[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kto to? Czarnodziej. Jermołow wyjął mi z ręki pistolet i pokazał leżące ciało, wokół którego powoli rozpełzała się doskonale widoczna nawet w mroku zasłona ciemności. A tyś czego stał? Czekałeś, aż mnie zadusi? Potarłem zdrętwiałą szyję i podniosłem tajgę. Trzeba się było bardziej odwrócić. Jermołow wyjrzał z celi na korytarz, pokręcił głową. I tak prawie na oślep musiałem zgadywać, który z was który. I jakże mogłem przegapić czarnodzieja? Musiał się prosto z dziury zwalić. Słuchaj, pistolet mi nie wypalił... Widocznie zle chwyciłeś. Szurik oddał mi giurzę i popchnął do wyjścia. Nie nacisnąłeś do końca bezpiecznika na rękojeści. Ruszaj się. Zaraz mogą tu przypędzić jegrzy na strzały. Tutaj akurat się zorientujesz, gdzie strzelali. Starałem się go uspokoić, ale poszedłem za nim, czując, jak przy poruszaniu się krew zaczyna krążyć po odrętwiałym ciele. Szura, masz taśmę izolacyjną? Jasne! Cały plecak nią wypakowałem! Szurik nie postukał się w czoło chyba tylko dlatego, że miał zajęte ręce. Po co ci? Rękojeść bym obwiązał i zablokował bezpiecznik. Oberwałeś, co? Mało brakowało i byłoby po mnie. Zauważyłem, że pole magicznej energii zaczęło słabnąć. Zaniepokoiło mnie to, pokręciłem głową: no tak, korytarz biegł pod skłon. No i gdzie mnie ten Szurik zaprowadził? Poradzisz sobie. A teraz najważniejsze nie hałasować. Jermołow przykucnął i bokiem przeszedł drzwiami, wsłuchując się w miarowy odgłos kapania spadających z sufitu kropli, a potem się wyprostował. Starając się nie szurać nogami po kamieniach podłogi, przekradł się przez duże przestronne pomieszczenie i zniknął w ciemnym otworze po przeciwnej stronie sali. Powtórzywszy jego dziwny manewr, bez problemu dotarłem prawie do środka komnaty, kiedy pod nogą zachrzęściła jakaś skorupa. Zupełnie jakby w odpowiedzi na ten niegłośny przecież dzwięk zdające się do tej pory nieporuszonymi ściany zakołysały się nagle i zbliżyły o kilka kroków. Przestronne pomieszczenie natychmiast skurczyło się do rozmiarów pułapki na szczury. Wtopiłem... Doskonale rozumiejąc, że do wyjścia nie zdążę dotrzeć, zamarłem i wstrzymałem oddech. Poskutkowało plastyczne niczym ciepły wosk ściany powoli, centymetr po centymetrze wróciły na swoje miejsce, a ja na palcach dobiegłem do drzwi, w których majaczyła postać przerażonego Szurika. Uch... Mokry cały się zrobiłem. Ty baranie. Szurik pokręcił głową. Mówiłem przecież, żebyś nie hałasował. A nie mogłeś normalnie powiedzieć, o co chodzi? Oparłem się bezwładnie o ścianę i przeniosłem wzrok na świecące miękkim zielonkawym blaskiem kwadraty sklepienia. Tutaj latarka nie była potrzebna. Nie podobało mi się tylko, że korytarz biegi gdzieś daleko, prosto jak strzała. Gdyby nas tutaj nakryli, nie będzie się gdzie schronić. A skąd miałem wiedzieć? syknął mi w ucho Jermołow. Mnie też powiedzieli, żebym nie hałasował. Musiałeś tam odprawiać jakieś tańce? Zapomnijmy. Odetchnąłem nieco, oderwałem się od ściany. Pójdziemy chyba, co? Idziemy. Jermołow zarzucił plecak na ramię. I pamiętaj, że przy wyjściu też będzie coś takiego. Rozumiem. Do sąsiedniego wzgórza doszliśmy w pięć minut. Tylko że dojść, a wyjść to dwie różne sprawy. W odróżnieniu od znajdujących się w mniej więcej przyzwoitym stanie podziemi twierdzy tutejsze katakumby nie mogły się poszczycić takim komfortem. Większość przejść okazała się zawalona, te nieliczne, które się zachowały, przypominały krecie korytarze. Widać kopiący oczyścili sobie drogę w dół byle jak. Dobrze chociaż, że nie było tu różnych paskudnych stworów. Wszystko wymroziło do cna. A co nie zostało wymrożone, przeniosło się w lepsze miejsca. Chociaż i tutaj, gdyby zacząć kłapać dziobem, można by na siebie sprowadzić jakieś nieprzyjemności. Zupełnie bezpiecznych miejsc w Przygraniczu zasadniczo nie można znalezć. Wystarczyło, że opuściliśmy wyłożone kamieniem chodniki, a od razu podskoczyła intensywność magicznej energii. I nieważne, że nad głową mieliśmy dziesięć metrów zamarzniętej ziemi i głazów. Być może w ruinach działały jeszcze jakieś resztki czarów ochronnych. Ale oczekiwałem czegoś takiego i zawczasu wzmocniłem osłonę. Cholera, długo mnie to jeszcze będzie mordować? Kiedyś nie miałem podobnych problemów. A tutaj od gradientów aż w stawach łamie. Diabelstwo... Co widzisz? Wyszedłem z podziemi pod zaczynające ciemnieć niebo, podczołgałem się do Jermołowa oglądającego przez lornetkę sąsiednie wzgórze. Jest tam ktoś czy nie? Zamknij się. Szurik nie raczył odpowiedzieć i przeniósł lornetkę na drogę. I nie wychylaj się, jegrzy też mają lornetki. Jasne! I nie mają co robić, tylko gapić się dookoła. Pilnują nas w twierdzy. Uśmiechnąłem się, ale na wszelki wypadek mocniej przywarłem do ziemi między dwoma wielkimi głazami. Jaki mamy gryplan? Jermołow zasłonił okulary lornetki ochraniaczem. Doczekamy ciemności i idziemy do Granicy. Musimy czekać na zmrok? Skurczyłem się pod porywem lodowatego wiatru. Zamarzniemy. Miastowi sprowadzili następny BTR. Jeśli nas zauważą, nie uciekniemy. Jasne. Ułożyłem się wygodniej, wyjąłem pudełko, otworzyłem je i popatrzyłem na kamienną półkulę teleportu. A dlaczego stąd nie można się dostać prosto do Fortu? Nie otworzy się przejście przez Granicę? Brednie! Gospodarz od samego Siewieroreczeńska rzucił mnie prosto do Fortu. A tamtejsza Granica niczym się nie różni od tej. Czyli,
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|