Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Co pan tu robi, do cholery?!
 Pomyślałem sobie, że warto by pogawędzić, panie O More  powiedział Soames,
po czym zdjął kapelusz, otrząsnął go z deszczu i położył na stole.
 Nie mamy sobie nic do powiedzenia  odparł gniewnie O More.  Zapłaciłem
panu uczciwie za robotę i dość na tym!
 Mam przyjaciela w Dublinie, pewnie pan o tym nie wie  mówił spokojnie So-
ames, grzejąc nad ogniem zziębnięte dłonie.  Mój przyjaciel zasięgnął jeżyka; domy-
śla się pan, w jakich kręgach  uśmiechnął się złośliwie.  Otóż w kwaterze głównej
pańskiej organizacji w Dublinie, czy raczej jej niedobitków, nic nie słyszeli o panu od
pięciu lat.
Soames zrobił pauzę, potrząsając z wyrzutem głową.
 Nie mówił nam pan prawdy. Ciekaw jestem, co by na to powiedział Sean Rogan?
ROZDZIAA CZTERNASTY
Zimny wiatr wypadający zza rogu budynku rzucił w okna garść deszczu. Yanbrugh
wyglądał ponuro na ulicę, na wpół przekonany, że tym razem się pomylił. Przez pół
dnia na próżno szukał śladu Soamesa lub Pope a, przetrząsnął wszystkie hotele w Ken-
dal  wszystko na nic. Niecierpliwił się, gdzie się podziewa Dwyer.
W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Młody policjant przyniósł nadinspekto-
rowi herbatę; wychodząc, w drzwiach zderzył się z Dwyerem.
 Ja też bym się napił  powiedział sierżant, otrząsając deszcz z kapelusza i rozpi-
nając płaszcz.  Ale pogoda!
 Przynosi pan dobre wieści?
Dwyer pokręcił przecząco głową.
 Przetrząsnęliśmy każdy hotel, każdy pensjonat i nic. Zwolniłem ludzi, żeby coś
zjedli; zameldują się za godzinę.
 Ja też nic nie znalazłem.
Ten sam młody policjant przyniósł mu herbatę. Dwyer siorbał ją ze smakiem.
 Pewnie wielu ludzi wynajmuje tu pokoje wczasowiczom, zwłaszcza w sezonie.
 Zbyt wielu  powiedział Yanbrugh.  Trzeba by przeszukać każdy dom. Nie
mamy ani tylu ludzi, ani tyle czasu.
 Warto by wyjaśnić historię z Grantem, tym facetem, pod którego adresem przy-
chodzą listy dla innych osób.
 Rozmawiałem w tej sprawie z naczelnikiem poczty  powiedział Yanbrugh.
 Wiem z doświadczenia, że na ogół listonosze doskonale znają mieszkańców swoje-
go rejonu.
 I co?
 Na razie nic. Większość z nich jest jeszcze w terenie. Naczelnik obiecał porozma-
wiać z każdym, a potem zatelefonuje do mnie.  Spojrzał na zegarek.  Druga. Mamy
pół godziny.
 Na rogu jest knajpa  powiedział Dwyer.  Może dostaniemy tam jakąś kanap-
87
kę, kawałek wieprzowiny lub coś w tym guście.
 Na przykład pół kwarty piwa?
 Mieliśmy pracowity ranek, panie nadinspektorze. Yanbrugh skrzywił twarz
w uśmiechu i powiedział, wkładając płaszcz:
 W porządku, sierżancie, ale pan płaci...
* * *
Spoglądając ponad ramieniem Hanny przez ociekającą deszczem szybę, Rogan uj-
rzał Paddy ego Costella. Stał na poboczu jakieś sto metrów przed nimi. Hanna zatrzy-
mała samochód i mały człeczyna wsunął się szybko na fotel obok kierowcy, klnąc na
czym świat stoi.
 Chryste Panie, jestem przemoczony do suchej nitki. Leje jak z cebra. Co za drań-
stwo!
 Wszystko dobrze poszło?  spytał Rogan.
 Zaparkowałem ciężarówkę obok tej rozwalonej stodoły. Jest bezpieczna; na pew-
no nie zjawi się tam żywa dusza w taki dzień, jak dziś.
Rogan usadowił się wygodnie i zapalił papierosa. Wyciągnął paczkę do Fletchera,
siedzącego sztywno naprzeciwko, w granatowym mundurze. Olbrzym wyjął papiero-
sa drżącymi palcami.
 Co się z tobą dzieje?  spytał Morgan.  Masz pietra?
 Wypchaj się!  odpalił Fletcher, rozpierając się w fotelu i wydmuchując z satys-
fakcją dym z papierosa.  Jestem pewien, że się uda.
 A co, napisałeś do wróżki?  zadrwił Morgan.
Fletcher odwrócił się do towarzysza, zaciskając pięść, ale Rogan rzucił ostro:
 Dosyć! Jutro możecie sobie łby pourywać, nie obchodzi mnie to. Ale jak na razie,
ja tu dowodzę.
Po kilku minutach wjechali na ulice Kendal. Rogan spojrzał na zegarek i powie-
dział:
 Kwadrans.
Pot spływał kroplami po karku siedzącego przed nim Costella; stary zdjął czapkę,
ręce mu drżały. Fletcher był spokojny, a Morgan uśmiechał się drwiąco.
 Najtrudniejszy moment  rzucił.
Rogan milczał, wiedząc dobrze, co tamten ma na myśli. Ssanie w dołku, ściskanie
w okolicy mostka, trudności z oddychaniem; właściwie to nie strach, tylko coś bardziej
skomplikowanego  jakaś mieszanina podniecenia i niepewności. Było to dobrze mu
znane uczucie, trwające tylko dopóty, dopóki nie wykona się pierwszego decydujące-
go ruchu. Wtedy nie ma już czasu, by myśleć o czymkolwiek innym niż to, co się wła-
śnie robi.
88
Morris sunął wolno wąską uliczką między wysokimi żywopłotami i nagle znalezli się
na niewielkim parkingu przed stacją Rigg. Hanna przyhamowała i zręcznie wykręciła,
tak że tył furgonetki dotknął wnęki załadunkowej. Rogan otworzył drzwi, wyskoczył na
betonowy podjazd i wszedł do budynku stacji.
Na szyi miał zawiązany jedwabny szalik; naciągnął go sobie na twarz i wsunął na oczy
starą tweedową czapkę z daszkiem. Otworzył drzwi do pokoju zawiadowcy i wkroczył
do środka. Briggs stał przy kuchence i wyciągał właśnie rękę po czajnik, w drugiej trzy-
mając kubek. Nim zdążył się odwrócić, Rogan wyjął kolta z kieszeni, j Stary otworzył
usta ze zdumienia. Nie mógł wydobyć z siebie głosu; szczęka mu opadła, jakby ktoś go
uderzył. Do pokoju wsunął się szybko Paddy Costello, otworzył drugie drzwi i wszedł
do hali bagażowej. Usłyszawszy, że tamten otworzył drzwi na dwór, Rogan powiedział
do Briggsa:
 Proszę robić to, co panu każę, a włos panu z głowy nie spadnie. Niech pan zdejmie
czapkę, kurtkę i kamizelkę i położy ubranie na biurku.
Stary stał nieruchomo, sparaliżowany strachem, z ustami wciąż szeroko otwartymi.
Rogan postąpił krok do przodu i stuknął zawiadowcę lufą między oczy.
 Teraz, nie jutro!
To posunięcie wywołało właściwy skutek. Briggs odstawił kubek i szybko zdjął kurt-
kę. Gdy Costello wrócił do pokoju, zawiadowca stał przy kuchence, rękawy koszuli miał
zawinięte powyżej łokci. Jedna ręka była wychudzona i powykręcana, ze śladami od
szrapnela.
 Gdzie pan się tego nabawił?  spytał Rogan.
Briggs zdawał się powoli przychodzić do siebie.
 Nad Sommą, w tysiąc dziewięćset szesnastym.
 Jeśli pan przeżył tamto piekło, przeżyje pan wszystko. Niech się pan położy na
podłodze i zamknie oczy.
Skinął głową Costellowi, ten szybko podszedł do zawiadowcy; w ręku miał kawa-
łek liny. Tymczasem Rogan wszedł do bagażowni. Hanna akurat odjeżdżała morrisem
 koła buksowały wściekle, wyrzucając fontanny drobnego żwiru; Fletcher dzwigał
czwarty worek. Morgan zamknął drzwi i podszedł do Rogana. Skórę na policzkach miał
mocno napiętą, oczy mu błyszczały gorączkowo.
 Wszystko w porządku?  spytał.
Rogan skinął głową, spoglądając na zegarek.
 Za pięć minut, może nawet wcześniej.
Costello zawiązał staremu zawiadowcy oczy chustką i zakleił usta plastrem, ręce
związał na plecach. Rogan trącił go czubkiem buta.
 Skończyłem, niech się pan przebiera.
Costello szybko zdjął deszczowiec i włożył kamizelkę zawiadowcy. Rogan tymcza-
89
sem ukląkł obok związanego i sprawdził, czy stary ma związane ręce dość mocno, lecz
na tyle luzno, by nie sprawiało to bólu. Poklepał Briggsa po ramieniu.
 Wyniosę pana w bezpieczne miejsce. Proszę nie robić głupstw, a wszystko będzie
dobrze. Rozumiemy się? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Jack L. Chalker Dancing Gods 2 Demons of Dancing gods
     : Grippando James Jack Swyteck 05 To coś
     : Vance, Jack Dying Earth 2 The Eyes of the Overworld
     : White Fang (Biały Kieł) Jack London
     : Jack L. Chalker WOS 3 Gods of the Well of Souls
     : Jack L. Chalker A War of Shadows
     : Jack Whyte The Singing Sword
     : Clark Mary Higgins W pajęczynie mroku
     : Daniels B. J. Przyjaciel czy wrĂłg
     : Jeff Lindsay Dexter 3 Dexter in the Dark
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • numervin.keep.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT