[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Doktor powiedział, że powinnaś pić bulion przez dzień lub dwa. Jak ci go podać? - Gorący i w kubku. Nie przepadam za bulionem. Tak naprawdę potrzebuję dobrego befsztyka. Z tłuczonymi ziemniakami i całą resztą. - Bulion - odparł surowo. - Po co płacić lekarzowi niebotyczne honoraria, jeśli nie ma się zamiaru wypełniać jego poleceń? - I tak jestem zrujnowana i nie zamierzam zapłacić mu ani grosza. Lepiej do niego zadzwoń i powiedz, że jestem pacjentką z opieki społecznej. To ukróci jego rady na temat bulionu. A teraz wyjaśnij, w jaki sposób zarabiasz na życie. Wstał z krzesła i, okrążywszy stół, podszedł do niej. Przenikał ją spojrzeniem swoich czarnych oczu. Zdenerwowana, poprawiła stanik szlafroka i zawiązała na nowo podtrzymujący go pasek. - To ci nic nie da. - Położył rękę na jej ramieniu. - Nie wiem, do czego zmierzasz, Jimie Proctorze, ale bądz łaskaw pamiętać, że twoja córka jest w tym domu razem z nami. - Czy ktoś ci już kiedyś powiedział, że za dużo mówisz? - Co ty robisz? - Ze spokojnej rzeczowości jej głos zmienił się w pisk przestrachu. - Próbuję znalezć twój wyłącznik. RS 121 - Jesteś okrutnym mężczyzną, Jimie Proctorze. Może wcale za ciebie nie wyjdę. - Grozby? Teraz widzę, jak to działa. Pochylił nad nią głowę, podumał przez chwilę, po czym jego wargi zamknęły jej usta. Przez moment Lucy usiłowała się wyrwać. Tylko przez moment. Dotyk jego ust sprawił, że dreszcze przebiegły jej po plecach. To nie fair! - krzyknęła w myślach. Niesprawiedliwa przewaga, ale jakże cudowna. Kiedy wreszcie cofnął się nieco, z trudnością złapała oddech. - Lucy, twój bulion stygnie. - Bystrooka Maude przywołała ją do porządku. - A niech to! - zaklął Jim. Niechętnie wypuścił ją z ramion. Poprawiła szlafrok i, żeby już położyć kres gderaniu, upiła łyk bulionu. Głęboko westchnęła. - O co chodzi? - spytała dziewczynka. - Oto jest pytanie - odparła Lucy. - Chodzi o to, jak mam namówić pewną młodą damę, żeby poszła pobawić się na dwór, tak żebym mogła porozmawiać z jej tatą jak mężczyzna z mężczyzną... to znaczy jak kobieta z mężczyzną? - To znaczy mam spływać? - Dokładnie. Sprytne są niektóre z tych nowoczesnych powiedzonek! - A więc idę. Maude rozpływała się w uśmiechach. Wydawało się jej, że wie, o co chodzi. Już po minucie obydwoje słyszeli dzikie okrzyki, kiedy biegała w tę i z powrotem po plaży, bawiąc się z psem sąsiada. - A więc... - Lucy odwróciła się, by spojrzeć mężczyznie w twarz. - Powiedziałaś to jak sędzia, który zamierza za moment ogłosić wyrok. RS 122 - Przyzna pan, panie Proctor, że rozstaliśmy się w nie najlepszej atmosferze, a ty niespodziewanie wracasz i jesteś słodki, że tylko do rany cię przyłóż. Parę słów tytułem wyjaśnienia byłoby w tej sytuacji na miejscu. - A więc, wysoki sądzie, to było tak. Zakochałem się w dziewczynie z sąsiedztwa, chociaż wcale nie zamierzałem tego robić. Naprawdę bałem się tego małżeństwa. Poprzednie było totalną klęską. - Dobry początek, ale przejdzmy do sedna sprawy. - Wpadłem więc na idiotyczny pomysł poślubienia mojej szwagierki. Zdecydowałem, że nie powinienem żenić się ze względu na siebie, ale dla dobra mojej córki. Skłoniło mnie to do zbliżenia się do Lucastry Borden i zażądania, żeby mnie poślubiła... - Dla dobra twojej córki, oczywiście. - Tak jak mówisz, dla dobra mojej córki. A potem przyszło mi do głowy, że mógłbym połączyć te dwie sprawy. Ożenić się z nią przede wszystkim ze względu na siebie, a dopiero potem dla dobra mojej córki. - Sprytne posunięcie. Dwie pieczenie przy jednym ogniu. - Niezupełnie, bowiem poczułem, że zakochuję się. Po uszy. A to nie przystoi przecież szanowanemu małomiasteczkowemu bankierowi. - A, bank! Wiedziałam, że ten nikczemnik pojawi się prędzej czy pózniej. Kontynuuj, proszę. - Pozwól, że najpierw ci coś powiem, Lucy. Nie jestem specjalnie błyskotliwy. Szedłem do przodu, rozpychając się łokciami. - Zauważyłam to pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy. Myślałam, że mi odgryziesz głowę, a ja nienawidzę mężczyzn, którzy chcą dominować. Jim Proctor spojrzał na nią. %7ładna piękność, zwłaszcza z potarganymi włosami. Ale była kobietą w każdym calu. Z tysiąca rzeczy, które miałby ochotę z nią robić, objęcie jej RS 123 ramieniem miało największe szanse powodzenia. Przeszedł do salonu i usiadł na kanapie. Lucy podążyła za nim. Jim poklepał dłonią miejsce obok siebie. Przez chwilę rozważała ten problem, po czym usiadła. - Bliżej - zażądał. - Nie lubię dominujących samców. - Dzgnęła go lekko łokciem. - A zwłaszcza takich, którzy wydają rozkazy. Przysunęła się jednak, i to na tyle blisko, że ich uda się stykały. Miała na sobie cienki jedwab, podczas kiedy on wtłoczony był w uniform biznesmena. Uniosła jego rozłożoną dłoń i przycisnęła sobie do lewej piersi. Automatycznie zacisnął palce. - Czemu to robisz? - Bo chcę. Nawet mnie nie polubiłeś, kiedy się poznaliśmy. - To dlatego, że zabrałaś Maude z rejonu, który postanowiliśmy kontrolować, by ustrzec ją przed niebezpieczeństwem. Ale tego samego wieczoru odkryłem, że nie skrzywdziłabyś nawet muchy. I że kochasz moją córkę. I że
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|