[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stosowną edukację. No więc... chce pani? Naturalnie. I nawet bardzo jestem ciekawa takiego widoku. Ach, pani też? .Co wobec tego? Nie, nic. A więc zapyta ich pani? Rosalie rzuciła jej kpiące spojrzenie. Czyżby nieśmiałość? Poniekąd tak... Rosalie wstała i podeszła do nas. Powiedzcie mi, młodzi ludzie, czy czujecie się teraz w stanie zająć się we dwójkę naszym gościem? Razem? zapytaliśmy unisono. Tak. A czy ona jest w stanie poddać się naszym pieszczotom? Wygląda na to, że tak. Rody zwrócił się do mnie: I cóż z nią poczniemy? Ja tam wiem, co. Nadzieję ją od tylca. W przeciwnym razie nawet palcem nie kiwnę. Rosalie słabo protestowała. Niech pan posłucha, Gwen... 59 Błagam panią, Rosalie. Obiecałem pani załatwić tę kwestię zgodnie z jej życzeniem, ale bez świadków. Jestem gotów to zrobić choćby zaraz. Chce pani, abyśmy przeszli do sąsiedniego pokoju? Spojrzała mi prosto w oczy, a potem odwróciła wzrok. O nie powiedziała. " To nie byłoby zbyt eleganckie. Zgoda, rezygnuję. Za nic w świecie nie chciałbym stracić w pani oczach. Dziękuję, mój drogi. Zwróciłem się do Rody'ego. Ona będzie ci ciągnąć, a tymczasem ja wezmę ją na charcicę", dobra? Okay. Siądziesz w tamtym fotelu po prawej. Zasiadł w nim. Podszedłem do Ginette. Niedawno dała pani małego całuska temu łotrzykowi, którego ma Rody. A teraz da mu pani wielkiego całusa, zgoda? Jednocześnie ja zajmę się pani sasanką. Dzięki temu dwoje pani dzwierzy zyska sobie godziwe zajęcie. Nie odpowiedziała, lecz skierowała się w stronę Ro-dy'ego i uklękła przed nim. Miałem wrażenie, że jej oczy płoną jakimś dzikim ogniem. Rody odrzucił ręcznik, który przysłaniał mu podbrzusze. Jego lotos zwisał między udami, pulchny i ospały. Ginette pochyliła się, wzięła koronę kwiatu pomiędzy wargi i zaczęła żuć ją w rozmarzeniu. W ciągu następnych sekund w jej ustach musiało się coś wydarzyć, ponieważ rozwarła szerzej szczęki i odchyliła łagodnie głowę. Ten właśnie moment wybrałem, aby wkroczyć do akcji. Uniosłem ręcznik kąpielowy okrywający jej pupę i pogładziłem łagodnie krocze. Niech się pani pochyli nieco ku przodowi, kochanie szepnąłem jej do ucha. Ale wpierw proszę roziunąć szerzej nogi. 57 Uczyniła, jak chciałem. Miała naprawdę prześliczny tyłeczek. %7łałowałem, iż muszę dotrzymać obietnicy danej Rosalie. Ale odbiję to sobie. Nie dziś, to jutro. Uklękłem za Ginette, przysunąłem się bliżej i przeniknąłem w głąb rozchylonej figi. Rody przesadził: jej miąższ był gorący, ale nie nazbyt przejrzały i rozlewny, tak że godziwie odczułem skutki mej inwazji. Prawdą jest jednakowoż, że pozycja, jaką przyjęliśmy, sprzyjała zwarciu się ściany tunelu. Rychło też nasza rozpłomieniona partnerka zgrała ze sobą ruchy ust i bioder. Ja też dostosowałem swoje do amplitudy jej tam i z powrotem". Wydawała drobne urywane jęki i.wzdychała: nie opuszczaj mnie, och, nie opuszczaj..." Było to dość przyjemne, a zarazem nieomal dostojne. Znajdowałem się jakby na rozdrożu, osiągnąwszy ów moment szczególnego podniecenia, gdy oczekuje się czegoś i jednocześnie bardzo się boi, choć owo zbliża się nieuchronnie. I wówczas z nagła poczułem, jak w czeluść mego tyłka wsuwa się czyjś delikatny język, wywołując milutkie, dogłębne łaskotanie. To wystarczyło, abym ja również zaczął pojękiwać. Wkrótce do naszych odgłosów dołączył Rody. Zrozumiałem, że ogarnęły go konwulsyjne drgawki, które z kolei udzieliły się Ginette, ponieważ całe jej ciało jęły przebiegać dreszcze. Jestem przekonany, iż jednocześnie doznaliśmy ulgi i że nasza jakże zacna powieściopisarka otrzymała podwójną rację obroku, chłonąc fontanny dwóch blizniaczych wytrysków, od tyłu i od przodu. Na dobrą chwilę zamarliśmy w bezruchu, iżby nieco odsapnąć, splątani bezładnie ze sobą. Atoli niestrudzony język Rosalie kontynuował namiętne zgłębianie mojego tyłka. 7 Pewnego wieczoru, a było to chyba.we wtorek 26 czerwca, kiedy próbowaliśmy odetchnąć świeżym powietrzem na balkonie domu przy bulwarze Viktora Hugo, co pomimo gęstwy kasztanowców nie jest wcale łatwe z uwagi na dum samochodów, Rosalie zapytała mnie nagle: A co by pan powiedział, gdybyśmy jutro rano odbyli-morską wycieczkę? Wie pani dobrze, moja droga odpowiedziałem jej na to z galanterią że zawsze bardzo chętnie uczestniczę w pani przyjemnościach. Tak. Ale czy panu także sprawiłoby to przyjemność? Z całą pewnością. Bo uwielbiam morze. I prawdopodobnie daleko mi jeszcze do zafundowania sobie statku. Mnie również powiedziała Rosalie. Toteż nie pozostaje nam nic innego, jak tylko korzystać z cudzego. Otóż mam przyjaciela, który zaprasza nas właśnie do skorzystania z jego statku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|