[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jącą: kiedyś zastał cesarza stojącego w salonie i patrzącego przez okno. Podszedł bli\ej i te\ wyjrzał przez okno: zo- baczył, \e w ogrodzie pałacowym pasą się krowy. Widocz- nie miasto obiegła ju\ wiadomość, \e pałac będą zamy- kać, i to ośmieliło pasterzy, którzy wpędzili do ogrodu by- dło. Ktoś musiał im powiedzieć, \e cesarz nie jest ju\ wa\ny i mo\na dzielić się jego majątkiem, w ka\dym razie dzielić się trawą pałacową, która stała się własnością ludu. Cesarz oddał się teraz długim medytacjom ("w tym Hindusi jemu kiedyś nauki dawali, na jednej nodze stać kazali, nawet oddychać za- braniali, oczy zamykać zalecali"). Nieruchomy, godzinami me- dytował w swoim gabinecie (medytował - zastanawia się ka- merdyner - a mo\e drzemał), L.M. nie śmiał wchodzić i prze- szkadzać. Ciągle jeszcze trwała pora deszczowa, całymi dniami padało, drzewa stały w wodzie, ranki były mgliste, noce zimne. H.S. chodził nadal w mundurze, na który narzucał ciepłą, weł- nianą pelerynę. Wstawali jak dawniej, jak od lat - o świcie i szli do kaplicy pałacowej, gdzie L.M. odczytywał na głos co- raz to inne fragmenty Księgi Psalmów. "Panie, przecz się roz- mno\yli, co mnie trapią? wiele ich powstają przeciwko mnie". "Umocnij kroki moje na ście\kach twoich, aby się nie chwia- ły stopy moje". "nie odstępuj ode mnie albowiem utrapienie bliskie jest bo nie masz, kto by ratował". Potem H.S. odcho- dzył do swojego gabinetu, zasiadał za wielkim biurkiem, na któ- rym stało kilkanaście telefonów. Wszystkie jednak milczały, mo\e były odcięte. L.M. siadał pod drzwiami, czekał, czy nie odezwie się dzwonek wzywający go do gabinetu, \eby odebrać jakieś polecenie od monarchy. L.M.: A to, łaskawco, w onych dniach tylko panowie ofice- rowie nachody rozliczne czynili, najpierw do mnie przychodzi- li, \eby ich osobliwemu panu anonsować, potem do gabinetu wchodzili, a tam pan nasz w fotelach ich wygodnie sadzał. Ci to oficerowie zaraz proklamację odczytywali, w której się do- magali, \eby szczodrobliwy pan pieniądze oddał, które, powia- dali, nielegalnie przez lat pięćdziesiąt przywłaszczył, po ró\- nych bankach światowych je lokując, a tak\e i w samym pa- łacu skrywając oraz w domach dygnitarzy i notabli chowając. A to, powiadali, wszystko oddać nale\y, bo jest własnością lu- du, z którego krwi i potu one pieniądze się wzięły. Jakie\ tam pieniądze, dobrotliwy pan powiada, myśmy \adnych pieniędzy nie mieli, wszystko na rozwój szło, \eby doganiać i prześcigać, a wszak rozwój jako sukces był ogłoszony. Jaki tam rozwój, oficerowie wołają, wszystko to czcza demagogia, zasłona dym- na, powiadają, \eby dwór mógł się bogacić! I zaraz z foteli wstają i dywan wielki, perski z podłogi podnoszą, a tam pod dywanem całym zwitki dolarów gęsto poutykane, a\ zieloną podłoga się zdawała. One to dolary zaraz w obecności czcigod- nego pana sier\antom zliczyć i spisać kazali i do nacjonalizacji zabrali. Wnet się jednak wynieśli, a wtedy dostojny pan nasz wziął mnie do gabinetu i pieniądze w biurku trzymane między ksią\kami chować nakazał. A powiem, \e pan nasz, jako zwący się potomkiem króla Salomona, miał wielki zbiór Pisma Zwię- tego, na wszelkie języki świata przeło\onego, i tam\eśmy one pieniądze poutykali. Wszelako panowie oficerowie, ooo! to by- ły zmyślne łupiskóry! Następnego dnia przychodzą, proklama- cję odczytują, zwrotu pieniędzy \ądają, bo jak powiadają, trze- ba mąki dla głodujących kupić. Al9 ści pan nasz za biurkiem siedząc słowa nie mówi, puste szuflady pokazuje. Na to ofi- cerowie z foteli się zrywają, szafy z ksią\kami otwierają, z wszelkich Biblii dolary wytrząsają, zaś sier\anci liczą, spisują, do nacjonalizacji przekazują. Wszystko to mało, powiadają o- ficerowie, resztę pieniędzy oddać nale\y, a to zwłaszcza w bankach szwajcarskich i angielskich na prywatnym koncie pa- na naszego będących, które na pół miliarda dolarów albo i wię- cej się liczą. W tym miejscu pana dobrotliwego nakłaniają, \e- by czeki odpowiednie podpisał, a tym sposobem, powiadają, one pieniądze narodowi zwrócone być mają. A skąd\e tyle pie- niędzy, czcigodny pan zapytuje~ jeśli grosze jeno na leczenie syna schorowanego, w szpitalu szwajcarskim będącego, prze- syłał. Aadne ci grosze odpowiadają, i ju\ na głos czytają pi- smo szwajcarskiej ambasady, w którym jest powiedziane, \e szczodrobliwy pan nasz w tamtejszych bankach na swoim kon- cie sto milionów dolarów posiada. Tak się wadzą, a\ w (końcu dostojny pan w medytację popada, oczy zamyka, oddychać przestaje, tedy oficerowie z gabinetu się oddalają, wszelako powrót zapowiadają. ,~ kiedy owi szarpacze pana naszego od-
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|