[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpadła się. Zerknąłem na dłonie le\ącego, delikatnie dotknąłem jego piersi i jeszcze raz uwa\nie obejrzałem chustę. Potem cofnąłem się i wstając otrzepałem dłonie. - I co? - pierwsza zapytała Helena. - Batura wyjechał stąd \ywy - oznajmiłem. - Le\ą tu zwłoki mnicha, który mu towarzyszył. Ojciec Wincenty zajrzał do środka i poświecił latarką. - Jest pan pewien? - zdziwił się. - śeby mieć pewność, trzeba by zerwać chustę, ale to by ją zniszczyło - wyjaśniałem. - Zmarły ma tradycyjny ró\aniec w dłoniach, na nogach skórzane sandały z zakrzepłymi śladami krwi. Podobnie na kostkach widać zaschłe strugi krwi. Je\eli zało\ymy, \e ciało wieziono konno, przerzucone przez siodło, to by wszystko wyjaśniało. Na piersi, z prawej strony, wymacałem poharatane \ebra. Nie ma pewności, ale sądzę, \e od kuli. Ciemną plamę odkryłem te\ na chuście, na wysokości skroni. Sądzę, \e chusta Matki Boskiej z Gwadelupy nie była tylko gestem miłosierdzia Franciszka Batury, ale w ten sposób zakryto przed wścibskim okiem pogruchotaną czaszkę. Ostatnia wskazówka to ten pamiętnik - wskazałem zeszyt w rękach księdza. - Nie ma w nim ani słowa o powrocie tego mnicha. Mo\emy więc przypuszczać, \e Batura pojechał ku granicy tureckiej, bo tu odkryto jego pojawienie się. W jakim stanie jest karabin, który ma ojciec na plebanii? - W dobrym - odpowiedział duchowny. - Nawierciłem zamek i lufę, \eby nie nosił znamion broni u\ytkowej. Moja gospodyni znalazła go pod murem posesji, gdy kopała w ogródku. Co ciekawe, w magazynku znalazłem jeden pocisk, a reszta była w dwóch skórzanych ładownicach. Były tam te\ dwa magazynki, jeden pusty. Wszystko było zawinięte w naoliwioną derkę. - A więc Batura kazał ukryć tak\e swoją broń - domyśliłem się. - Zapewne korzystał z amerykańskiego karabinu ze względu na sentyment do starych czasów pobytu w USA. Opis znaleziska wskazuje, \e broń została u\yta, doszło do wymiany ognia, w której zginął mnich i Batura wycofał się do klasztoru. - Jestem ciekaw, czego szukał ten człowiek - powiedział ojciec Wincenty. - Obiecuję, \e jak to znajdziemy, to napiszę do ojca list - przyrzekłem. Wyszliśmy z podziemi i ze zdziwieniem zauwa\yliśmy, \e jest ju\ pózne popołudnie. Staruszka zostawiła na plebanii list, w którym napisała, \e sama oprowadziła wycieczki po kościele i odjechała do Tarnopola. Ojciec Wincenty zaproponował nam, \ebyśmy zostali u niego na noc, ale grzecznie podziękowaliśmy za gościnę. Dostaliśmy butelkę wina z czarnych porzeczek i błogosławieństwo na dalszą drogę. Wyruszyliśmy w kierunku Buczacza, do którego dojechaliśmy po półtorej godziny. Zatrzymaliśmy się w centrum przy barokowym ratuszu z połowy XVIII wieku z wie\ą wysoką na 35 metrów. Na pierwszy rzut oka przypominał siedzibę sandomierskich rajców. W oddali, na wzgórzu widzieliśmy ruiny zamku, który w XVI i XVII wieku był twierdzą nie do zdobycia ze względu na swe poło\enie nad rzeką, w otoczeniu jezior. - Co teraz? - zapytała Helena. Mieliśmy trochę za du\o szczęścia. W ka\dej miejscowości, gdzie się zatrzymaliśmy, 65 natykaliśmy się na ślady Franciszka Batury. Jeszcze ostatnie dwie godziny przed zamknięciem urzędów szukaliśmy starych ludzi, którzy znaliby miejscowe legendy, opowieści, mieli jakiekolwiek wiadomości o przemytnikach, miejscach, gdzie przekraczano granicę. W bibliotece i w miejscowym muzeum nic jednak nie wiedziano na interesujący nas temat. - Czarna rozpacz - stwierdziła zmęczona Helena. Sumiennie występowała w roli mojej tłumaczki, znała przecie\ naturę Ukraińców, wiedziała, kiedy kłamią lub nie chcą pomóc. Była przekonana, \e miejscowi naprawdę nic nie wiedzieli. - Mo\e Buczacz jest za daleko od granicy? - sugerowała, gdy siedzieliśmy w kawiarni i piliśmy kawę. - Raczej minęło zbyt du\o czasu od tamtych wydarzeń - odparłem. - Mo\e Batura był tu i stwierdził, \e nie ma szans przekroczyć Dniestru, który był przecie\ z drugiej strony pilnowany przez Turków. Trzeba się zastanowić, co miano by przemycać przez granice Austro-Węgier i Turcji? Alkohol ze względów religijnych nie wchodzi w rachubę. Lepiej jedzmy do Skały Podolskiej, to miejscowość nad byłą granicą zaborów. Jutro z rana rozpoczniemy poszukiwania, a potem pojedziemy ju\ do Kamieńca Podolskiego. - Dobrze - Helena zgodziła się niechętnie. Powoli ściemniało się, gdy dojechaliśmy do Skały Podolskiej. Gospodarze pozwolili nam zatrzymać się na łące u stóp wzgórza zamkowego. W resztkach dziennego światła mogłem podziwiać białe, wapienne skały wystające spomiędzy zielonego pastwiska owiec i strzeliste resztki ścian zamku z kamienia. W dole, od wschodu szumiała rzeka Zbrucz. Rozstawiłem Helenie namiot, a sam pościeliłem sobie w Rosynancie. Rozpaliliśmy prymus i usiedliśmy na kocach zapatrzeni w mroczną toń rzeki. Popijałem mocną herbatę i jadłem chleb z pasztetem. - Powiesz mi, czego uczyli cię w szkole na temat Iwana Mazepy? - poprosiłem dziewczynę. - Chce pan sprawdzić moją wiedzę? - uśmiechnęła się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|