[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lot będzie naprawdę szalenie zabawny), a kiedy wrócę, znając moje szczęście, Michael i Judith będą już zaręczeni. To wszystko zdążyłam sobie pomyśleć w ułamku sekundy, kiedy siedziałam, a ekran przede mną migotał. To, i jeszcze: Wiesz, naprawdę nie mam ochoty oglądać swoich nauczycieli w idiotycznych przebraniach. Ale właśnie wtedy ekran przestał migotać i zobaczyłam coś zupełnie innego. Zobaczyłam zamek. Poważnie. To był zamek, jak w Rycerzach Okrągłego Stołu albo w Pięknej i Bestii, czy czymś takim. Obraz się zbliżył i znalezliśmy się za murami zamku, na środku dziedzińca, a tam był ogród. A w ogrodzie kwitły wielkie, ogromne czerwone róże. Niektóre zrzucały już płatki i widać było, że te płatki spadają na posadzkę dziedzińca. Pomyślałam sobie: Hej, to wygląda naprawdę czadowo. A potem zapomniałam, że siedzę przed monitorem komputera na Kiermaszu Zimowym, jak jeszcze ze dwadzieścia innych osób dokoła. Zaczęłam mieć wrażenie, że naprawdę znalazłam się w tym ogrodzie. A potem na ekranie rozwinęła się chorągiew, jakby poruszana wiatrem. Na chorągwi złotymi czcionkami wypisane były jakieś słowa. Kiedy przestała powiewać, udało mi się je przeczytać: Róże są czerwone, A fiołki nie. Pewnie nie wiesz, ale Ja też kocham Cię. Wrzasnęłam i poderwałam się z krzesła, przewracając je na ziemię. Wszyscy się zaczęli śmiać. Pewnie myśleli, że zobaczyłam dyrektor Guptę w skórzanym obcisłym kombinezonie. Tylko Michael wiedział, że nie. I Michael się nie śmiał. Ale ja nie miałam odwagi na niego spojrzeć. Nie mogłam patrzeć gdzie indziej niż na swoje stopy. Bo nie wierzyłam, że to się właśnie stało. To znaczy, nie mogłam tego pojąć. Co to ZNACZYAO? Czy to znaczyło, że Michael wiedział, że to ja wysyłałam mu te wszystkie kartki i że on czuł to samo? A może to znaczyło, że wiedział, że to ja mu wysyłałam te wszystkie kartki i chciał w ten sposób zakpić sobie ze mnie? Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko, że jeśli natychmiast się stamtąd nie wydostanę, zacznę płakać... ...i to na oczach wszystkich ludzi w całej szkole. Złapałam Tinę za ramię i pociągnęłam ją, naprawdę MOCNO za sobą. Chyba miałam zamiar powiedzieć jej, co zobaczyłam, bo może ONA mogłaby zdecydować, co to znaczyło, skoro ja ewidentnie nie byłam w stanie. Tina krzyknęła - chyba złapałam ją mocniej, niż zamierzałam - i usłyszałam, że Michael woła za mną: - Mia! Ale ja już biegłam, wlokąc za sobą Tinę i przepychając się przez tłum w stronę drzwi, myśląc tylko o jednym: %7łe muszę się dostać do łazienki dla dziewczyn. Muszę się dostać do łazienki dla dziewczyn, zanim zacznę głośno szlochać. Ktoś z taką samą siłą, z jaką ja chwyciłam Tinę, chwycił mnie. Myślałam, że to Michael. Wiedziałam, że jeśli chociaż na niego spojrzę, rozpłaczę się głośno jak dziecko. - Spadaj! - powiedziałam i wyrwałam rękę. Ale odpowiedział mi głos Kenny'ego: - Ależ, Mia, muszę z tobą porozmawiać. - Nie TERAZ Kenny - odezwała się Tina. Jednak Kenny nie chciał ustąpić. Powiedział: - Owszem, TERAZ. I widać było po jego minie, że nie ustąpi. Tina przewróciła oczyma i wycofała się. A ja tam stałam, zwrócona plecami do stoiska Klubu Komputerowego i modliłam się: PROSZ. PROSZ, MICHAEL, NIE PODCHODy TUTAJ. PROSZ, ZOSTAC TAM, GDZIE STOISZ. PROSZ, PROSZ, PROSZ, NIE PODCHODy. - Mia... - odezwał się Kenny. Miał bardziej zakłopotany wyraz twarzy niż kiedykolwiek przedtem, a widziałam już nieraz, jak Kenny bywał zakłopotany. Jest takim niezręcznym typem faceta. - Ja tylko chcę... To znaczy, chciałem, żebyś wiedziała. No cóż. %7łe ja wiem. Patrzyłam na niego w milczeniu. Nie miałam pojęcia, o czym on gada. Poważnie. Zupełnie zapomniałam o tym uścisku w holu, którego był świadkiem. Kiedy uściskałam Michaela. Myślałam tylko przez cały czas: PROSZ, NIE PODCHODy DO MNIE, MICHAEL. PROSZ CI, MICHAEL, NIE PODCHODy... - Posłuchaj, Kenny - usłyszałam swój głos. Nie wiem, jak mi się udało zmusić język do tego, żeby przemówić, przysięgam. Czułam się jak jakiś niesprawny robot. - To naprawdę nie jest dobry moment. Może porozmawiamy pózniej... - Mia - przerwał mi Kenny. Miał dziwną minę. - Ja WIEM. Widziałem go. Zamrugałam oczyma. I wtedy sobie przypomniałam. Michael i pięć mniej z algebry. - Och, Kenny - powiedziałam. - Naprawdę. To było tylko... To znaczy, nie ma nic...
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|