[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nik był dość czysty i mało używany. Położył co na półce obok miednicy. Otworzył drzwi, rozmyślił się, zamknął drzwi. Podszedł do okna, podniósł zawieszony na nim koc, starał się wyjrzeć w ciemność osłaniając oczy dłońmi. Poruszał się powoli krocząc cicho w grubych skarpetkach, ustawicznie ziewał i od czasu do cza- su kaszlał. Często spoglądał na zegarek. Czasem chciałoby się bardzo wiedzieć, o czym inny człowiek myśli lub nad czym się zastanawia. Można go naturalnie o to zapytać. Może odpowie. Ale i tak nie będzie się wiedziało, o czym myśli czy nad czym się zastanawia. Wie się tylko, co odpowiedział. Karl Olofsson podszedł w końcu do złapanego młodzika. Ten leżał w dalszym ciągu na wznak, a lewe ramię, z lekko ugiętą dłonią i zgiętymi palcami, zwisało mu nadal za pryczę. Koc zsunął się z niego do pasa. Karl Olofsson podciągnął go. Młodzik odwrócił się do ściany. Karl Olofsson podni- ósł luzno zwisające ramię, włożył je pod koc, otulił leżącego, jak matka otula śpiące dziecko. Młodzik spał naprawdę, nie było żadnej wątpliwości, że rzeczywiście śpi. Wyprostował nogi, a ponieważ był wyrośnięty ponad przeciętność, stopy jego dotykały moich stóp. - Zimno mi - odezwałem się. - Nie śpisz? - zapytał Karl Olofsson. - Otul go, otul - powiedziałem. - Byłoby przykro, gdyby marzł. 4 - Spróbuj zasnąć - rzekł. Była to znakomita rada. - Spij już - namawiał. - A ten młodzik, którego złapaliśmy, jak z nim jest? Zpi? Czy tylko udaje? Przełyka? - Zpi - odparł Karl Olofsson. - Zpi na dobre. - To świetnie. - Spróbuj się chociaż odprężyć - mówił Karl Olofsson. - Już samo leżenie jest odpoczynkiem, na- wet jeśli się nie śpi. - Ten tam - powiedziałem - może sobie leżeć i spać. - Właściwie to dziwne - rzekł Karl Olofsson - że on śpi tak spokojnie jak dziecko. - Nie, to wcale nie jest dziwne. On się tylko boi. Karl Olofsson spojrzał na mnie pytająco. Należał do tych, którzy nie podnoszą brwi ze zdziwi- enia, tylko je marszczą. - Wielu ludzi ogarnia senność, gdy się boją. Wiem o tym - ciągnąłem. - Sam to przeżywałem. Raz, dawno już temu, jeszcze wtedy chodziłem do szkoły, byłem zamieszany w głupią historię. Moi towarzysze, a było ich dwóch, zostali złapani przez policję; aresztowani, jak to się wówczas nazy- wało. Obecnie nie mówi się już chyba aresztować tylko przytrzymać? Dowiedziałem się o tym akurat, kiedy siadaliśmy do obiadu u nas w domu. Diabelnie się wystraszyłem. Nie mogłem nic przełknąć, kęsy rosły mi w ustach. Wiedziałem, że rano przyjdą po mnie także. Siedziałem w swoim pokoju i myśli tłukły mi się po głowie. Mamusia zapytała, czy nie jestem chory. Ale ja się tylko bałem. Sądziłem, że przez całą noc będę leżeć bezsennie i wpatrywać się w sufit. Wcale tak nie było. Wprost przeciwnie. Senność ogarnęła mnie wcześniej niż zwykle. Położyłem się do łóżka. Różne myśli tłukły mi się nadal po głowie, ale zasnąłem niemal natychmiast i spałem dobrze przez całą noc. - No i co, wzięli cię z łóżka? - Nie, to były bardzo oględne gliny. Czekali na mnie przed bramą, gdy wychodziłem do szkoły. - Coście takiego narozrabiali? - E tam, bagatelka - odparłem. - Byłem tak wystraszony, że szybko zasnąłem. Ucieczka w sen, jak by to może określił wnikliwy psycholog. Jednym z pierwszych pytań, jakie mi zadali, gdy za- częło się przesłuchanie, było, jak się nazywam, kiedy się urodziłem i gdzie. - Nie przytrzymuje się za bagatelki - rzekł Karl Olofsson. - Takiś ciekawy? Uśmiechnął się i wzruszył ramionami. 5 Musiałem się na kilka minut zdrzemnąć, gdyż nagle Karl Olofsson stał pochylony nade mną. - Spałeś? - zapytał niezręcznie. - Niemal - odparłem. - Moja kolej - podsunął mi przed oczy zegarek, jak gdybym podejrzewał, że próbuje mnie oszu- kać. Miałem ciężką głowę i zdrętwiałe nogi. Poczułem się trochę lepiej, przeszedłszy się kilka razy po ciasnej izbie i zapaliwszy fajkę. Karl Olofsson wyjął pistolet z tylnej kieszeni i wetknął go pod poduszkę, położył się na moim miejscu i owinął się kocem. - Tamci nawet nie wiedzą, gdzie jesteśmy - powiedział. Mówił to już poprzednio ze dwadzieścia razy. - A co z Marie - odrzekłem - ona chyba też nie wie, gdzie jesteś. Pęta się po domu, po kuchni i gryzie paznokcie z niecierpliwości, jak sądzisz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|