Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cywilizowanych, że najhałaśliwszy wróg mógł ich tropić nie postrzeżony przez nich.
Toteż zaraz po południu, gdy mieli niewielką polankę, zatrzymał ich, pełnych trwogi, świst
strzały, która o mało co nie ugodziła Blubera w głowę. Z przerazliwym krzykiem strachu %7łyd
przysiadł na ziemi. Kraski zdjął strzelbę z ramienia i wypalił.
 Tam  zawołał  zza tych krzaków  a wtem druga strzała, z innej strony, przeszyła mu
ramię, Peebles i Throck, ociężale i powoli się orientujący, nie tak hyżo jak Rosjanin wzięli się do
roboty, ale, jak i on, nie zdradzili cienia trwogi.
 Padnijcie  zawołał Kraski, łącząc czyn ze słowami  padnijcie na ziemię!
Ledwie zdążyli rzucić się między wysokie trawy, ukazała się gromada drobnych myśliwców i
chmura strzał sypnęła się na rozciągniętych Europejczyków. Z pobliskiego drzewa para stalowo
szarych oczu przyglądała się zajściu.
Bluber leżał na brzuchu z twarzą ukrytą w dłoniach, z bezczynną strzelbą obok siebie, ale Kraski,
Peebles i Throck, walcząc o życie, walili ołowiem w głowy wrzeszczących Pigmejczyków.
Kraski i Peebles sprzątnęli po jednym napastniku, co skłoniło pozostałych do ukrycia się w
otaczających gąszczach i nastąpiła chwilowa przerwa w walce. Zapanowało głuche milczenie, które
przerwał spokojny głos, wychodzący spośród listowia olbrzymiego drzewa.
 Nie strzelajcie, póki nie dam hasła  przemówił po angielsku  wyratuję was.
Bluber podniósł głowę.
 Chodz prentko!  zawołał.  Nie bęciemy ścielali. Uratuj mnie, uratuj mnie, to ci tam pięć
funtów.
Z drzewa, skąd wychodził głos, rozległ się cichy, przeciągły gwizd. Chwilę trwała cisza.
Pigniejczycy, zdumieni głosem, dobywającym się z gałęzi drzewa, zaprzestali kroków
nieprzyjacielskich, ale nie widząc nic groznego, wysunęli się z krzaków i nowym gradem strzał
zasypali ludzi, leżących na polance. Wtem biały olbrzym zeskoczył z gałęzi leśnego patriarchy i
jednocześnie wielki czarnogrzywy lew wyskoczył z zarośli.
 Oj!  wrzasnął Bluber i znowu zakrył twarz rękami. Mali myśliwi stali przez chwilę zdjęci
przerażeniem. Naraz wódz ich krzyknął.  To Tarzan!  i umknął do dżungli.
 Tak, to Tarzan, Małpi Tarzan  zawołał lord Greystoke.  To Tarzan i Złoty Lew  ale
mówił dialektem Pigmejczyków i biali nie zrozumieli ani słowa. Zwrócił się następnie ku nim: 
Gomangani odeszli, wstańcie.
Czterej mężczyzni podnieśli się z ziemi.
 Kim jesteście i co tu robicie?  zapytał Tarzan.  Nie mam potrzeby pytać, kim jesteście.
Jesteście tymi, którzy mnie uśpili i bezbronnego zostawili w obozie na łup dla pierwszego lepszego
lwa, czy dzikiego krajowca.
Bluber, zacierając ręce, płaszcząc się i uśmiechając, wystąpił naprzód.
 Ojoj! Panie Tarzan, miszmi Pana nie poznali. Mibiszmi nikty tego nie srobili, szebyśmy
fiecieli, sze to Małpi Tarzan. Ratuj mnie Pan! Ciesięć funtów, tfacieścia, ile Pan szata. Pofic Pan
swoją cenę. Uratuj mnie Pan, to tostaniesz.
Tarzan, nie zwracając uwagi na %7łyda, zwrócił się do pozostałych.
 Szukam jednego z waszych ludzi  czarnego, imieniem Luvini. On zabił moją żonę. Gdzie
jest?
 Nic o tym nie wiemy  rzekł Kraski.  Luvini zdradził nas i opuścił. Pańska żona i inna
biała kobieta były wówczas w naszym obozie. Nikt z nas nie wie, co się z nimi stało. Znajdowały się
za nami, gdyśmy zajęli pozycje, by bronić obozu przed naszymi ludzmi i przed Arabami. Byli tam
Pańscy Waziri. Gdy nieprzyjaciel się cofnął, przekonaliśmy się, że obie kobiety znikły. Nie wiemy,
co się z nimi stało. Szukamy ich teraz.
 To samo opowiedzieli mi moi Waziri  rzekł Tarzan  ale czy nie widzieliście odtąd
Luviniego?
 Nie  odparł Kraski.
 Co tu robicie?  zapytał Tarzan.
 Przybyliśmy na wyprawę naukową pod kierunkiem pana Blubera  objaśnił Rosjanin. 
Dużo mieliśmy kłopotów. Nasi przewodnicy, askarysi i tragarze zbuntowali się i uciekli. Jesteśmy
zupełnie sami i nie wiemy, jak sobie radzić.
 Ojoj!  zawołał Bluber.  Niech Pan nas ratuje! Ale proszę otpęcić teko lfa  on mnie
tenerfuje.
 Nic Panu nie zrobi złego  chyba że mu rozkażę.
 To proszę, szeby Pan mu nie kasał  zawołał Bluber.
 Dokąd chcecie pójść?  zapytał Tarzan.
 Próbujemy wrócić na wybrzeże  rzekł Kraski  a stamtąd do Londynu.
 Pójdzcie ze mną  zaproponował Tarzan  prawdopodobnie będę mógł wam pomóc. Nie
zasługujecie na to, ale nie mogę patrzeć, gdy biali ludzie giną w dżungli.
Poszli za nim na zachód i zanocowali nad małym strumykiem leśnym.
Trudno było Londyńczykom przywyknąć do obecności wielkiego lwa. Bluber wciąż trząsł się ze
strachu.
Gdy przykucnęli dokoła ogniska po wieczerzy, dostarczonej przez Tarzana, Kraski
podsunąFmyśl, oy zbudować rodzaj osłony przed dzikimi zwierzętami.
 To zbyteczne  odrzekł Tarzan  Jad bal ja dopilnuje nas. Będzie tu spał obok Małpiego
Tarzana, a czego który z was nie dosłyszy, on z pewnością dosłyszy.
Bluber wEstehnął.
 Mein Gott! tałbym dziesięć funtów są jetną noc snu.
 Dostaniesz to pan dziś taniej  rzekł Tarzan  bo nic się wam nie stanie, póki tu jestem ja i
Jad bal ja.
 Kiety tak, to topranoc  rzekł %7łyd i po kilku minutach, skuliwszy się o parę kroków od
ogniska, zasnął. Throck i Peebles poszli za jego przykładem, niebawem to samo uczynił Kraski.
Rosjanin, na pół drzemiąc, zobaczył przez przymknięte tylko powieki, że człowiek małpa
podniósł się z kucek i podszedł do pobliskiego drzewa. Coś wypadło z jego opaski biodrowej 
mały skórzany woreczek, woreczek dobrze wypchany.
Kraski zupełnie już rozbudzony, śledził, jak Tarzan ułożył się nie opodal z Jad bal ja u boku.
Wielki lew skulił się obok wyciągniętego męża i niebawem Kraski upewnił się, że obaj zasnęli.
Zaczął z wolna się podkradać ku paczuszce, leżącej obok ogniska. Co chwila się zatrzymywał i
spoglądał na parę dzikich zwierząt, ale oboje spali spokojnie. Wreszcie mógł dosięgnąć woreczka.
Chwycił go zwinnie i czym prędzej ukrył za koszulą, po czym przyczołgał się z powrotem na swe
miejsce za ogniskiem. Położył głowę na ramieniu i udając głęboko uśpionego, starannie palcami
lewej ręki wymacywał zawartość woreczka.
 To robi wrażenie kamyków  rozmyślał  i niechybnie są to kamyki, przeznaczone na
ozdobę tego dzikiego barbarzyńcy, który jest parem angielskim. Nieprawdopodobnym wydaje się, by
ta dzika bestia miała zasiadać w Izbie Lordów.
Po cichutku Kraski rozwiązał woreczek i wysypał część zawartości na dłoń.
 Boże!  wykrzyknął  diamenty!
Chciwie wysypał wszystkie i pożądliwie spoglądał na wielkie, błyszczące kamienie najczystszej
wody  pięć funtów pierwszorzędnych białych diamentów, przedstawiających tak bajeczną fortunę,
że samo spoglądanie na nie obezwładniło Rosjanina.
 Boże!  powtarzał.  Krezusowe bogactwa mam w rękach.
Pozbierał spiesznie kamienie i schował do woreczka, wciąż z okiem bacznie utkwionym w
Tarzana i Jad bal ja. Ale obaj spali mocno, wsunął więc sakiewkę za koszulę.
 Jutro  szeptał  jutro  daj Boże, bym się dziś na to zdobył.
Nazajutrz rano Tarzan wraz z czterema Londyńczykami zbliżył się do obszernej, opalisadowanej
wioski o wielu chatach. Przyjęto go nie tylko uprzejmie, ale ze czcią, cesarzowi należną.
Na białych, wielkie zrobiło wrażenie zachowanie się czarnego wodza i jego wojowników
względem Tarzana.
Gdy skończyły się zwykłe ceremonie, Tarzan wskazał czterech Europejczyków. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Anne Rice Nowe Kroniki WampirĂłw Wampir Vittorio
     : Edgar Allan Poe Collected Works of Poe Volume 2 The Raven Edition
     : Edgar Allan Poe The Murders In the Rue Morgue and Other Stories
     : Rice Craig Róşe Pani Cherington
     : Burroughs_Edgar_Rice_ _Pelluc
     : Burroughs Edgar Rice Tarzan 07 Ludzie z pieczar
     : Kipling, Rudyard Viaje al Japon
     : 04 Hudsonowie z Hollywood Rose Emilie MiśÂ‚ośÂ›ć‡ jak w filmie
     : John Norman Gor 06 Ra
     : Cela Camilo Jose Mazurek dla dwóch nieboszczyków
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • yours.opx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT