[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mott nie był jeszcze gotów do zawierania tego rodzaju aliansów. Jak już mówiłem, nie jestem takim starym wygą, sądzę jednak, że publi- kacja tych zdjęć naprawdę postawiłaby twoją klientkę w nadzwyczaj kłopotliwej sytuacji. Murray lekceważąco machnął ręką i spojrzał na zegarek. Na pewno nie chcesz się czegoś napić? Nie, dziękuję. Jakim majątkiem dysponuje twój klient? Przyznam szczerze, że nie wiem. Zresztą nie ma to chyba żadnego znacze- nia. Istotne, co mu z tego zostanie po przejściu wszystkich burz, a tego obecnie nikt nie jest w stanie ocenić. Nie wątpię jednak, że pozostało mu jeszcze mnóstwo z tych dziewięćdzie- sięciu milionów. Został pozwany do sądu na znacznie wyższe sumy, pomijając już fakt, że będzie odpowiadał za przestępstwo kryminalne i może spędzić wiele lat w wię- zieniu czy nawet wylądować w celi śmierci. Rozwód jest najmniejszym z jego obecnych zmartwień. Po co więc te wszystkie grozby? 159 Mój klient pragnie po prostu zamknąć usta swojej byłej żonie, uzgodnić warunki rozwodu i uwolnić się od wszelkich roszczeń finansowych z jej strony. W dodatku chciałby mieć to z głowy jak najszybciej. A jeśli moja klientka nie wyrazi zgody? Murray poluzował krawat i rozsiadł się wygodniej. Poczuł nagły przypływ zmęczenia, zapragnął wreszcie pójść do domu po długim dniu pracy. Ale już po chwili zastanowienia sam udzielił sobie odpowiedzi na pytanie: Utraci wszystko, co ma. Czy twój klient pomyślał o tym, że towarzystwo ubezpieczeniowe obedrze ją z ostatniej koszuli? No cóż, w takich sprawach nie ma zwycięzców odparł filozoficznie McDermott. Muszę z nią porozmawiać. Sandy szybko zgarnął papiery do aktówki, wstał i ruszył do wyjścia. Murray uśmiechnął się na pożegnanie, ale tym razem był to uśmiech wymuszony. Zciska- jąc mu dłoń, McDermott jakby mimochodem nadmienił, że dotarły do niego nie- pokojące plotki, iż Lance szuka w nowoorleańskich spelunkach płatnego zabójcy. Dodał, że nie potrafi ocenić, ile jest w nich prawdy, ale na wszelki wypadek wolał przedstawić tę sprawę szeryfowi oraz agentom FBI. Riddleton wolał nie podejmować szerszej dyskusji. Obiecał, że poruszy tę sprawę w rozmowie ze swoją klientką. Rozdział 21 Przed wyjściem ze szpitala doktor Hayani zajrzał do izolatki Patricka. Na ze- wnątrz zapadł już zmrok, pacjent siedział w samych spodenkach przy niewiel- kim biurku dopełniającym skromnego umeblowania salki. Paliła się lampka, którą wyprosił od sanitariusza. W jednym plastikowym kubeczku stała spora kolekcja ołówków i długopisów, w drugim błyskawicznie powiększał się zapas spinaczy, gumek do wycierania, recepturek, pinezek i tym podobnych drobiazgów, znoszo- nych przez pielęgniarki z całego szpitala. Honorowe miejsce zajmowały już trzy notatniki. Lanigan był pochłonięty pracą. W rogu biurka piętrzył się imponujący stosik różnorakich dokumentów. Kiedy Hayani zajrzał do pokoju, już po raz trzeci tego dnia, pacjent przeglądał właśnie tekst jednego z pozwów, jakie wpłynęły przeciw- ko niemu. Witam w mojej kancelarii rzekł radośnie. Półka z telewizorem znajdowała się tuż nad jego głową, między oparciem krzesła a ramą łóżka pozostawało najwyżej dwadzieścia centymetrów wolnej przestrzeni. Plotki w szpitalach rozchodzą się chyba jeszcze szybciej niż w środowisku prawników, a już od dwóch dni wśród personelu krążyły anegdoty, że w izolatce numer 312 otwarto właśnie nową kancelarię adwokacką. No, ładnie odparł Hayani. Mam tylko nadzieję, że nie będzie pan występował przeciwko lekarzom. Pod żadnym pozorem. W ciągu trzynastoletniej praktyki ani razu nie skar- żyłem lekarzy czy też administracji szpitali. Podniósł się z krzesła i odwrócił w stronę Hayaniego. Miło mi to słyszeć rzekł doktor, spoglądając na dużą ranę na piersiach pacjenta. Jak się pan czuje? To pytanie również zadał już po raz trzeci tego dnia. Doskonale rzucił niemal odruchowo Patrick. Zdążył się przyzwyczaić, że pielęgniarki i sanitariusze, często zaglądający do izolatki ze zwykłej ciekawo- ści, średnio dwa razy w ciągu godziny, nieodmiennie kończyli te wizyty sakra- 161 mentalnym pytaniem: Jak się pan czuje? On zaś zawsze odpowiadał: Dosko- nale . Zdrzemnął się pan dziś choć trochę? zapytał Hayani, kucając i obmacu- jąc skórę na lewym udzie pacjenta. Nie. Wciąż nie mogę spać bez środków nasennych, ale w ciągu dnia wolę ich nie brać. W gruncie rzeczy nawet nie miał szans, aby się zdrzemnąć, wobec tej usta- wicznej parady pielęgniarek i sanitariuszy. Przysiadł na brzegu łóżka, spojrzał doktorowi w oczy i zapytał cicho: Czy mogę coś panu wyznać? Hayani natychmiast przerwał zapisywanie obserwacji w karcie chorobowej. Oczywiście. Lanigan nerwowo zerknął na lewo i prawo, jakby się obawiał, że ktoś może ich podsłuchiwać. Kiedy jeszcze byłem praktykującym adwokatem zaczął niepewnym gło- sem miałem kiedyś klienta, pracownika banku, który zdefraudował pienią- dze. Czterdziestoczteroletni, dobrze sytuowany, żonaty, ojciec trojga dorastają- cych dzieci, postąpił bardzo głupio. Póznym wieczorem aresztowano go w domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|