[ Pobierz całość w formacie PDF ]
członków konspiracji. Powtórzyłam, że o niczym nie wiem, a za konspirację rodzice wyrzuciliby mnie z domu. Hauptmann wpadł w szał. Wymyślał od hardych Polek, bezczelnych i zakłamanych, które chcą Polskę budować, ale on już się postara, żebyśmy pogniły w więzieniu. Zagroził mękami, a tymczasem z furią zadzwonił i kazał wyprowadzić. Odetchnęłam! Gdy sprowadzono nas na dziedziniec Szucha, buda już czekała. Najpierw wrzucono zmasakrowanych, potem wepchnięto tych, co trzymali się o własnych siłach. Wsiadłam ostatnia, aby nasycić się widokiem wolności na zapas. Nagle... Spostrzegłam Zbyszka Rylskiego, który co sił pedałował za nami na swojej rikszy. Patrzył na mnie z serdeczną troską, a ja starałam się uśmiechnąć przez łzy, aby przypadkiem nie powiedział znajomym, że widział mnie płaczącą. Do celi wróciłam z uczuciem, jakbym wracała do domu. Po tylu spokojnych miesiącach ten dzień był dłuższym wstrząsem. Siadłam do kolacji i cieszyłam się, że znów jestem tu między znajomymi na własnej pryczy, w swoim kąciku. Moje przesłuchanie rozpoczęło wyraznie sprawę. W następnych dniach zabrano na Szucha Margę, Helenkę i Helcię, a potem Irkę, Celinkę i Stenię. Przesłuchanie Irki miało podobny charakter do mojego. Wróciła zbulwersowana. Nic dziwnego, tyle przeżyć w jednym dniu i jeszcze w dodatku widziała po drodze mamusię, Oleńkę i Andrzeja. Zawiadomiła ich nasza kochana Zosia Kojro (Ofiarnie pomagała wielu więzniom. Przyłapana z grypsem sama dostała się na Pawiak), która jest ostatnio naszym stałym kontaktem z domem. W drugiej połowie maja całe więzienie zaczęło się przygotowywać do nalotów. Sprzątano strychy, zaciemniano okna i ustawiano wszędzie kubły z piachem. Przyjęłyśmy to jako dobry znak. Widać spodziewają się nalotów, czyli nie jest na froncie tak dobrze, jak mówią. Korzystając z zamieszania zrobiłyśmy z Danusią wyprawę na dach. Na drugim podwórku, obok pralni stoi trzypiętrowy budynek. Na dole szwalnia, stolarnia i kuchnia, a na górze mieszkania oddziałowych. Dostałyśmy się na strych, a stamtąd klapą na dach. Było to rewelacyjne odkrycie. W razie czego ucieczka na wolność jest tędy zupełnie możliwa. Wystarczy zawiadomić kogoś z wolności, aby czekał w przyległym budynku, gdzie mieszkają %7łydzi. Trzeba przesiedzieć na strychu do wieczora, w czasie apelu ktoś musi odliczyć za nieobecnego. Za pomocą sznura można spokojnie zjechać na ulicę i całą noc ma się na zniknięcie. Wykryliby dopiero przy rannym apelu, a wtedy szukaj wiatru w polu! Nasze odkrycie napełniło nas otuchą. Postanowiłyśmy to wykorzystać w razie czego (Tą drogą zorganizowano pózniej słynną ucieczkę z Pawiaka). W końcu miesiąca wypisano Irkę ze szpitala. Czuje się dobrze i wygląda zdrowo. Ponieważ po przesłuchaniu zwolniono nas z izolacji, umieszczono ją także w celi małolatek. Na pierwszym spacerze zaprowadziłyśmy ją na dach. Po naradzie zadecydowałyśmy, że nie mamy prawa tędy uciekać. W naszej sprawie siedzi za dużo osób. Wzięliby odwet na nich, nie mówiąc już o ojcu, na którym odegraliby się z pewnością. Namawiałyśmy natomiast gorąco Danusię, aby skorzystała z tej możliwości. Na Pawiaku jest sama i na wyjście żadnej szansy nie ma. Powinna ratować się, póki czas. Obawiała się o rodzinę na wolności. Czerwiec 1941 Pawiak Dostałam się wreszcie do sławnej na całą Serbię wróżki, pani Fikus. Wywróżyła mi bliską wolność, wiele przygód, przeżyć, ciągłe borykanie się z życiem i licznymi trudnościami. Powiedziała, że się nie złamię i będę zawsze gonić za pełnią życia, ideałem i wielką miłością. Czeka mnie burzliwe życie, powodzenie u mężczyzn, twórcze życie wewnętrzne. Po wielu trudnościach, tragediach i rozczarowaniach - sukcesy, a nawet sława. Jakaś zła passa ostatnio. Józka znów była na konfrontacji. R. sypie. W szpitalu umarła pani Maternowska, Niusia Ryczko (Umarła w Revensbruck) dostała ataku epilepsji, 15 kobiet zabrano do obozu, a w Palmirach rozstrzelano 16 mężczyzn. Całe więzienie jest przygnębione. Jedyną pociechą jest wojna z Rosją. Otwierają się nowe perspektywy. Może nareszcie ktoś złamie tę hitlerowską potęgę! Zaczęły się naloty. Niemcy biegają wystraszeni. Zamykają nas na wszystkie spusty i uciekają do schronu. Więzniarki się radują. Zwita znów nadzieja końca wojny i tej niewoli. Ziuta napisała o mnie wierszyk, ale nie chciała pokazać, póki nie dostanie figurki konika. Ulepiłam go zaraz i obie byłyśmy zadowolone z twórczej wymiany. Wiersz Ziuty Dla Isi Jest na Serbii pośród panien tylu@ Pewne dziewczę - ach, jedna na tysiąc,@ Oddziałowy: czy Józio czy Wiluś@ Zna ją dobrze - to jest panna Isia. Więzienie całe oblatuje wszędzie,@ Inny za to już dawno by wisiał.@ Jej zaś wcale nic za to nie będzie@ Bo to panna złotowłosa Isia. Panna Isia jest piękną dziewczyną@ I ma zgrabną amazonki postać@ Na lepieniu koni dni jej płyną@ Każdy od niej chce konika dostać. Panna Isia ciągle wkoło pluje@ Niby na chleb, a niby na wszystko@ Konie w palcach wdzięcznie maszerują@ Lub w podskokach kłaniają się nisko. Na spacer każdego oddziału@ Biega Isia i chleb wciąż ugniata@ Szybkim kłusem, to znowu pomału@ Biega Isia od zimy do lata. A gdy kiedyś wyleci za bramę,@ To na pewno, już dziś widzi mi się,@ Chociaż inne zostaną tu same,@ Cały Pawiak zapamięta Isię. Największymi bolączkami więziennymi lata były upały i pluskwy. Na upały zaradzić nie mogłyśmy wiele. Polewanie się wodą, rozwieszanie mokrych prześcieradeł w oknach, to było jedyne, co było można zrobić. Pomimo to temperatura i zaduch były nie do zniesienia. Dzięki przyjazni z oddziałową kąpielową brałyśmy z Danusią co dzień zimny prysznic. Przynosiło to ulgę choć na chwilę. Lato wzmagało tęsknotę za wolnością. Moje myśli biegały stale po wsi, kąpieli w rzece, szumu drzew i całego uroku letnich wieczorów. Zasypiając śpiewałyśmy piosenkę: "A mnie jest szkoda lata". Plaga pluskiew nie była lepsza. Pomimo dezynfekcji, wyłaziły nocą ze szpar, spadały z sufitu na z góry upatrzone ofiary i gryzły niemiłosiernie, gdzie popadło. Każda walczyła z nimi jak mogła. Proszek przeciw insektom był ceniony na rynku pawiackim wyżej niż papierosy i żywność. Janka (Machowska - wywieziona do Ravensbruck 22 IX 1941) i Ala (Gawlikowska - wywieziona do Ranvensbruck 22 IX 1941) wymyśliły pantentowany sposób. Uszyły pokrowce z prześcieradeł, w które na noc się chowały, zostawiając tylko głowę na wierzchu. Któregoś ranka obudziły się popuchnięte i całe w bąblach. Pluskwy, jakby się zmówiły, zaatakowały hurtem odkryte twarze. Pod koniec czerwca zwolniono Majkę z izolacji, a Józka miała sąd. Byłyśmy zdezorientowane. Jeśli wszystkich przesłuchano i zdjęto izolację, należałoby się spodziewać, że poślą nas do Oświęcimia lub Ravensbruck. Pomimo to z niepoprawnym optymizmem nadal łudziłam się nadzieją na wolność. Lipiec 1941 Pawiak Lipiec zaczął się głodem. Patronat przestał wydawać "szpitalkę", a zupy oddziałowe były na surowym oleju. Od samego zapachu robiło się niedobrze. Byłam tak głodna, że zaprzestałam codziennej gimnastyki i biegania w czasie spacerów. Od każdego wysiłku robiło się czarno przed oczyma, obawiałam się, że zemdleję. W tym stanie osłabienia zabrano nas niespodziewanie na przesłuchanie. Znów nadzieja na wolność. Ostatnia szansa. Kończą sprawę. Czeka nas obóz lub wolność! Zdziwiłam się bardzo, gdy zaprowadzono mnie na inne piętro, do innego pokoju. Odetchnęłam z ulgą, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|