[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głęboko ją zranił, nieważne, z jakich powodów. Odtrącił ją w chwili, gdy doznawała najgłębszych w całym swym dotychczasowym życiu wrażeń. Najpierw Travis zranił głęboko jej miłość własną. Teraz Harlan igrał z jej nadwątlonym poczuciem wartości. Najbardziej martwiło ją, że tak mało znany człowiek tak bardzo ją obchodzi. Było to dla niej niepojęte. Gdy furgonetka zatrzymała się na podjezdzie, Sage ujrzała, że Chase i Lucky siedzą na ganku popijając piwo. Co by sobie o niej pomyśleli, gdyby wiedzieli, co robiła z najemnikiem już pierwszego dnia nowej pracy? Spojrzała niepewnie na Harlana. - To, co zaszło w przyczepie, ma zostać między nami! - Jasne. - Nie bądz więc zbyt wylewny. - Jasne. - A najlepiej zapomnij o tym wszystkim. - O nie! Spojrzała mu w oczy. Patrzył tak wymownie, że wysiadłszy z szoferki, z trudem łapała oddech. Chwiejnym krokiem ruszyła w kierunku domu. - Cześć. - Gdzie byliście? - zainteresował się Chase. - A co to ma za znaczenie? - Czekaliśmy na was - wyjaśnił Lucky. - Chase uparł się zostać aż do waszego powrotu. - No przecież jesteśmy! - odrzekła gniewnie Sage. - Nie musisz się zaraz złościć - zauważył brat. - Mieliśmy tu prawdziwą burzę mózgów i chcieliśmy z wami pogadać. - Jaką burzę mózgów? Sage skryła się pod dachem przed lodowatą mżawką. Kątem oka widziała, że Harlan oparł się o filar. Stał tak jak wtedy, gdy zobaczyła go pierwszy raz koło porośniętego bluszczem muru domostwa Belcherów. - Jak ona sobie radzi, Harlan? - zagadnął Lucky. Zapytany chrząknął. - No... całkiem niezle. Chyba naprawdę czuje problem. Sage zaczerwieniła się. Nie śmiała na niego spojrzeć. Ze wszystkich sił starała się zapomnieć o jego zniewalających pocałunkach, i skoncentrować na tym, co mówią bracia. Lucky perorował z ożywieniem. - Ostatnie słowo należy oczywiście do ciebie. - W czym? - Nie chcemy, żebyś zwracała się do niego, jeśli ma cię to krępować - wtrącił Chase. - Do kogo? - Przecież może odmówić - uzupełnił Lucky. - W każdym razie - dorzucił znowu Chase - tak czy owak, nikt się nie obrazi. - Ale on ma swoje kanały, zna ludzi z pieniędzmi, którzy mogliby zainwestować w nasze przedsięwzięcie. - Musisz mu tylko sprzedać ten pomysł, Sage. Dziewczyna patrzyła na nich zdumiona. Rozłożyła bezradnie ręce i uśmiechnęła się. - Ale komu?! - wykrzyknęła. - Czy ktoś zdradzi mi wreszcie łaskawie, o kim mowa? - O doktorze Belcherze - odparł pogodnie Chase. - O ojcu Travisa, twoim przyszłym teściu. - Cześć, Lucky. Przepraszam, że tak pózno. - Harlan? Która godzina? - Po drugiej. Jezu, strasznie cię przepraszam. Straciłem poczucie czasu - rzekł zapytany, gdy zerknął na zegarek. - Już dobrze. Przecież sam prosiłem, żebyś zadzwonił. No i...? Harlan zorientował się, że Lucky zdążył się już rozbudzić. Denerwowała go myśl, że w środku nocy ma do przekazania złe nowiny. - Wiem już, czemu zarząd szkoły tak tanio sprzedał ten komputer... Od wielu dni przeczesywał miasto w poszukiwaniu używanego komputera, aż w końcu dowiedział się, że miejscowa szkoła podstawowa chce pozbyć się swojego po symbolicznej wręcz cenie. - Bo nie działa - domyślił się Lucky. - No właśnie. - Cholera! Zamilkli obaj, rozczarowani głęboko. - Wracaj do domu - odezwał się w końcu Lucky. - Nie trzeba było tak długo siedzieć. - Nie. Mam jeszcze jeden pomysł. Czy dzwonić do Chase a? - Nie... Wiem, że też prosił cię o telefon, ale po co go budzić, skoro masz same złe wiadomości? - Wyjąłeś mi to z ust. - Cholera! - zaklął znowu Lucky. - Szkoda, że Sage się nie odezwała, wiedzielibyśmy przynajmniej, co z Belcherem. Harlan zaczął skubać paznokieć. Starał się, by jego głos zabrzmiał obojętnie. - To znaczy, że jak dotąd cisza? - Ani słowa. Chyba nie chciała rozmawiać o interesach w sylwestra. Pewnie mieli z Travisem ważniejsze zajęcia. Choć Harlan znał prawdę, nie zaprzeczył domniemaniom Lucky ego. - Prawdopodobnie... - Z pewnością Belcherowie mają gości albo sami zostali zaproszeni na bal, więc Sage nie miała okazji porozmawiać z doktorem. A jednak liczyłem, że zadzwoni i powie nam coś konkretnego. - Chyba nie udało się jej nic załatwić - orzekł bez przekonania Harlan. - Kto wie, co kobiecie przyjdzie do głowy... Au! Devon, to boli! - wykrzyknął. Po chwili wyszeptał: - Myślałem, że śpisz. - Pózniej odezwał się znów do słuchawki: - Harlan, wracaj do domu, do łóżka. - Jeszcze trochę posiedzę. - No to do zobaczenia rano. Harlan odłożył słuchawkę. Czuł się samotny i zazdrościł przyjacielowi, że ma się do kogo przytulić w łóżku. On nie miał nikogo. Ba, nie miał nawet łóżka, bo trudno uważać za nie wąską kozetkę w przyczepie. Aóżko, w którym sypiał, nie należało do niego. Gdy leżał na nim w nocy, nie mógł zasnąć, rozmyślając o kobiecie, która zajmowała je wcześniej. I co ona teraz porabia? - zastanawiał się. Sięgnął po mały śrubokręt i zaczął od nowa majstrować przy komputerze. Pracował przy prototypie niemal dwadzieścia godzin na dobę. Nigdy nie przerażała go ciężka praca, ale teraz cieszył się wręcz, że tak pochłonął go ten projekt. Dzięki temu miał się czym zająć i nie myślał bez przerwy o Sage. A swoją drogą, ta młoda dama ma charakter! Pokazała, na co ją stać, gdy Chase i Lucky podsunęli jej pomysł, że potencjalnym zródłem dochodów może być ojciec Travisa. Każda inna kobieta w podobnej sytuacji na pewno by zemdlała albo przynajmniej utonęła w morzu łez; może też, jąkając się, próbowałaby wyjaśnić sprawę. Sage wahała się przez krótką chwilę, po czym natychmiast roześmiała się i rzekła: - Doskonały pomysł! Harlan obserwował ją z niedowierzaniem. Była niesamowita! Aby nie zawieść swych braci, postanowiła trwać w kłamstwie. Należało właściwie podziwiać jej postawę i pozbawione
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|