[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żyją! Mogą też wybrać kierunek przeciwny i wniknąć w mgłę. Podążyć ku zródłu dziwne- go, przyzywającego światła... Dokąd więc? Zwiat cieni był im znany i pociągający; mgła natomiast obca, nieprzenikniona, groz- na. Poniżej czerwone Zmierć przeskakiwało z jednego ciała na drugie. Jego wyostrzony dziób, ostre jak skalpel haczyki na fantastycznych skrzydłach z łatwością mogły przeciąć ową srebrzystą nitkę życia. Jeśliby ją odnalazło. Jeśli jej właśnie szukało... Przestało nagle polować. Przestało przeskakiwać z jednego ciała na drugie. Jakby uświadamiając sobie, że nic go już tutaj nie trzyma, Zmierć śmignęło nagle mi- gotliwym refleksem w ich stronę. Weinberger zagarnął rękoma powietrze próbując po- chwycić stworzenie. To jednak, błyskawicznym skrętem, cisnęło się w bok unikając roz- wartych palców człowieka. Kryształowe oczy Zmierci rozbłysły na widok ich unoszą- cych się, lustrzanych odbić rejestrując ich obecność i jakby tracąc wszelkie zainte- resowanie. Poszybowało w mgłę. Nie do cieni. Właśnie w mgłę. Gdy wsiąkało stopniowo w opar, w niepojęty sposób stabilizowało się, przestawało migać. Tam poza stało się już całkiem realne i stałe. Leciało w cudaczny sposób, zwalniając i przyspieszając, zataczając łuki to w tę, to w tamtą stronę, jakby nie potrafi- ło lecieć po linii prostej. Weinberger z irytacją machnął pustą ręką. Była to jego lewa ręka. Najwidoczniej w prawej czuł jeszcze poprzedni raz. Gońmy to, Nathan! Nie pozwólmy mu uciec! Nie straćmy tego z oczu! Stworzenie rozpływało się już we mgle. Jego kształt był już trudny do określenia: czerwona plamka miotająca się w różne strony; jak tańczący na fali spławik, coraz sła- biej widoczny, coraz głębiej tonący. Obaj mężczyzni zanurzyli się w mgle jednocześnie. Sami, nie zdając sobie sprawy, jak to robią instynktem, wolą... wniknęli gładko w mgłę. XVI Bardzo szybko przekonali się, że nie mogą lecieć prostym kursem, że muszą kluczyć tak samo, jak robiło to poprzedzające ich stworzenie. Mgła bowiem okazała się w rze- czywistości olbrzymim skupiskiem brył: graniastosłupów i wielościanów o najróżno- rodniejszych kształtach, proporcjach i barwach, unoszących się we wszystkich moż- liwych kierunkach. Te wszystkie mgielne kryształy posiadały taki sam mniej więcej rozmiar: były nieco mniejsze niż sama klatka na Zmierć. Były to ogromne klejnoty dry- fujące, potrącające się wzajemnie i wirujące w trakcie swego bezwładnego lotu. Gdyby lecieli w linii prostej, niechybnie zderzyliby się z którymś z nich i w wyni- ku tego zapewne pogrążyli w jego wnętrzu. Kryształy bowiem, z pozoru twarde i szkli- ste, w rzeczywistości zdawały się być płynnej konsystencji. Co prawda, większość z nich odpychała ich delikatnie, niemniej spotykali również na swej drodze takie, które wabi- ły ku sobie, przyciągały, przyzywały... W chwili obecnej, gdy trafili już w sam środek ogromnej hordy kryształów, mgła przestała już być mleczna; zalegała jeszcze hen, daleko, na krańcach zasięgu ich wzroku (jeśli byli w samym środku? Być może znajdowali się zaledwie na samym skraju). Naj- bliższe im kryształy były kolorowe; dalsze zatracały stopniowo swe barwy zlewając się w jedno białe światło. Tuż obok nich przetaczał się właśnie wielki rubin, trochę dalej szafir, powyżej granat, a w dole szmaragd... Zaczekaj! Zaciekawiony Jim krążył wokół wielkiego rubinu, obracającego się powolnym, nie- ważkim ruchem dookoła swej osi. Wyciągnąwszy ostrożnie rękę, nacisnął go lekko. Ru- bin zdawał się stawiać opór. Był w jakiś przedziwny sposób nieszkodliwy, jakkolwiek... Nie, wcale nie miał zamiaru wchłonąć w siebie Jima (w jaki sposób kryształ mógłby mieć zamiar cokolwiek uczynić?). Nieopodal czekał niecierpliwiący się Weinberger, który jednak nie odważył się pole- cieć dalej sam. Tak czy owak, prawie doścignęli Zmierć. Mogą zatem pozwolić sobie na chwilkę zwłoki. 89 Nieoczekiwanie, gdy Jim zmienił kąt patrzenia próbując wniknąć wzrokiem do wnę- trza rubinu, klejnot rozwarł się przed nim; Jim jednak intuicyjnie wyczuł, że w dalszym ciągu ze strony kryształu nie zagraża mu żadne niebezpieczeństwo. Wnętrze rubinowej bryły rozłożyło się przed jego oczyma niczym talia kart; jak przez obiektyw rybie oko ujrzał świat: świat w miniaturze. Ale świat pełny, świat całkowicie rozwinięty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|