[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że pokonywanie trzech kilometrów może się przedłużyć w ponad dziesięcioletnią podróż. Całe tamto lato pamiętała z najdrobniejszymi szczegółami, podobnie zresztą jak poprzedzający je kilkuletni trudny okres. Pamiętała, jak się wtedy czuła, jaki miały smak tamte lata, jak powoli popadała w depresję. Jakby znalazła się w słoju z grubego szkła, w słoju, z którego wyssano powietrze, w słoju, którego szkło oddzielało ją od świata. Piekło tej sytuacji polegało na tym, że dokładnie wiedziała, czego jej brakuje, lecz kiedy chciała po to sięgnąć, dotykała tylko grubego, zimnego szkła. Zaczęło się to wszystko kilkoma ponurymi dniami i kilkoma koszmarami sennymi, a potem zima przemieniła się w wiosnę i w lato. I wtedy Nora po prostu... się poddała. Przez wszystkie następne lata nie znalazła na to trafniejszego określenia. Czuła się wtedy - podobnie jak teraz - krucha jak zmrożony liść. Zawsze niewiele było potrzeba, by ją złamać. Gdyby wtedy nie porzuciła Randa, chybaby umarła. Miała w sobie tyle bólu. A jednak... Myślała, że będzie mogła wrócić do domu, że kobietom przysługuje taka sama wolność w małżeństwie jak mężczyznom. Jakże była naiwna! Sięgnęła do telefonu przy łóżku, podniosła słuchawkę. Z wdzięcznością powitała sygnał. Oczekiwała, że Caroline zadzwoni. Wybrała numer Erica, lecz nikt nie odebrał. Pewnie był wyczerpany po podróży. Tak łatwo ostatnio się męczył. Nie chciała teraz myśleć o tym, jak bardzo był wyniszczony przez raka. Gdyby zaczęła się nad tym zastanawiać, na pewno by się załamała, a nie mogła sobie na to pozwolić, mieszkając z Ruby. Wybrała następny numer. Po drugim dzwonku odebrał doktor Allbright. Przez chwilę panowała cisza, po czym Nora usłyszała płomień zapalanej zapałki. - Halo? - Cześć, Leo, to ja, Nora. Wciągnął gwałtownie dym i ze świstem dmuchnął nim w słuchawkę. - Jak się masz? - Dobrze - odparła, zastanawiając się, czy tak samo wyczuwa kłamstwo przez telefon, jak potrafi rozpoznać po wyrazie jej twarzy. - Mówiłeś, bym zadzwoniła po przyjezdzie, więc... - Chyba niezbyt dobrze się czujesz? - No cóż... otaczają nas tu z Ruby tłumy duchów z dawnych lat. - Usiłowała się roześmiać. - Ten dom... - Chyba niedobrze, że tam pojechałyście. Rozmawialiśmy o tym. W tej sytuacji powinnaś zostać w mieście. Miło jej było, że ktoś nią się przejmuje, nawet jeśli tylko dlatego, że mu za to płaci. - Rzuciłyby się na mnie sępy. - Uśmiechnęła się ze smutkiem. - Dokądkolwiek bym pojechała, zawsze by mnie dopadły. - Chodzi mi o Ruby - powiedział. - Wiedziałam, że nie będzie to łatwe. - Taka była prawda, bo wiedziała, jak bardzo bolesne będą dla niej pełne goryczy reakcje córki, reakcje, które się ujawnią z całą wyrazistością. 49 - Noro, rozmawialiśmy o tym. Jeżeli cię nienawidzi, to dlatego, że była zbyt młoda, by cię zrozumieć. - Leo, ja mam pięćdziesiątkę, a też tego nie rozumiem. - Ale jesteś winna prawdę sobie... i Ruby. Westchnęła ze znużeniem. Myśl, że powinna się otworzyć przed ukochaną córką, przerastała jej możliwości. - Chciałabym tylko zobaczyć, jak się do mnie uśmiecha. Tylko tyle. Wystarczyłby jeden uśmiech i na zawsze zachowałabym go w pamięci. Nie oczekuję, że będzie mnie lubić... a tym bardziej kochać. - Och, Noro - jęknął ze znajomym jej rozczarowaniem w głosie. - Za wiele ode mnie wymagasz. - A ty za mało. Tak się boisz swojej przeszłości, że... - Leo, daj mi jakąś użyteczną radę. Jak rodzic. Poradz mi. - Porozmawiaj z nią. - O czym? Jak możemy się uporać z tym, co się wydarzyło jedenaście lat temu? - Stopniowo, po kroczku. Zacznij od tego, że powiesz jej coś osobistego o sobie. Co dzień o czymś innym. I staraj się z niej coś wydobyć. To na początek. - Coś osobistego - powtórzyła z namysłem Nora. Owszem, mogłaby to zrobić. Musi tylko znalezć sposób na taką chwilę szczerości. To niewiele i nie zmieniłoby wszystkiego, lecz rzeczywiście można by spróbować. Jak na razie tylko na tyle mogła mieć nadzieję. Ruby chodziła po domu, od okna do okna, i rozsuwała kretonowe zasłonki, by wpuścić do wnętrza choć odrobinę światła. Zrobiła się prawie trzecia. Wkrótce będzie tak pochmurno jak niemal o zmroku. Chciała więc złapać jeszcze tyle światła, ile się da.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|