[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To o co chodzi? Nie wiedziała. Wiedziała tylko, że się nie nadaje. Jak inaczej Jake poszukałby sobie innej kobiety? Nie mogła ryzykować, że przytrafi się jej to po raz drugi. - Jake był tchórzem i słabeuszem, mam nadzie ję, że nie sugerujesz, że i ja taki jestem? - Tchórzem? - Zaskoczył ją. Luca nie miał z tym nic wspólnego, jego słowa były nie na miejscu. - Tak, tchórzem - powtórzył. - Jak inaczej na zwiesz człowieka, który ucieka od obowiązków, który nie potrafi powiedzieć kobiecie prawdy, który okłamuje obie kobiety, a obie są matkami jego dzieci. Obrzydliwe - rzekł ze wstrętem. - Musiało być mu ciężko, dwie kobiety, dwójka dzieci... - ledwie zdała sobie sprawę, że mówi na głos. - Jeszcze go tłumaczysz? - Nie, oczywiście, że nie. - Nie wierzę ci. - Luca, nie patrz tak na mnie... - Nadal go kochasz? - Co? - Nadal go kochasz? Miłość do Jake'a była od niej jak najdalej. Nic nie przychodziło jej do głowy. Wyciągnęła rękę, kiedy Luca ruszył w stronę drzwi. -. Zostawiam cię, żebyś mogła w spokoju wziąć KARNAWAA W WENECJI 145 prysznic. Skorzystaj z mojej łazienki, a potem idz się spakować. - Spakować? - Nie ma powodu, dla którego nie mielibyśmy wrócić do Wenecji jeszcze dziś wieczorem. Kręciło jej się w głowie. Nie mogła uwierzyć w domysły Luki. - Luca, to nie jest tak, że ja kocham Jake'a... - Naprawdę uważasz, że masz monopol na uczucia? - Luca, posłuchaj, proszę. Wyszedł z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi, jakby nie mógł się doczekać, kiedy się od niej odgrodzi. Jeśli sądziła, że droga powrotna do Wenecji w totalnym milczeniu będzie najokropniejszą rze czą, to przyjazd był jeszcze gorszy. Wyraz twarzy Molly mówił wszystko. Ale co miała powiedzieć, kiedy jej mama wróciła do Wenecji z czerwonymi od płaczu oczami, a Luca miał marsową minę i prawie się nie odzywał. - Możesz wracać do hotelu, mamo, jeśli chcesz, ja nie wracam z tobą. - Słucham?- spytała Nell. - Ależ wracasz mło da damo, już pora spać. - W piżamie? - Możesz się przebrać. - Nie chcę! - Nie martw się, Molly, możesz zostać innym razem. 146 SUSAN STEPHENS Obie odwróciły się na głos Luki, ale każda z in nym wyrazem twarzy. To, że Luca stanął po jej stronie, nieco uspokoiło Nell. Wahała się pomiędzy stanowczością a rozsądkiem. Tylko dlatego, że ona miała nieudany weekend, Molly nie musi mieć zepsutej zabawy. Westchnęła. - Jeśli pani hrabinie nie przeszkadza twój pobyt... Molly natychmiast rzuciła się jej na szyję. - Aódz jest przycumowana - rzekł chłodno Luca. - Och nie, dziękuję, ale gdybyś zechciał zawo łać taksówkę... - To zajmie więcej czasu. Odwiózł ją więc do hotelu. - Nie ma powodu zmieniać terminu spotkania - powiedział nagle. - Nie, oczywiście, że nie - odparła. - A więc dobranoc. - Dobranoc, Luca - wyszeptała. - I raz jeszcze ci dziękuję. Za weekend? Za łódz do hotelu? Nie wiedział i teraz akurat go to nie interesowało. Nie zakochałby się w kobiecie, która nadal kocha byłego męża, nawet jeśli sama mogła o tym nie wiedzieć. Lepiej stanąć oko w oko z prawdą teraz, niż pózniej przed nią uciekać. Zacisnął zęby i zawrócił łódz. Następnego dnia Nell wpatrywała się w puste krzesło Luki niczym w symbol ich relacji. Przybyła na spotkanie wcześnie, po nieprzespanej nocy. Na- KARNAWAA W WENECJI 147 dal była oniemiała po sugestii Luki, który sądził, że dalej kocha Jake'a. Teraz było już za pózno, aby cokolwiek naprawić. Słysząc kroki, zebrała się w sobie. Musiała myś leć o wolontariuszach. Do pokoju wszedł Luca, usiadł i wyjął z teczki plik dokumentów. - Nie zostało ci tu zbyt wiele do roboty, prawda? - Tak. - Czyżby czuł ulgę? Jej wyjazd niewątp liwie zakończy burzę, jaką spowodowała w jego życiu. - Zatem ruszasz znowu w drogę? - Wracam do domu z Molly i Marianną. - Kiedy? - Jak tylko potwierdzę lot. - To nie była prawda. Już zdążyła to zrobić. - Potrzebujesz pomocy? Znam ludzi na lotnisku. - Nie, dziękuję. Nie ma potrzeby. ROZDZIAA TRZYNASTY Dom wydał jej się zimny i mało przyjazny, kiedy go otworzyła. Molly poszła od razu do swojego pokoju i Nell usłyszała, jak rzuca się na łóżko. - Pójdę na górę - zaproponowała Marianna. - Nie, zostaw ją na chwilę. Prześpi się, a potem jej przejdzie. Musiała chronić Molly, ale nie mogła pozwolić, by dziecko decydowało o jej życiowych wyborach. Luca wrócił do domu po okropnie męczącym dniu pracy. I wtedy odbyła się najdziwniejsza roz mowa telefoniczna jego życia. - Stchórzyłeś? Głos Molly był wrogi i przez moment nie wie dział, o czym dziewczynka mówi. - Molly? - Och, więc pamiętasz, kim jestem? - Dotarłyście bezpiecznie na miejsce? - Nie bądz niemądry. Inaczej bym z tobą nie rozmawiała. - Jak twoja matka? - wymknęło mu się, zanim zdążył pomyśleć. - Jakby cię to obchodziło. To go zabolało. KARNAWAA W WENECJI 149 - Raz dałeś mi wygrać, a teraz stchórzyłeś, kie dy trzeba zagrać naprawdę. - To nie tak. - A więc jak? - Wy jesteście w Londynie, a ja w Wenecji. - Myślałam, że ci na nas zależy... Zapadła długa cisza, Luca był pewien, że Molly walczy z płaczem. Szukała wymówki, żeby do niego zadzwonić i powoli traciła wszelkie nadzieje. Ponosił za to winę w równym stopniu co Nell. Uważali, że uda im się skryć swoje uczucia, podczas gdy każde spojrzenie i każde przypadkowe dotknię cie, nawet atmosfera w pomieszczeniu, w którym przebywali, ich zdradzała. Zależało mu na Molly, bardziej niż o tym wie działa. - I co? Skończysz tę grę czy nie? Uśmiechnął się, słysząc, że pewność powróciła do głosu Molly. - Nie podejrzewam, żebyś mi odpuściła. - I masz rację. - Dlaczego wyjechałaś w taki sposób? - spytał Luca. Siedzieli w kuchni i pili herbatę. - Uważałam, że tak będzie lepiej. Dla mnie i dla Molly. - Mogłaś się pożegnać, Nell. - Nie chciałam... - Nie chciałaś czego? - naciskał, ale ona milczała. - Nie chciałam rozwodzić się nad przeszłością. Nie chciałam znowu tego przeżywać. Nie wiedzia- 150 SUSAN STEPHENS łam, co mam powiedzieć, abyś uwierzył, że nie kocham Jake'a. Luca skinął głową na znak, że rozumie. - Nie masz pojęcia... nie wyobrażasz sobie, co działo się w mojej głowie, kiedy umarł Jake. Nie miałam w nikim oparcia. Więc zbudowałam mur wokół siebie. - A kiedy urodziła się Molly, ją również upchnę łaś za tym murem. - Dopóki nie pojawiła się Marianna i nie wnios ła w nasze życie nieco normalności. - Marianna pomogła tobie tak samo jak Molly. - Tak. Ale... - Marianna nie mogła pomóc we wszystkim, prawda? - Nie mogłam przestać się winić, że jestem do niczego jako kobieta. Luca odsunął jej ręce, którymi zakrywała twarz. - Przestań. Nie jesteś przegrana. Jesteś wspania łą kobietą, piękną i pociągającą, cudowną matką i dobrym człowiekiem, a to najważniejsze. Twój mąż był slaby, a tacy ludzie potrafią często narobić więcej szkody, niż nam się zdaje. - Nie kocham go - powiedziała cicho. - Wiem o tym, przepraszam. - %7łal mi go teraz, bo umarł, i żal mi tego, że zrujnował mi życie. - Był tchórzem, nie zrujnowałby ci życia, gdy byś mu na to nie pozwoliła. - To ja jestem tchórzem, nigdy nie powinnam była przed tobą uciekać. KARNAWAA W WENECJI 151 - Nie jesteś tchórzem, jesteś najodważniejszą kobietą, jaką znam. Zobacz, ile dobrego zrobiłaś w Wenecji. Sama wychowujesz Molly, radzisz so bie w życiu, jak możesz mówić, że jesteś tchórzem? - Nie potrafiłam zachować się w stosunku do ciebie... - Każdy ma jakieś obawy, z którymi nie chce się konfrontować. Ty boisz się, że znowu ktoś złamie ci serce. Tym razem musiałaś także brać pod uwagę dobro Molly. Myślisz, że tego nie rozumiem? Nie wiesz, dlaczego tu jestem? Abyś uwierzyła, że moż na mi zaufać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|