[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strzegącym wejścia pokazał zaproszenie, o które wystarał się Jerzyk. Zaproszenie samo w sobie stanowiło dzieło sztuki, łączące kaligrafię z wyrafinowaną grafiką. Jeden z ochroniarzy przyglądał mu się długo i uważnie, ocenił spojrzeniem lekką wypukłość smokingu i prostą walizeczkę w ręce. Starą Kova wymienił na dziesięciokrotnie droższy neseser z krokodylej skóry, aby pasował do jego nowego wyglądu, świadczącego o pozycji społecznej. Zaproszenie jest w porządku przypomniał partnerowi drugi ochroniarz, gdy milczenie przekroczyło dopuszczalną miarę. Mężczyzna w marynarce kiwnął głową i niechętnie zszedł Kovaowi z drogi. Miłego wieczoru, panie życzenie brzmiało trochę sarkastycznie. Kova nie wiedział, dlaczego ochroniarze przy drzwiach wyraznie odróżniają się od zwyczajnych gości. On i Jerzyk także się wyróżniali. Wszedł do pierwszego saloniku, gdzie przywitała go muzyka płynąca zza otwartych drzwi. Zanim zdążył porządnie się rozejrzeć, nadbiegł kelner z tacą pełną smukłych kieliszków z szampanem. Toast powitalny już wzniesiono, panie. Ale gospodarz, pan Ignac Szustal, życzył sobie, aby ten wspaniały szampan Gosset Grand Rose oczekiwał i na pózniej przybyłych gości. Kova skinął głową na znak podziękowania i wziął kieliszek. Przeszedł do dalszego saloniku, gdzie oddawano się konwersacji i podjadaniu smakołyków przygotowanych dla łakomczuchów na szwedzkim stole. Przez otwarte drzwi tarasowe do zgęstniałej mieszaniny perfum, papierosów i cygar przenikały chłodniejsze powiewy świeżego powietrza i trochę głośniejsza muzyka. Bez pośpiechu obszedł stół wokoło. Ze swym neseserkiem wzbudzał pewną uwagę, ale nie zamierzał chować go w szatni czy powierzać członkowi personelu. W rogach saloniku stali mężczyzni ubrani jak kelnerzy, którzy jednak kelnerami zdecydowanie nie byli. Jerzyk twierdził, że czarodziej, którego chcieli zaangażować, życzył sobie obejrzeć Kovaa, zanim się z nim spotka. Pytanie, czy koleś umie czytać w myślach, pozostawało co prawda bez odpowiedzi, ale podobno, jakby mimochodem, świetnie umiał ocenić normalnych ludzi. Martini. A oliwek włóżcie mi tam raczej sporo usłyszał głos zbyt szorstki, by pasował do eleganckich, wykwintnych toalet i biżuterii kobiet oraz dyskretnych klejnotów noszonych przez mężczyzn. Unosząc szklaneczkę, wysoka kobieta z gołymi ramionami wychyliła się trochę bardziej, niż było to potrzebne. Nuda, no nie? Taka sama w Pradze jak w Brnie powiedziała do Kovaa. Sądząc ze szklących się oczu, nie był to bynajmniej jej pierwszy drink. Przeciwnie, to byłby wspaniały wieczorek, gdybym przyszedł tu się zabawić odparł Kova bez towarzyskiego uśmiechu, wypatrując Jerzyka. Nie, ponieważ jest pan sam nie zgodziła się, a jej glos na moment znów zgrubiał. Jestem szczera, a to znaczy, że się upiłam. Kovaowi przyszło do głowy, że mógł wziąć ze sobą Klarę. W nocy nie poruszali takich tematów, a rano zabrakło na to czasu. Odleciała na dwa dni do Budapesztu doglądać inwestycji ojca. Pani pozwoli, madame? pojawił się nagle Jerzyk. Będę musiał na parę minut ukraść pani towarzysza. Kobieta tylko machnęła ręką i pokazała kelnerowi, że chce nową szklaneczkę. Tej, którą trzymała w ręce, nie opróżniła nawet w połowie. Wysoko mierzysz uśmiechnął się Jerzyk, prowadząc Kovaa na zewnątrz, ku balustradzie tarasu. Gadałeś z małżonką jednego z najbogatszych ludzi w Pradze, może nawet w całym państwie. Kova wzruszył ramionami. Do rozmów handlowych w podobnym otoczeniu nie był przyzwyczajony, w ogóle do żadnych rozmów handlowych. Ani do takich pomieszczeń. Przy balustradzie oczekiwał ich szczupły mężczyzna w białym smokingu ze złotymi guzikami. Twarz miał bladą, włosy blond lub jeszcze jaśniejsze, w kolorowym świetle lampionu nie sposób było to określić. Gdy Kova napotkał jego spojrzenie, poczuł podobny nacisk jak przy przesłuchaniu policyjnym. Nie tak silny, ale równie przenikliwy. Bardzo przebiegły facet, ocenił. Nie lubię, jak mi się ktoś dobiera do głowy rzekł spokojnie. Andrzej Marzik, John Frantiek Kova przedstawił ich sobie Jerzyk. Tego nikt nie lubi. Ale muszę wiedzieć, na ile mogę panu zaufać. Tajniacy i wojsko są ostatnio podrażnieni jak osy i nie mam ochoty dostać się w ich łapy. Mnóstwo pieniędzy i trudu kosztuje potem człowieka wydostanie się z tego szajsu. Z jego słów wynikało, że czarodzieje utrzymywali jakieś kontakty z władzami. Może nie dobrowolnie, ale i to trzeba było brać pod uwagę, szybko zorientował się Kova. Wie pan już, o co chodzi? zapytał wprost. JFK, JFK, ty nigdy nie będziesz negocjatorem handlowym -zarechotał Jerzyk. No tak, jeśli koordynaty są w porządku, a ja pana doprowadzę na miejsce, chcę dwanaście procent od zysku. Wszystkie koszty ponosi pan. Jeśli nie zdołam tam pana przenieść, to zapomnę, że kiedykolwiek widziałem jakieś koordynaty. Kova spojrzał pytająco na Jerzyka. Możemy mu zaufać. Tu nikt nie zawraca sobie głowy umowami. Mężczyzna ma tylko jedno słowo, zaś czarodziej w szczególności. Kova bez dalszej zwłoki położył neseser w rogu balustrady i otworzył go. Część koordynat tworzyło wykazy czegoś, co przypominało astrologiczne oraz astronomiczne wyliczenia uzupełnione o niezrozumiałe obrazki z planetarnymi symbolami i innymi, których nie pojmował. Andrzej Marzik uważnie studiował wyciągi i kolumny liczb. Trwało to tak długo, że Jerzyk poszedł po drinki i przyniósł szklaneczki wszystkim trzem. Sprostam temu rzekł na koniec jasnowłosy mężczyzna. Choć łatwe to nie będzie. To musi być okno dynamiczne. Dynamiczne? Jerzyk przeciągnął z zaniepokojeniem słowo. Z pewnością. Statyczną bramę umieją zrobić czarodzieje państwowi i może& Marzik zamyślił się. Może jeszcze Armitus, o ile nadal jest w branży. Na przygotowania mamy trzy dni. Będę potrzebował paru podstawowych rzeczy. Jesteśmy umówieni stwierdził Kova, zamknął neseser i podał go czarodziejowi. Pierwsze wskazówki przyślę panu nad ranem. Jerzyk wzniósł oczy ku niebu. Taka wystawna balanga, a ja wracam pracować. A wejście tu kosztowało mnie tyle trudu. Marzik wzruszył ramionami. Praca pozwala się bogacić. Kova szedł za dwójką zmierzającą do wyjścia. Jemu nie chodziło o forsę. Chciał się dostać do domu. Tymczasem wyglądało jednak na to, że najpierw musi się wzbogacić, aby zapłacić za okno do swojego świata. *** Do przygotowań wynajęli wielki magazyn w pobliżu dworca w Wysoczanach. Mimo protestów pozostałych Kova uparł się, że jedynymi ludzmi wtajemniczonymi we wszystkie szczegóły akcji, którzy mogą jezdzić do miasta, będą on, Jerzyk i Andrzej Marzik. Teraz przyglądał się, jak ludzie przygotowują łodzie, amunicję, wielkie wory na towar. Do ekwipunku należały też liny alpinistyczne i karabińczyki. Kova sam przyniósł kilka zestawów pierwszej pomocy, bo o wyposażeniu sanitarnym nikt nie pomyślał. Kiedy Jerzyk był w pobliżu, ludzie utrzymywali jaką taką dyscyplinę, chociaż dużo im brakowało do profesjonalizmu żołnierzy, do jakiego Kova był przyzwyczajony. Teraz Jerzyk wyjechał, aby przekupić paru ludzi: maszynistę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|