[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R L T założenia rodziny, ale skoro moje dziecko wkrótce przyjdzie na świat, nie pozwolę mu cierpieć. Jeżeli sądzisz, Bridget, że się go wyrzeknę, to jesteś w błędzie. Bridget otworzyła bezwiednie usta, kiedy z takim rozgoryczeniem opowiadał o swoim smutnym dzieciństwie. Choć po zakończeniu opowiadania jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, wstał i podszedł do okna. Mimo że stał do niej tyłem, kiedy patrzył na ulicę, jego postawa zdra- dzała ogromne wewnętrzne napięcie. Nie zamierzał zdradzać, jak mocno poruszyła go wieść, że zostanie ojcem. Odnosił wrażenie, że los sobie z niego zażartował. Znów zabrzmiały mu w uszach napomnienia stryja, że najwyższa pora pomyśleć o przyszłości. Ostatnio dotarły też do niego zastanawiające pogłoski na temat bratowej, lecz nie potrafił ocenić, ile w nich prawdy. Jednak kiedy je sobie przypomniał, zacisnął zęby. Dostrzegł bowiem okazję do zemsty za zdradę. Poza tym, choć nie ufał matce tego dziecka i choć chwilami go drażniła, nadal bu- dziła w nim instynkty opiekuńcze. Przede wszystkim zaś uznał za swój obowiązek otoczenie opieką własnego dziec- ka. Im dłużej rozważał swoją obecną sytuację, tym bardziej utwierdzał się w przekona- niu, że istnieje tylko jedno rozwiązanie. - Bardzo mi przykro - wyrwał go z zadumy głos Bridget. - Julia wspomniała o kon- flikcie w twojej rodzinie, ale nie zdawałam sobie sprawy... - Nieważne. To już przeszłość - przerwał jej gwałtownie. - Ale co my zrobimy? Oczywiście nie zamierzam zabraniać ci kontaktów z dziec- kiem. Adam zamarł ze zgrozy, gdy wyobraził sobie, jaki los je czeka. Rozdarte między dwoma domami nigdy nie zyska poczucia stabilizacji. A jeśli Bridget wyjdzie za mąż, będzie wychowywane przez ojczyma. Nie mógł pozwolić, by wychowywał je obcy. - Nie odpowiada mi rola niedzielnego tatusia - zaprotestował gwałtownie. - Widzę tylko jedno sensowne wyjście: musimy wziąć ślub. Bridget osłupiała. Wbiła w niego zdumione spojrzenie. R L T - Chyba żartujesz! - wykrztusiła, gdy wreszcie odzyskała mowę. - Przecież się nie kochamy, chyba nawet nie lubimy. Prawie się nie znamy i nie masz do mnie zaufania. Jak możemy zbudować udany związek? Adam wrócił do stołu i przystanął krok przed nią. - Rzuciłaś mi w twarz poważne zarzuty, ale obiecuję, że wynagrodzę ci wszelkie przykrości i rozczarowania w miarę moich możliwości. Nie uważasz, że dziecko zasłu- guje na wychowanie w pełnej rodzinie? - Oczywiście, ale małżeństwo rodziców nie gwarantuje szczęśliwego dzieciństwa, jak widać na twoim przykładzie. Nam również grozi porażka. Skoro mi nie zaufałeś, skąd mogę wiedzieć, czy pewnego dnia nie oskarżysz mnie, że złapałam cię na ciążę albo że wcisnęłam ci dziecko innego mężczyzny? - dodała z rozgoryczeniem. - Po pierwsze to ja zainicjowałem zbliżenie tamtej nocy - tłumaczył Adam cierpli- wie. - Po drugie niedługo przedtem przygniotła cię gałąz. Nie sądzę, żebyś po takim wstrząsie była w stanie kalkulować. - Racja - potwierdziła. - Ale, uczciwie mówiąc, nie zrobiłam również nic, żeby cię powstrzymać. - Przyznaję, że niesprawiedliwie cię oskarżyłem o rozpowszechnianie tych choler- nych pogłosek - ciągnął Adam. - Dlatego przyszedłem cię prosić o wybaczenie. Nie wąt- pię też, że naprawdę postanowiłaś wziąć swój los wyłącznie we własne ręce. Jednym słowem w niczym nie przypominasz spryciary polującej na bogatego męża, choć okropna z ciebie kłamczucha. Drgnęła, ale powstrzymał ją, chwytając za rękę. - Posłuchaj, proszę. To nie obelga, tylko komplement. Nie wierzę, że stale zmy- ślasz. Miałem na myśli tylko jedno, jedyne kłamstwo, dotyczące twojego stanu cywilne- go. Uspokoił ją nieco, ale nie rozśmieszył. - Widzę, że masz bardzo poważną minę. - Nic dziwnego. Zawarcie związku małżeńskiego to poważna decyzja. Nie chcia- łabym zrobić czegoś, czego będę żałować. Prawie cię nie znam. Posmutniała, gdy zajrzał jej w oczy, zadrżała nawet, ale nie odwróciła wzroku. R L T - Powinienem wiedzieć, że masz silny charakter - stwierdził nieoczekiwanie. - Niejedna dziewczyna na twoim miejscu siedziałaby z założonymi rękami, zamiast prze- prawiać się podczas burzy przez zalaną dolinę, żeby ratować obce dzieci. Ale wróćmy do naszego. Połączyło nas na całe życie. Wybacz moją szczerość, ale moim zdaniem zostało powołane do życia w niezwykłym akcie - dodał z figlarnym błyskiem w oku. Zadrżała, umknęła wzrokiem w bok. Rumieniec na policzkach świadczył o tym, że wspomnienie nocy w jego ramionach obudziło w niej silne emocje. Adam nie skomentował jej reakcji, lecz odczytała z jego oczu, że dostrzegł jej za- kłopotanie. Oblizała wargi z zażenowania. - Nie zaszokowała cię wiadomość, że zostaniesz ojcem? - spytała schrypniętym głosem. Puścił jej rękę, lecz odgarnął palcem grzywkę z jej czoła. - Owszem, ale to nic nowego - odparł z uśmiechem. - Ciągle mnie zaskakujesz. Każde nasze spotkanie, począwszy od pierwszego, przebiegało pod znakiem niezwy- kłych wydarzeń. Bridget również nie powstrzymała uśmiechu. Zgasł jednak szybko na jej ustach pod wpływem następnej myśli: - Czy twoje oświadczyny mają coś wspólnego z żoną twojego brata? - Niby co? - Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Skoro nie możesz jej zdobyć, bierzesz to, co ci wpadło w rękę... z całym dobrodziejstwem inwentarza - dodała, klepiąc się po brzuchu. - Wręcz przeciwnie. Nigdy cię z nią nie porównywałem ani też nie traktowałem jako namiastki, Bridget - odrzekł z poważną miną, patrząc jej prosto w oczy. - Chciałabym ci uwierzyć - westchnęła ciężko. - Pozwól, że cię o tym przekonam. - W jaki sposób? - Najpierw zaproszę cię do siebie. To tylko godzina lotu stąd. - Lotu? - powtórzyła. - Mam własny śmigłowiec. R L T Adam nie tylko osobiście pilotował helikopter. Zaimponował jej też swymi zdol- nościami organizacyjnymi. Zadzwonił do swojego młodego, bystrego asystenta, Trenta. Przy jego pomocy w mgnieniu oka zmienił plan dnia, przekładając umówione spotkania na inny termin. Na koniec oznajmił: - Zapomniałem ci powiedzieć, że jutro wieczorem jem kolację u stryjecznego dziadka, Juliusa. Zadzwoń do jego gospodarza domu i poinformuj, że przywiozę ze sobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|