Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nik był dość czysty i mało używany. Położył co na półce obok miednicy.
Otworzył drzwi, rozmyślił się, zamknął drzwi. Podszedł do okna, podniósł zawieszony na nim
koc, starał się wyjrzeć w ciemność osłaniając oczy dłońmi.
Poruszał się powoli krocząc cicho w grubych skarpetkach, ustawicznie ziewał i od czasu do cza-
su kaszlał. Często spoglądał na zegarek.
Czasem chciałoby się bardzo wiedzieć, o czym inny człowiek myśli lub nad czym się zastanawia.
Można go naturalnie o to zapytać.
Może odpowie. Ale i tak nie będzie się wiedziało, o czym myśli czy nad czym się zastanawia.
Wie się tylko, co odpowiedział.
Karl Olofsson podszedł w końcu do złapanego młodzika. Ten leżał w dalszym ciągu na wznak, a
lewe ramię, z lekko ugiętą dłonią i zgiętymi palcami, zwisało mu nadal za pryczę. Koc zsunął się z
niego do pasa. Karl Olofsson podciągnął go. Młodzik odwrócił się do ściany. Karl Olofsson podni-
ósł luzno zwisające ramię, włożył je pod koc, otulił leżącego, jak matka otula śpiące dziecko.
Młodzik spał naprawdę, nie było żadnej wątpliwości, że rzeczywiście śpi.
Wyprostował nogi, a ponieważ był wyrośnięty ponad przeciętność, stopy jego dotykały moich
stóp.
- Zimno mi - odezwałem się.
- Nie śpisz? - zapytał Karl Olofsson.
- Otul go, otul - powiedziałem. - Byłoby przykro, gdyby marzł.
4
- Spróbuj zasnąć - rzekł.
Była to znakomita rada.
- Spij już - namawiał.
- A ten młodzik, którego złapaliśmy, jak z nim jest? Zpi? Czy tylko udaje? Przełyka?
- Zpi - odparł Karl Olofsson. - Zpi na dobre.
- To świetnie.
- Spróbuj się chociaż odprężyć - mówił Karl Olofsson. - Już samo leżenie jest odpoczynkiem, na-
wet jeśli się nie śpi.
- Ten tam - powiedziałem - może sobie leżeć i spać.
- Właściwie to dziwne - rzekł Karl Olofsson - że on śpi tak spokojnie jak dziecko.
- Nie, to wcale nie jest dziwne. On się tylko boi.
Karl Olofsson spojrzał na mnie pytająco. Należał do tych, którzy nie podnoszą brwi ze zdziwi-
enia, tylko je marszczą.
- Wielu ludzi ogarnia senność, gdy się boją. Wiem o tym - ciągnąłem. - Sam to przeżywałem.
Raz, dawno już temu, jeszcze wtedy chodziłem do szkoły, byłem zamieszany w głupią historię. Moi
towarzysze, a było ich dwóch, zostali złapani przez policję; aresztowani, jak to się wówczas nazy-
wało.
Obecnie nie mówi się już chyba aresztować tylko przytrzymać? Dowiedziałem się o tym akurat,
kiedy siadaliśmy do obiadu u nas w domu. Diabelnie się wystraszyłem. Nie mogłem nic przełknąć,
kęsy rosły mi w ustach. Wiedziałem, że rano przyjdą po mnie także. Siedziałem w swoim pokoju i
myśli tłukły mi się po głowie. Mamusia zapytała, czy nie jestem chory. Ale ja się tylko bałem.
Sądziłem, że przez całą noc będę leżeć bezsennie i wpatrywać się w sufit.
Wcale tak nie było. Wprost przeciwnie. Senność ogarnęła mnie wcześniej niż zwykle. Położyłem
się do łóżka. Różne myśli tłukły mi się nadal po głowie, ale zasnąłem niemal natychmiast i spałem
dobrze przez całą noc.
- No i co, wzięli cię z łóżka?
- Nie, to były bardzo oględne gliny. Czekali na mnie przed bramą, gdy wychodziłem do szkoły.
- Coście takiego narozrabiali?
- E tam, bagatelka - odparłem. - Byłem tak wystraszony, że szybko zasnąłem. Ucieczka w sen,
jak by to może określił wnikliwy psycholog. Jednym z pierwszych pytań, jakie mi zadali, gdy za-
częło się przesłuchanie, było, jak się nazywam, kiedy się urodziłem i gdzie.
- Nie przytrzymuje się za bagatelki - rzekł Karl Olofsson.
- Takiś ciekawy?
Uśmiechnął się i wzruszył ramionami.
5
Musiałem się na kilka minut zdrzemnąć, gdyż nagle Karl Olofsson stał pochylony nade mną.
- Spałeś? - zapytał niezręcznie.
- Niemal - odparłem.
- Moja kolej - podsunął mi przed oczy zegarek, jak gdybym podejrzewał, że próbuje mnie oszu-
kać.
Miałem ciężką głowę i zdrętwiałe nogi. Poczułem się trochę lepiej, przeszedłszy się kilka razy po
ciasnej izbie i zapaliwszy fajkę.
Karl Olofsson wyjął pistolet z tylnej kieszeni i wetknął go pod poduszkę, położył się na moim
miejscu i owinął się kocem.
- Tamci nawet nie wiedzą, gdzie jesteśmy - powiedział.
Mówił to już poprzednio ze dwadzieścia razy.
- A co z Marie - odrzekłem - ona chyba też nie wie, gdzie jesteś. Pęta się po domu, po kuchni i
gryzie paznokcie z niecierpliwości, jak sądzisz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : 441.Ellis Lucy Neapolitańskie noce
     : Maureen Child Namiętne noce
     : 0500. Mortimer Carole Dwie milosci
     : CHLU
     : Brzechwa Pan Kleks 02 Podróśźe pana Kleksa
     : Gibson William śÂšwiatśÂ‚o Wirtualne(1)
     : Gray John Marsjanie i Wenusjanki rozpoczynajć… śźycie od nowa
     : verne_epave_cynthia
     : Cook Robin Dopuszczalne ryzyko
     : Forbes Colin Bez litośÂ›ci
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • m-jak-milosc.pev.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT