[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szaleńczo zakochany w Annie, dumny z niej, upojony rozkoszą, i tym tylko żył. Pewnego dnia jednak, gdy drzemałam na plaży po rannej kąpieli, siadł obok mnie przyglądając mi się bacznie. Ciążył mi jego wzrok. Zamierzałam właśnie podnieść się i zaproponować mu tonem pozornie wesołym, do którego przywykałam coraz bardziej, abyśmy weszli znów do wody, gdy położył mi rękę na głowie i zaczął głośno biadać: Anno, chodz tu, spójrz na tego chudzielca! Jeżeli to praca tak ją męczy, to trzeba jej dać spokój. Uważał, że w ten sposób wszystko jest załatwione, i prawdopodobnie jeszcze dziesięć dni temu wszystko byłoby załatwione. Ale sprawa skomplikowała się już zanadto, a popołudniowa praca nie przeszkadzała mi wcale, gdyż nie wzięłam książki do ręki od momentu, kiedy próbowałam zrozumieć Bergsona. Anna podeszła do nas. Leżałam wyciągnięta na piasku, nasłuchując przytłumionego odgłosu jej kroków. Usiadła obok mnie i szepnęła: To prawda, że jej to nie służy. Zresztą, wystarczyłoby, gdyby pouczyła się trochę naprawdę, zamiast chodzić w kółko po swoim pokoju... Odwróciłam się i popatrzyłam na nich. Skąd ona wiedziała, że nie pracowałam? Może nawet odgadła moje myśli. Uważałam ją za zdolną do wszystkiego. To mnie przeraziło. Wcale nie chodzę w kółko po moim pokoju zaprotestowałam. Czy to za tym chłopcem tak tęsknisz? spytał ojciec. Nie! Nie byłam zupełnie szczera, choć, prawdę mówiąc, nie miałam czasu myśleć o Cyrylu. A jednak widocznie zle się czujesz powiedział ojciec surowo. Anno, spójrz na nią. Wygląda jak wypatroszony, upieczony na słońcu kurczak. Moja mała Cecylko powiedziała Anna zdobądz się na wysiłek. Pracuj trochę i jedz dużo. Ten egzamin jest naprawdę ważny... Gwiżdżę na egzamin! krzyknęłam. Rozumiecie? Gwiżdżę! Patrzyłam jej prosto w twarz z rozpaczą w oczach, chciałam, by zrozumiała, że chodzi tu o rzecz ważniejszą niż egzamin. %7łeby mnie spytała: Więc o co chodzi?" %7łeby mnie zamęczała pytaniami, żeby mnie zmusiła do opowiedzenia wszystkiego, i wtedy przekonałaby mnie, zadecydowała o wszystkim sama, a ja byłabym wyzwolona od tych gorzkich i poniżających uczuć. Patrzyła na mnie uważnie. W jej błękitnych, pociemniałych teraz oczach czytałam wyrzut i jakby oczekiwanie, i zrozumiałam, że nigdy nie przyjdzie jej na myśl wypytywać mnie i wyzwolić, gdyż uważała, że to nie wypada, i że nie przypisywała mi żadnej z tych myśli, którymi ja się tak dręczyłam, a jeśli to robiła, to z uczuciem pogardy i obojętności. Nie zasługiwały zresztą na nic innego! Anna nadawała zawsze rzeczom ich właściwe znaczenie. Dlatego nigdy się nie zrozumiemy. Rzuciłam się znów gwałtownie na ziemię, przytknęłam policzek do ciepłego, miękkiego piasku. Wzdychałam i drżałam cała. Ręka Anny, spokojna i pewna, spoczęła na moim karku. Trzymała ją tak chwilę nieruchomo, póki się nie uspokoiłam. Nie komplikuj sobie życia powiedziała. Byłaś taka żywa, zadowolona, nie przejmowałaś się niczym, a teraz stajesz się smutna i zanadto filozofujesz. Wcale ci z tym nie do twarzy. Wiem. Ja jestem młode, zdrowe, beztroskie stworzenie, wesołe i głupie... Chodz na obiad przerwała. Ojciec poszedł naprzód, nie znosił tego rodzaju rozmów. Teraz, w drodze, wziął mnie za rękę i zatrzymał ją w swej twardej, krzepiącej dłoni. Ta dłoń ocierała mi łzy, gdy przeżywałam pierwszy zawód miłosny, w tej dłoni trzymałam swoją w chwilach spokoju i zupełnego szczęścia lub ściskałam ją ukradkiem, gdy zanosząc się od śmiechu w momentach wzajemnego porozumienia czuliśmy się jak dwaj spiskowcy. Ta ręka na kierownicy, ta ręka niepewnie wieczorem szukająca zamka, ta ręka na ramieniu kobiety lub na papierośnicy, ta ręka nie mogła mi już w niczym pomóc. Uścisnęłam ją mocno. Ojciec spojrzał na mnie i uśmiechnął się. 2 Minęły dwa dni, wciąż w kółko chodziłam po pokoju, zadręczałam się. Nie mogłam uwolnić się od obsesji, że Anna zburzy kompletnie nasze życie. Nie starałam się zobaczyć Cyryla. Uspokajałby mnie i pocieszał, a nie miałam na to ochoty. Znajdowałam nawet pewne zadowolenie zadając sobie pytania, na które nie było odpowiedzi, wspominając minione dni, ze strachem wyczekując tych, co miały nadejść. Było bardzo gorąco, chociaż zamknięte w moim pokoju żaluzje nie dopuszczały słońca, atmosfera w nim była duszna i wilgotna. Leżąc w łóżku, z głową odrzuconą do tyłu, ze wzrokiem wbitym w sufit, poruszałam się tylko od czasu do czasu, szukając skrawka chłodniejszej pościeli. Nie spałam. W nogach mego łóżka stał adapter i co parę chwil zmieniałam płyty pozbawione melodii, wybijające tylko rytm. Paliłam dużo, wyobrażałam sobie, że znajduję się na dnie upadku, i odkrywałam w tym przyjemność. Lecz tą grą nie mogłam oszukać samej siebie: byłam smutna i wytrącona z równowagi. Pewnego popołudnia zapukała do moich drzwi pokojówka i z tajemniczą miną oznajmiła mi, że ktoś czeka na dole". Pomyślałam natychmiast o Cyrylu. Zeszłam na dół, ale to nie był Cyryl. To była Elza. Uścisnęła mi wylewnie ręce. Patrzałam na nią i dziwił mnie jej korzystny wygląd. Była nareszcie ładnie, równomiernie opalona, wypielęgnowana, tryskająca młodością. Przyjechałam po moje rzeczy powiedziała. Juan kupił mi ostatnio parę sukienek, ale to wszystko mało. Przez chwilę zastanawiałam się, kto to jest Juan, ale zaraz przestałam o tym myśleć. Widok Elzy sprawił mi przyjemność. Wnosiła z sobą atmosferę nocnych lokali, przyjemnej zabawy, łatwych kobiet, co przypomniało mi szczęśliwe dni. Powiedziałam jej, jak bardzo się cieszę, że ją widzę, a ona zapewniła mnie; że rozumiałyśmy się zawsze dobrze, bo miałyśmy podobne zainteresowania. Udałam, że mi chłodno, i zaproponowałam, żeby weszła na górę, do mego pokoju, co pozwoli jej uniknąć spotkania z ojcem i z Anną. Gdy wspomniałam o ojcu, nie potrafiła opanować lekkiego ruchu głową. Pomyślałam sobie: Może go jeszcze kocha... choć ma swego Juana i te suknie?" l pomyślałam jeszcze, że trzy tygodnie temu nie zauważyłabym tego gestu. Gdy znalazłyśmy się w moim pokoju, wysłuchałam jej opowiadania malującego w jaskrawych barwach światowe i oszałamiające życie, jakie wiodła na wybrzeżu. Czułam, że budzą się we mnie jakieś dziwne, nie skrystalizowane myśli, wywołane po części obecnym wyglądem Elzy. Zamilkła wreszcie, może na skutek mojego milczenia, przeszła się po pokoju i nie patrząc na mnie, zapytała obojętnym tonem: Czy Rajmund jest szczęśliwy? Miałam uczucie, że w rozpoczynającej się grze zdobyłam pierwszy punkt, i od razu zrozumiałam dlaczego. Niezliczona ilość projektów kłębiła mi się w głowie, snułam plany, uginałam się pod ciężarem własnych argumentów. Natychmiast też wiedziałam, co należy odpowiedzieć Elzie. Szczęśliwy!" To wielkie słowo! Anna nie pozwala, by myślał inaczej. Ona jest bardzo sprytna. Bardzo! westchnęła Elza. Nigdy się nie domyślisz, na co go namówiła... Chce się za niego wydać... Elza zwróciła ku mnie przerażoną twarz: Wydać się za niego? Rajmund chce się żenić? Rajmund? Tak odparłam Rajmund się żeni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|