Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na ten temat. - Nic dla niego nie zrobimy. Ty też teraz nic dla niego nie zrobisz. Idz się
oczyść.
- A po co? Zaraz będę musiał kopać kolejny grób.
- To może zaczekać. Musisz się umyć. Ja się wszystkim zajmę.
Może i miał rację. Może zna mnie tak cholernie dobrze. Kąpiel pewnie mi nie pomoże, ale
będzie miała wymowę symboliczną. Poszedłem do kuchni. Kucharka i Peters prawie skończy-
li przygotowywać lancz. Dziwna rzecz - nie usłyszeli huku. Nie powiedziałem im, co się sta-
ło. Porwałem tylko całą gorącą wodę i ruszyłem do mojego pokoju. Nie zadawali żadnych
pytań. Chyba miałem zbyt wściekłą minę.
Kiedy schodziłem na dół, czysty i przebrany, nie czułem się ani trochę lepiej. Pewnych rzeczy
nie da się zmyć.
- Coś nowego? - zapytałem Morleya. Pokręcił głową.
- Nic, tylko Doom chce się z tobą widzieć.
Poszedłem do pokoju, w którym zostawiłem doktora. Słyszał już, ale i tak podskoczył na mój
widok.
- yle wyglądasz. Powiedziałem mu.
- Tak sądziłem - odparł. - No, zrobiłem tu, co mogłem dopóki nie sprowadzimy jej znowu,
żeby stanęła przed swoim mężem.
Opowiedziałem mu o swoim rozstaniu z Eleanor. Pod tą paskudną powierzchownością był w
sumie dobrą duszą.
- Wiem, co czujesz. Też to parę razy przechodziłem. I twój, i mój biznes ma swoje przykre
strony. Będziesz miał jeszcze jedną szansę, żeby się pożegnać.
- Zróbmy to.
- Jeszcze nie. Nie jesteś gotów. Musisz się uspokoić. W tej chwili jesteś zbyt podekscytowa-
ny.
- Chciałem się sprzeczać.
- Ja cię nie uczę twojego zawodu, to ty mnie nie ucz mojego. Nie myślę o tobie. Nie możemy
działać normalnie, jeśli wokół jest zbyt dużo wolnych emocji. I tak główni bohaterowie będą
mieli sporo do roboty.
Miał rację. Muszę nauczyć się bardziej oddzielać pracę od życia prywatnego.
- No dobrze. Postaram się kontrolować.
Do pokoju wetknął głowę Morley:
- Lancz! Garrett, lepiej zjedz coś i nie spiesz się nigdzie.
Fajnie. Wszyscy tak cholernie troszczą się o zdrowie psychiczne Garretta. Miałem ochotę
wrzeszczeć i wyć, i nie przestawać.
- Zaraz przyjdę - powiedziałem spokojnie.
Teraz chyba Wyglądałem już mniej drapieżnie. Czarny Pietrek obserwował, jak skubię to, co
mam na talerzu. Cokolwiek to było, bo nie czułem ani smaku, ani zapachu.
- Czy coś się stało? - zapytał.
- Noo. Stało się. Stalowa zbroja skoczyła z czwartego piętra Kaidowi na plecy i zgniotła go.
Na śmierć.
- Co takiego? - Zmarszczył brwi. Spojrzał na kucharkę. Ona na niego. Każdemu z nich zajęło
to około pięciu sekund. Potem ona zaczęła cicho płakać.
- Jak tylko tu skończymy, musimy zamknąć wreszcie całą sprawę - powiedziałem. - Pójdzie-
my na górę i pogadamy ze starym.
Peters mruknął:
- Właściwie nie bardzo jest już po co. I prawie mi przykro, że się do ciebie zwróciłem.
- Mnie na pewno jest przykro z tego powodu. - Skończyłem wypychać sobie brzuch, choć nie
wiedziałem, co zjadłem. Nikomu chyba bardziej się nie spieszyło. Morley przyglądał mi się,
jakby w obawie, że wybuchnę.
- Spokojnie, wszystko pod kontrolą - uspokoiłem go. - Garrett-lodowiec, Garrett-ogórek.
Wewnątrz już wszystko powyłączałem, tylko jeszcze nie było tego widać z zewnątrz. Tak, jak
ciepło uchodzi z trupa, tak wściekłość i frustracja musiały wypromieniowywać ze mnie powo-
li.
Jedli coraz wolniej i wolniej, jak dzieci, które wiedzą, że po kolacji czeka ich kara.
- Idę do pokoju - poinformowałem Morleya. - Za minutkę wracam.
Zapomniałem o czymś. O jeszcze jednym obrazie Snake'a.
Kiedy wróciłem, wszyscy właśnie skończyli. Doktor Doom już czekał ze swymi narzędziami
i arcydziełem Snake'a pod pachą. Był gotów. Obejrzał sobie wszystkich po kolei i uznał wi-
docznie moją samokontrolę za zadowalającą.
- Zawołasz dziewczynę?  zapytał.  Jasne. Morley, wez to.
Ruszyliśmy korytarzem, mijając Kaida. Odwróciliśmy wzrok. Wspięliśmy się na schody. Na
trzecim piętrze odłączyłem się i poszedłem do pokoju Jennifer. Drzwi znów były zamknięte
na klucz, ale tym razem miałem wytrych. Minąłem duży salon w drodze do małego buduaru,
w którym zastałem ją wczoraj. Dziś też tam siedziała, w tym samym fotelu, wpatrzona w to
samo okno. Spała. Jej twarz była spokojna jak twarz dziecka.
- Zbudz się, Jennifer. - Dotknąłem jej ramienia. Podskoczyła.
- Co? - Natychmiast się uspokoiła i powtórzyła. - Co?
- Idziemy zobaczyć się z twoim ojcem. Chodz.
- Nie chcę iść. Będziecie... to go zabije. Nie chcę tam być. Nie dam rady.
- Myślę, że dasz. I musisz tam być. Nie uda się, jeśli ciebie tam nie będzie.
Wziąłem ją za rękę, pociągnąłem za sobą. Ociągała się, pozwoliła wlec, ale nie stawiała opo-
ru.
Pozostali siedzieli już i czekali w salonie Stantnora. Gdy tylko weszliśmy, Peters poprowadził
nas dalej. Następny pokój był takim samym prywatnym salonikiem jak ten u Jennifer. Podrep-
taliśmy rządkiem do sypialni.
XLII
tary wyglądał jak mumia, do której nie dotarło, że jest mumią, i dalej oddycha. Oczy
miał przymknięte, wargi uchylone. Z ust wydobywał mu się śluz, czy też ślina, i bulgo-
S cząc, spływał na podbródek. Co trzeci oddech brzmiał jak rzężenie konającego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : John DeChancie Castle 04 Castle War
     : Fred Saberhagen Berserker 04 Berserker Man
     : Gordon Dickson Dragon 04 The Dragon At War (v1.3)
     : Cabot Meg Pamiętnik Księżniczki 04 i pół Akcja Księżniczka
     : William Tuning Terro Human Fuzzy 04 Fuzzy Bones
     : 0887. Leclaire Day Dantejskie dziedzictwo 04 W pułapce
     : 04 Hudsonowie z Hollywood Rose Emilie Miłość jak w filmie
     : Joel Rosenberg 04 The Heir Apparent
     : Le Guin Ursula K. Ziemiomorze 04 Tehanu
     : 04. May Karol La Pendola
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • m-jak-milosc.pev.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT