[ Pobierz całość w formacie PDF ]
DUMA I PIENIDZE 97 wrażenie, jakbym chciał się kochać z marmurową Wenus z Milo powiedział z żalem. Przepraszam, rzeczywiście nie jestem dziś so- bą wybąkała. Ten dzień... i w ogóle... Wielkie oczy Virginii wypełniły się łzami. Na ten widok jego serce zabiło współczuciem. To ty mi wybacz, kochana szepnął z przeję- ciem. Zachowałem się jak ostatni egoista. Wróć do siebie, połóż się spać i przestań się martwić. Obiecu- ję ci, że Falconer zniknie z twojego życia, a po ślubie wszystko się zmieni. Zobaczysz. Rano zjedli razem śniadanie. Kiedy Charles wy- chodził do galerii, Virginia żegnała go w drzwiach jak dobra żona. Na twój powrót ugotuję coś dobrego powie- działa z �smiechem. Zwietnie ucieszył się. Niestety, dzisiaj wyjątkowo wrócę pózniej, nie wcześniej niż o ós- mej. Mam bardzo ważne spotkanie, którego nie mogę odwołać dodał, widząc jej smętną minę. Za to, jeśli wszystko się uda, będę mógł zapomnieć o finansowych problemach. Opowiem ci o wszyst- kim, jak wrócę. Pocałował ją czule i wyszedł. Virginia dzielnie postanowiła stawić czoło całodziennej samotności. Wizja Ryana lub jego detektywa, czającego się w zaułku, sprawiła, że bała się wyjść za bramę. Postanowiła skorzystać z porady Charlesa. Na tyłach 98 LEE WILKINSON domu znajdował się niewielki dziedziniec, malow- niczo zarośnięty dzikim winem i ozdobiony krzewa- mi. Od reszty świata oddzielały go wysokie mury sąsiednich posesji. W tym azylu powinna czuć się bezpiecznie. Szybko przebrała się w zinsowe szorty i top, wzięła książkę i skręciła do kuchni, aby nalać sobie soku. Słysząc dzwonek telefonu, zamarła z ręką na drzwiach lodówki. A jeśli to Ryan? Podniosłasłuchawkę, patrząc na nią podejrzliwie, jak na jadowitego węża. Dzwonił Raynor. Głos miał niezwykle podekscytowany. Posłuchaj, rozmawiałem z pastorem. Okazało się, że mamy szansę na ślub za parę dni. W czerwcu wszystkie soboty są zajęte, ale możemy zdecydować się na poniedziałek. Co ty na to? Poniedziałek... za niecały tydzień. Mglista per- spektywa przybrała niepokojąco bliski i konkretny kształt. Dobrze odpowiedziała po ułamkowej chwili wahania. Momentalnie je wyczuł. Masz wątpliwości? Virginia wzięła głęboki oddech. Nie, poniedziałek jest bardzo dobry. Po rozmowie wróciła do kuchni, przygotowała sobie lemoniadę ze świeżych cytryn i razem z książ- ką zabrała do ogrodu. Nie wiedziała, o czym czyta. Litery uparcie ukła- dały się w obraz twarzy Ryana. Jaki będzie jego DUMA I PIENIDZE 99 następny ruch? zastanawiała się, mrużąc oczy w słońcu. Trzeba być czujnym, kiedy ma się do czynienia z tak wytrawnym graczem. Dzień dobry! Jak się spało? Ryan Falconer zmaterializował się nagle z jej myśli, jak za sprawą czarnej magii. Stał w drzwiach kuchennych, w sportowym garniturze i w białej koszuli, rozpiętej pod szyją. Wcale nie wyglądał na ducha. Wrażenie było tak silne, że Virginia zerwała się na równe nogi, ochlapując się lemoniadą. Ryan cmoknął z dezaprobatą. O, jaka nieuważna dziewczynka. Poczekaj, wi- działem w kuchni dzbanek, zaraz ci doleję. Z trudem zdołała dojść do siebie, kiedy pojawił się znów. Nalewając, patrzył Virginii głęboko w oczy, a potem jego spojrzenie z jawnym zaintere- sowaniem otaksowało każdy szczegół jej postaci. Co ty tutaj robisz? zapytała gwałtownie. Czego chcesz? I w ogóle, jak tu wszedłeś? Przez drzwi, jak każdy przyzwoity gość od- parł, bawiąc się jej konsternacją. Przecież były zamknięte. Mam klucz. Z satysfakcją wyjął z kieszeni klucz i pokazał go Virginii. Skąd go masz?! Wczoraj pożyczyłem sobie z twojej torebki wyjaśnił bez mrugnięcia. Leżała sobie samotnie w holu, więc skorzystałem z okazji. W zielonych oczach zapłonął gniew. 100 LEE WILKINSON Złodziej! warknęła. Ale i tak ci to nie pomoże. Nie zamierzam do ciebie wrócić. Teraz zapewne nie, ale zjawiłem się tutaj właś- nie po to, aby skłonić cię do zmiany zdania. Skąd wiedziałeś, że jestem w domu? drążyła. Proste. Rano zadzwoniłem do galerii i roz- mawiałem z Raynorem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|