Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wczoraj na noc do domu, ponieważ wyszli z Cyrusem na koktajl party z okazji otwarcia jego
nowego budynku i wrócili prawie przed drugą. Usiadła w fotelu na lewo od biurka, skrzyżo-
wała nogi i wsunęła sobie Yale pod pachę, jakby to była najnowsza torebka z kolekcji Hermes
Birkin. Yale zaczęła zawodzić w proteście, ale Eleanor nadal się uśmiechała, jakby nie bardzo
wiedziała, co zrobić.
Blair wierciła się niespokojnie. Czy pani M., widząc jej matkę, nie rozumiała, dlacze-
go Blair musiała zamieszkać w hotelu?
- Blair ostatniej nocy spała u mnie - skłamała Serena. Jak na kogoś, kto przypominał
Barbie z Upper East Side, potrafiła naprawdę szybko reagować, niezależnie od sytuacji. - Pro-
szę spojrzeć, pożyczyła ode mnie mundurek.
- To dlaczego przez cały ranek musiałam odpowiadać na telefony rodziców uczennic,
tych obecnych i tych przyszłych, zatroskanych o swoje córki, które mogą wylądować w hote-
lu z pijanymi gwiazdami rocka? - zapytała ostro pani M. - Otrzymałam nawet telefon z wy-
dawnictwa. Poinformowano mnie, że w przyszłym roku Constance Billard przypadnie za-
szczyt wpisania na ich listę pięciu najlepszych szkół, do których należy wysłać córkę, jeśli się
pragnie, aby została sławą albo spotykała się ze sławą.
- Super - wyrwało się Jenny, która natychmiast pożałowała swojej reakcji.
Pani M. rzuciła jej spojrzenie, które mówiło:  nawet nie waż się zaczynać, ty bezczel-
na smarkulo . Dyrektorka nie miała pojęcia, co doradzić Eleanor w kwestii wychowywania
córki. Pewnie nieraz jej się to zdarzało, zważywszy, że większość rodziców uczennic z Con-
stance Billard nie wychowywało córek samodzielnie. Wyręczali się wieloma ludzmi.
- Jestem pewna, że jeśli dziewczęta były razem, nie mogły za bardzo nabroić - stwier-
dziła Eleanor z większym sprytem, niż Blair by ją o to podejrzewała.
- Nawet nie wychodziłyśmy z pokoju - dodała Blair i znowu ugryzła się w język.
O co właściwie chodzi? Serena przecież powiedziała, że nocowały u niej.
Wtedy w drzwiach pojawiła się matka Sereny, Lillian van der Woodsen, oraz ojciec
Jenny, Rufus Humphrey. Rufus nie przywykł do wychodzenia z domu, a nawet budzenia się
przed jedenastą i był jeszcze bardziej niż zwykle potargany i rozwichrzony. Długie szpakowa-
te włosy upiął do góry w kok ogromną, błyszczącą fioletową spinką, którą Jenny kupiła w
czwartej klasie. Miał na sobie szare spodnie od dresu, które przycięto do połowy łydki, i czer-
woną flanelową koszulę z podwiniętymi rękawami. Z kieszeni na piersi wystawała mu paczka
cameli - Buty miał całkiem w porządku - brązowe mokasyny - tyle że zle wyglądały ze
spodniami od dresu i naprawdę fatalnie na gołych stopach.
Pani van der Woodsen jak zwykle wyglądała szykownie i była całkowicie opanowana.
Roztaczała woń świeżo ściętych lilii i francuskiego mydła. Skrzyżowała długie, opalone ręce
na piersi, nie zważając na to, że pogniecie sobie lnianą miętową sukienkę od Chanel. Chciała
mieć absolutną pewność, że żadną częścią swojego ciała nie zbliży się za bardzo do Rufusa.
- Przepraszam za spóznienie na ten proces inkwizycji - burkną! Rufus. Rzucił Jenny
grozne spojrzenie. - Za nic w świecie nie chciałbym tego przegapić.
Pani van der Woodsen podeszła do dyrektorki i uprzejmie pocałowała ją w policzek.
To był pocałunek w stylu tych, jakimi dobroczyńcy obdarzają dyrektorów organizacji, którym
hojnie przekazują miliony dolarów.
- To przeze mnie dziewczęta spózniły się do szkoły - przyznała się pani van der Wo-
odsen. - Kierowca miał szybko odebrać moją sukienkę z pralni chemicznej, więc musiały iść
piechotą.
Serena rzuciła matce pełne wdzięczności spojrzenie, a matka zmrużyła oczy z milczą-
cym zrozumieniem.
Teraz już wiemy, po kim Serena odziedziczyła umiejętność wykorzystywania swojego
wdzięku w trudnych sytuacjach.
Mała Yale nagle wydała z siebie odgłos, który publicznie mogą wydawać tylko malut-
kie dzieci. Eleanor wyciągnęła komórkę i wybrała numer do niańki. Miała już dość tego
umacniania więzi, serdecznie dość. Nie zamierzała ryzykować, że przyjdzie jej zmieniać pie-
luchę.
- Zostań w samochodzie, zaraz przyjdę - poleciła gorączkowo.
Pani M. jakby nagle zdała sobie sprawę z tego, że w gabinecie znajduje się zbyt wiele
osób i jeśli czegoś nie zrobi, sytuacja stanie się naprawdę dziwaczna.
Chociaż już było wystarczająco dziwacznie.
Westchnęła ciężko, jakby weekend w Woodstock przy koszeniu siana z Vondą skoń-
czył się zbyt szybko i zbliżał się czas, żeby pomyśleć o wcześniejszej emeryturze.
- Sereno, Blair. Jesteście w ostatniej klasie, a wasi rodzice to zajęci ludzie. Zostańmy
więc przy tym: może już niewiele brakuje wam do dorosłości, ale wolę, żebyście spały we
własnych łóżkach, zwłaszcza jeśli następnego dnia jest szkoła.
Eleanor kiwnęła głową i pospiesznie zgarnęła zawodzącą Yale do nosidełka. Najwy-
razniej nie mogła się doczekać, kiedy bezpiecznie odda córkę w sprawne ręce niani. Pani van
der Woodsen uśmiechnęła się smutno, jakby była pewna, że jakkolwiek Serena narozrabia, da
się to łatwo załagodzić demokratycznym pocałunkiem w policzek i obietnicą większej dotacji
na fundusz rozwojowy Constance Billard. Rufus chrząknął, jakby nie mógł się doczekać, kie-
dy zostanie sam na sam z Jenny oraz panią M.. żeby mógł wygarnąć obu, co o tym wszystkim
myśli.
Rozległ się dzwonek oznaczający koniec pierwszej tury zajęć.
- Możemy już iść do klasy? - zapytała słodko Blair, jakby przegapienie WF - u rzeczy-
wiście mogło jej popsuć dzień.
- Możecie - zgodziła się pani M.
Serena i Blair wstały, zostawiając Jenny samą na kanapie.
- Tylko pamiętajcie, dziewczęta - dodała dyrektorka - college mogą odwołać decyzję o
waszym przyjęciu, jeżeli nie utrzymacie stosownego poziomu.
- Dziękujemy za ostrzeżenie - odparła Serena, posłusznie kiwając głową i prawie dy-
gając.
Potem złapała Blair za łokieć i wyciągnęła ją z gabinetu. Pocałowały się z matkami na
pożegnanie i ruszyły schodami do szatni dla najstarszej klasy, trzy razy po drodze powtarza-
jąc sobie po drodze pod nosem:  Co to do cholery było?
- Jennifer - powiedzieli pani M. i Rufus niemal jednym głosem.
Jenny skrzyżowała nogi w kostkach i przysiadła na dłoniach. Poczuła się bardzo mała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Brunner, John Die Dramaturgisten von Yan
     : Daniken Erich Von Wspomnienia z Przyszłości
     : Fielding Liz Ogrody szczescia (Niecoddzienny spadek, Ogród szcz晜›cia)
     : Brian Keene City Of The Dead
     : Armstrong Lindsay śąona dla Australijczyka
     : Shifters, Inc 2 His Purrfect Mate Georgette St. Clair
     : Fred Saberhagen Book of the Gods 01 The Face of Apollo
     : Dzieci cienie. WśÂ›ród ukrytych, wśÂ›ród oszustów Haddix Margaret Peterson
     : He
     : Balzac Grand homme de province a Paris
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • m-jak-milosc.pev.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT