę na to liczyć? - Hm... nie. Jeszcze nie, przez jakiś czas - szepnęła. Przez przymknięte powieki widziała, jak się nad nią pochyla i znów zbliża do niej usta. - Ale nie mam nic przeciwko temu, żebyś próbował mnie przekonać, teraz, kiedy moje serce należy do ciebie. Epilog Nie było ich w Yorku dwa tygodnie, toteż Rhoese nie miała powodu myśleć, że w czasie jej nieobecności w Toft Green coś się zmieniło. Największa zmiana zaszła w niej samej i w Judzie, a ich wzajemna dobra komitywa wywołała zbiorowe westchnienie ulgi pośród najbliższych sług i przyjaciół, łącznie z oboma kapelanami, z których jednak żaden nie odważył się powiedzieć Rhoese o zakładzie, jaki wygrali z niedowiarkami, wątpiącymi w szczęśliwe zakończenie. Co w pewien sposób tłumaczyło ich determinację, by nie przebierając w środkach, utorować drogę prawdziwej miłości, nawet jeśli ta droga miała być nieco wyboista. Największe korzyści odniósł, jak zwykle, Ranulf Flambard, który przyjmował co noc Anneys dAbbeville, a pózniej oznajmił ze stosownym żalem, że niestety nie będzie mogła im towarzyszyć w podróży do Yorku i dalej do Londynu. To decyzja Judea, powiedział, jakby dopiero teraz o tym usłyszał. Kiedy spanikowana Anneys pobiegła do Judea, ten zapewnił ją, że to Flambard zdecydował, i to już znacznie wcześniej. Chcąc ją pocieszyć, dodał, że jeśli poczeka cierpliwie w Durham, Flambard niemal na pewno zjawi się tu pewnego dnia jako biskup. Jego żartobliwa przepowiednia okazała się prawdziwa, choć w tym czasie żadne z nich nie mogło o tym wiedzieć. Kuzyn Judea, brat Gerard, przywrócił ewangeliarz do poprzedniej świetności pod czujnym okiem przeora Turgota i brata Alarica, który szybko przekazał zezwolenie na usunięcie angielskiego dopisku do przeoryszy Christiny z Romsey i zastąpienie go poprawnym tłumaczeniem ostatnich stron tekstu. Brat Gerard tak dobrze się spisał, że ani Jude, ani Flambard, ani sama Rhoese nie zorientowali się, że coś zostało zmienione, zaś zgoda Judea na zwrócenie książki opactwu w Barking prawdziwie uszczęśliwiła Rhoese, która uznała to za jeszcze jeden dowód jego miłości. Największą niespodziankę sprawiła wszystkim - prócz może Hildy - Els, która okazała się brzemienna. Dopiero po długim wypytywaniu płocha dziewczyna zdradziła, że oj- cem jest nie kto inny jak Warin, z którym spotykała się potajemnie podczas letnich miesięcy, ilekroć udało jej się wymknąć. Toteż jedną z pierwszych rzeczy, jaką Rhoese zrobiła po przyjezdzie do Yorku, było zaprowadzenie jej do Warina i uświadomienie mu zaistniałej sytuacji. Nie może, oświadczyła stanowczo, uciekać od odpowiedzialności tylko z powodu swojej ślepoty. Jednakże czekała na nią w Toft Green jeszcze jedna niespodziewana wiadomość: Ketti uległa śmiertelnemu wypadkowi na głównej ulicy, ginąc pod kołami rozpędzonego wo- zu ciągnionego przez woły, i została pochowana zaledwie przed tygodniem. Warin przyuczał się już do nowego zawodu, siedząc na jesiennym słońcu i plotąc koszyk pod okiem miejscowego wikliniarza. Rhoese uznała za najwłaściwsze zostawić go razem z Els, żeby mogli omówić swoją przyszłość. Wyglądało na to, że mimo okaleczenia Warin zostanie jednak ojcem i po wszystkim, co się zdarzyło, sama nie widziała powodu, by informować go o stracie, jaką poniosła zeszłej zimy. Podczas ich nieobecności Erie zapoznał Neala z kilkoma lokalnymi pięknościami, które nie traciły czasu, by odsunąć jego myśli od niestałej w uczuciach Els i skierować na inne,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|