[ Pobierz całość w formacie PDF ]
56 A tak odezwał się na to Modraczek. Przyjdzie wiosna, to sobie rano wstanie, na te pola zielone pod zorzą wyjdzie; tu mu skowronek śpiewa wesołą piosenkę, tu mu rosa perły pod nogi sypie, tu mu kwiatuszki dziergają wzorzyste kobierce po łąkach, tu mu pługi czarną ziemię orzą, wołki porykują, oracze pokrzykują, aż dusza rośnie, aż serce jaśnieje. Przyjdzie lato, fuzyjkę szlachcic bierze, na błota idzie, kaczkę dziką ustrzeli, do torby pięknie przytroczy, w to niebo modre popatrzy, wesołe myśli ma. A tu pola dokoła szumią kłosem złotym, a tu lny kwitną modro, a tu siano z łąk pachnie, a tu jagody się rumienią, a pszczoły w lipie brzęczą... Przyjdzie jesień, to jabłoń i grusze, i śliwy pod owocem się gną, w gaju brzozowym grzyby i rydze pachną, wieniec dożynkowy złoci się i mieni to kłosem, to kwiatem, to orzechów gronem. Rankiem na polach mgły leżą, słońce ledwo się wychyla, a mój szlachcic nuż w bór z nagonką! nuż łowy na zwierza! Bór cicho stoi, grania ogarów słucha, na myśliwców z wysoka wiewiórka czarnymi oczyma patrzy. Wtem huknie strzelec raz i jeszcze raz! Paf! paf! paf! Echo się szerokie rozlega, krzyk słychać radosny i myśliwskie trąbki. Dobrze, bardzoś to dobrze opowiedział, wierny mój Modraczku! rzekł na to miłościwy król Błystek, który, w milczeniu rozmowy drużyny swej słuchając, teraz się uśmiechać mile zaczął. Obyśmy do takiego dworu ziemiańskiego w podróży naszej trafili! Ale choćby tam nawet nie było tak gwarno i wesoło, i tak mu rad będę! Mówił tak jeszcze król stary z wyrazem rozrzewnienia na zmarszczonej twarzy, kiedy wóz nagle o kamień stuknąwszy w bok z gościńca na polną drożynę skręcił, a zaraz też i szkapa ubogiego Skrobka parskać wesoło zaczęła, jak zwykle czynią konie, kiedy dom poczują. Jakoż wóz niebawem się zatrzymał, a chłop, podszedłszy do siedzących na nim, rzekł: Złaztaż! Wy, królisko, i wy, reszta! Złazta! Już my przyjechali! Gdzie? Jak?! zakrzyknęły Krasnoludki wychylając głowy z kapturów. Przecie tu nic nie ma? Co nie ma być? odezwie się na to Skrobek. Jest moja własna, najwłaśniejsza chałupa, i już. A wtem się brzask zaczął na niebie czynić i powietrze przetarło się z cieniów. Patrzą Krasnoludki, stoi uboga lepianka, z chrustu spleciona, gliną wymazana, pod dachem krzywym, niskim, dziurawym, tu wiechciem słomy, tam znów gałęzmi krytym; płodna z chrustu ledwo że się trzyma świętej ziemi, zielska pod nim pełno, wierzba majaczy nad zielskiem wysoko, wyciągnąwszy gałęzie niby długie ręce; tuż w sadzie zapuszczonym bieleją wiśnie osypane kwiatem, a nad wszystkim chór żab i kląskanie rozgłośne słowika, który się w olchach zbudziwszy, nagle pieśń poranną zadzwonił. Dlaboga! krzykną Krasnoludki. Człowieku! Kpisz czy o drogę pytasz? Co mam pytać, kiej drogę wiem! rzecze obojętnie Skrobek. Hajno chałupa! A het struga i gaj, kto chce, niech idzie, a kto nie chce, niech se rusza z Bogiem. I zaraz zaczął wyprzęgać szkapę i z niskiej studzienki wodę żurawiem ciągnąć, w koryto lać, jakby tych, których przywiózł, wcale nie było. Czymże my się tu w tej pustce wyżywim? pytają Krasnoludki. Na to chłop ciągnąc wodę: Mogą tu moje dzieci wyżyć, to i wy możeta! Kogo Pan Bóg stworzy, tego nie umorzy! Tak znów tamci: A gdzie my tu skarby nasze złożym? W makowej główce sto razy po tysiąc ziaren się zmieści i nieciasno im! Tedy znów oni z okrzykiem: A król? Gdzie my tu króla naszego pomieścim? A toćże słonko większy król, a nie gardzi tą biedą moją i co dzień się w chacie mojej złoci... 57 Wnet Pietrzyk, który był ogromnie wesoły, a złe i dobre z równą zawsze otuchą przyjmował, zaczął skakać koło wozu, przyśpiewując ochoczo: Pod stopami ziemi grudka, A nad głową skrawek nieba Dla małego Krasnoludka Czegóż, bracie, więcej trzeba? Zakrzyknęli na to insi, żeby cicho był, bo nie jest pora na żarty, i coraz większy gwar nieukontentowanych głosów powstawał. A wtem gwiazda jutrzenna zapaliła się na wschodzie modrym, bardzo świetnym ogniem i świat obrzasł. Podniósł tedy ku niej oczy i ręce król Błystek i rzekł: Błogosławiony zakątek, w którym mieszka ubóstwo i praca, albowiem nad nim stoją gwiazdy Boże! I skinął berłem i uciszyła się drużyna jego. II Cicho skrzypnęły niskie drzwi lipowe, cicho weszły Krasnoludki do chaty ubogiego Skrobka razem z perłowym dnia brzaskiem. Jedna tu tylko była izba, z której każdego kąta wyglądała bieda. Największą część tej izby zajmował duży komin z ogromnym zapieckiem; przed kominem leżał zwinięty kot bury i pęk suchego chrustu, postronkiem z kulką związany. Nieco dalej stał cebrzyk z wodą i blaszanym półkwartkiem, parę garnków do góry dnem przewróconych zajmowało ławę, przy ławie stół sosnowy, dwa zydle i trochę kartofli w kobiałce.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|