[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powierzchnię wody. Niedługo chyba jeszcze, bo gdzieś zza chmur już przebłyskiwało słońce... Ale choć odrobina wdzięczności by mi się należała! Naburmuszyłem się: - Niech pani będzie przynajmniej wdzięczna za to, że jak dopłyniemy do brzegu, to nie przełożę pani przez kolano i nie wlepię kilku klapsów. - Ciekawa jestem za co? - zmarszczyła śmiesznie nos. - Choćby za to, że pływa pani sobie po wielkim jeziorze na tym luksusowym kajaczku jak po małym stawie. Burza jak szafa wyłazi na niebo, a pani tapla się spokojniutko na środku jeziora - uderzyłem ręką po kierownicy. Moja pasażerka w skupieniu wiązała jakiś węzeł na cumce szarpanej przez kajak wlokący się za Rosynantem. - Przepraszam - podniosła na mnie oczy urocza kajakarka - ale taka już jestem. Póki czego sama nie wypróbuję... Na tyle znam się na meteorologii, żeby wiedzieć, czym grozi cumulonimbus. Ale wydawało mi się, że zawsze zdążę ustawić się rufą do wiatru, a wtedy nic mi nie grozi oprócz walnięcia kajakiem o brzeg albo zapędzenia w trzciny, a wtedy już bym sobie poradziła. Jestem spod znaku Byka, a Byki są, jak wiesz, uparte - wyciągnęła do mnie rękę - Krystyna. Odwzajemniłem uścisk. - Paweł. Spod znaku Skorpiona. Równie upartego znaku. Roześmieliśmy się. Jakby dostosowując się do naszych nastrojów deszcz przestał padać, a nad jeziorem rozpięła się przepiękna tęcza. Dopłynęliśmy do brzegu. Wyjechałem przednimi kołami na piasek i zatrzymałem Rosynanta tak, by Krystyna mogła zająć się kajakiem. - Jest! - dobiegł mnie jej wesoły okrzyk. - Co? - wyjrzałem z samochodu. Krystyna wymachiwała wiosłem. - Już nieważne, że sporo kosztowało, bo to Mayer, ale jakbym się dostała do Jerzwałdu. Jak tylko zauważyłam, że nie dam sobie rady z kajakiem, to włożyłam wiosło głęboko w dziób i zobacz, nie wypadło podczas holowania Pucha... - Czego holowania? - No, Pucha. Tak nazwałam swój kajak. - W takim razie przedstawiam wam Rosynanta - skinąłem w stronę samochodu. Prezentacji stało się zadość. Mogłem spokojnie zdjąć spodnie i wejść do wody, by pomóc Krystynie osuszyć kajak. - Jesteś kajakarką-samotniczką - zaśmiałem się. - Składaki jedynki rzadko się spotyka. Krystyna odpowiedziała mi uśmiechem. - Czy jestem samotniczką? Można to i tak nazwać. Ale po prostu uważam, że niewcześnie dobrane towarzystwo może tak samo zepsuć spływ kajakowy, jak i całe życie. Nieprawda? Skinąłem potakująco głową. - Spędzasz więc urlop w Jerzwałdzie? - zmieniłem temat. - Nie wygodniej byłoby w Siemianach? Krystyna powoli odłożyła wiosło do kajaka. - Widzisz, moi rodzice pochodzą z Jerzwałdu... - I przyjechałaś do nich na wakacje? - Nie do nich, ale do ich wspomnień. I nie na wakacje, ale dosłownie na jeden dzień, drugi podarowałam sobie. A teraz ruszę dalej... Może jak najdalej od Jerzwałdu. Popatrzyłem na nią ze zdumieniem. - Jak najdalej od Jerzwałdu? Dlaczego? - Moi rodzice pochodzą stąd. Są Mazurami, Ale tu nazywano ich Niemcami i robiono wszystko, żeby stąd wyjechali do Niemiec na stałe. Wreszcie cała rodzina wyjechała. Ja już przyszłam na świat w Bonn. Tam ukończyłam studia i pracuję jako informatyk... I jestem Niemką. Zrobiło mi się głupio. - Jesteś Niemką czy Mazurką mieszkającą w Niemczech? Mówisz świetnie po polsku, że nigdy bym nie pomyślał. Pokręciła głową. - Powiedzmy: Niemką mówiącą dobrze po polsku. - A kim się czujesz? Uśmiechnęła się niewesoło. - Rozczaruję cię. Czuję się Niemką mówiącą dobrze po polsku. - Jednak tu przyjeżdżasz. Spojrzała na mnie spod oka. - Jak do wielu krajów w Europie. Macie przepiękne trasy kajakowe. Kiedy tylko mogę, wyrywam się do Polski na Krutynię. Trzy razy brałam też udział w spływie Dunajcem. - I zawsze na wiernym Puchu? Zaśmiała się: - Nie. Wypożyczam najczęściej kajak na miejscu. Teraz wzięłam swój, bo w tej okolicy, nad Jeziorakiem jestem pierwszy raz. Popatrzyłem na nią zdziwiony. - Pierwszy raz? Mówiłaś, że stąd pochodzi twoja rodzina. Nie ciągnęło cię nigdy w rodzinne strony.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|