[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdolność myślenia. Powinna była powiedzieć o morderstwie Hamdiego. Selim rzucił jej krótkie spojrzenie i splunął na podłogę. Kair, godz. 15.10 Kiedy Eryka wysiadła z samochodu, natychmiast rozpoznała plac El Tahrir. Wiedziała, że znajduje się w pobliżu Hiltona. Chciała wrócić do pokoju, zatelefonować do kilku osób i znalezć jakąś pomoc. Widok Selima w kajdankach wzmagał jej niepo- kój, zastanawiała się, czy ją też aresztowano. Po chwili popędzono ich do budynku Komendy Głównej Policji, w którym roiło się od ludzi. Tam ich rozdzielono. Eryce pobrano odciski palców, wykonano kilka zdjęć, by w końcu poprowadzić ją do pokoju bez okien. Strażnik elegancko zasalutował Arabowi czytającemu dossier przy skromnym drewnianym stole. Policjant nawet nie podniósł wzroku, tylko ruchem ręki pokazał strażnikowi drzwi. Eryka stała nadal. W pokoju panowała głucha cisza, raz po raz przerywana szelestem przewracanej kartki. Oświetlona fluoryzującym światłem łysina mężczyzny przypominała wypolerowane jabłko. Czytając, wolno poruszał wąskimi ustami. Ubrany był w nieskazitelny, biały mundur z wysokim kołnierzem. Czarny, skó- rzany sznur zwisał z epoletu na lewym ramieniu i przymocowany był do szerokiego, czarnego skórzanego pasa, podtrzymującego kaburę z automatycznym pistoletem. Mężczyzna dotarł do ostatniej strony. Eryka kątem oka dostrzegła amerykański pasz- port przypięty do akt i obudziła się w niej nadzieja, że tym razem porozmawia z kimś rozsądnym. - Proszę usiąść, panno Baron - odezwał się policjant, nie odrywając wzroku od akt. Miał ostry, pozbawiony emocji głos. Pod długim, zakrzywionym nosem widniał równo przystrzyżony wąsik. Eryka szybko usiadła na drewnianym krześle stojącym przed stołem. Na pod- łodze, tuż obok lśniących butów policjanta, zauważyła swą torbę. A już martwiła się, że nigdy jej nie zobaczy. Policjant odłożył papiery i wziął do ręki paszport. Otworzył go na stronie ze zdjęciem i kilkakrotnie porównał je z oryginałem. Następnie wyciągnął dłoń i położył paszport obok telefonu. - Jestem porucznik Iskander - przedstawił się, składając dłonie i opierając je na stole. Przerwał i spojrzał wyczekująco na dziewczynę. - Co wydarzyło się w Sera- peum? - Nie wiem - wyjąkała Eryka. - Wchodziłam po schodach, by rzucić okiem na sarkofag, i nagle coś mnie powaliło. Ktoś upadł na mnie, a potem zgasło światło. - Czy zauważyła pani napastnika? - spytał z nieznacznym angielskim akcen- tem. - Nie. To wszystko wydarzyło się tak szybko. - Ofiara została zastrzelona. Nie słyszała pani strzałów? - Nie, przysięgam. Słyszałam kilka stukotów jak przy trzepaniu dywanu, ale nie strzały. Porucznik Iskander skinął głową i zapisał coś w aktach. - Co się wydarzyło potem? - Nie mogłam wydostać się spod człowieka, który na mnie upadł - opowiadała Eryka, przypominając sobie swoje przerażenie. - Myślę, że ktoś krzyczał, ale nie je- stem pewna. Pamiętam, że ktoś przyniósł świece. Wyciągnięto mnie i wtedy usłysza- łam, że ten mężczyzna nie żyje. - I to wszystko? - Przybyli strażnicy, a potem policja. - Czy przyjrzała się pani zamordowanemu? - Nie bardzo. Nie mogłam na niego spojrzeć. - Czy widziała go pani wcześniej? - Nie - zaprzeczyła Eryka. Policjant schylił się i podniósł płócienną torbę. Pchnął ją w stronę dziewczyny. - Proszę sprawdzić, czy niczego nie brakuje. Eryka sprawdziła zawartość torby. Aparat fotograficzny, przewodnik, portfel - wszystko było na miejscu. Przeliczyła pieniądze i przejrzała czeki podróżne. - Nic nie zginęło. - A zatem nie została pani obrabowana. - Nie - stwierdziła. - Chyba nie. - Jest pani zawodowym egiptologiem, prawda? - Tak. - Czy nie dziwi pani fakt, że zamordowany mężczyzna pracował w Departa- mencie Zabytków? Uciekając przed zimnym spojrzeniem Iskandera, Eryka popatrzyła na swe dło- nie, które pozostawały w ciągłym ruchu. Z trudem powstrzymała drżenie i pomyślała przez chwilę. Choć miała ochotę udzielić natychmiastowej odpowiedzi, wiedziała, że zadano jej bardzo ważne pytanie, być może najważniejsze ze wszystkich. Przypo- mniała sobie Ahmeda Khazzana. Przecież powiedział, że jest dyrektorem Departa- mentu Zabytków. Czy mogła liczyć na jego pomoc? - Nie wiem, co powiedzieć - wydusiła z siebie. - Nie dziwi mnie, że pracował w Departamencie Zabytków. To mógł być każdy. Z całą pewnością go nie znałam. - Po co pojechała pani do Serapeum? - padło pytanie. Pamiętając oskarżenia Selima, Eryka zastanowiła się nad odpowiedzią. - Tę podróż zasugerował przewodnik, którego wynajęłam na cały dzień - oznajmiła. Porucznik Iskander znowu zanotował kilka słów. - Czy mogę o coś zapytać? - odezwała się niepewnie Eryka. - Oczywiście. - Czy zna pan Ahmeda Khazzana? - Tak. A pani? - Też. I bardzo chciałabym z nim porozmawiać. Iskander sięgnął po telefon. Wykręcając numer, nie odrywał wzroku od Eryki. Nie uśmiechał się. Kair, godz. 16.05 Wędrówka nie miała końca. Przed Eryką rozciągały się długie korytarze, któ- rych końce wyglądały w perspektywie jak główka od szpilki. Dokoła przetaczały się tłumy ludzi. Egipcjanie ubrani w jedwabne garnitury i podarte galabije stali w kolej- kach lub wysypywali się wręcz z przepełnionych pomieszczeń. Niektórzy z nich spali na podłodze, więc Eryka i strażnicy przedzierali się nad ich głowami. W powietrzu unosił się ciężki zapach dymu papierosowego, czosnku i baraniny. Gdy dotarli do biura Departamentu Zabytków, przypomniała sobie niezliczoną
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|