[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba nie wyglądam na taką, która ma własne dzieci pod opieką babci zamieszkałej na prowincji. - Nie pytałem o dzieci. Ale wiesz... Czy nikt ci się nie narzucał z seksem? - Był taki jeden całkiem seksowny. Długi w krótkim płaszczu. - I zadeklamowała: - Ale mi się nic nie stało, bo ktoś krzyknął puść to ciało. - Ty to jesteś śmieszna, o rany! Musisz mnie nauczyć różnych odpowiednich powiedzonek. Z taikimi człowiek sobie poradzi nawet na dworcu. Laura usiadła na stole. - Barnaba - zapytała - kiedy byłeś mały, to jak cię wołali? - Zdziwisz się. Całkiem zwyczajnie: chodz tutaj. - Co ty masz w głowie? Chyba tylko makulaturę, złom i inne odpadki. Pytałam się, jak po imieniu ciebie wołali. Barnabaś? Barnabasik? Może Basik albo Nabasik? - O rany, w ogóle minie nie wołali! Mówili: chodz tutaj. I już. Całkiem zwyczajnie. Laura westchnęła. - Miałeś trudne dzieciństwo i nikt cię nie kochał. Jak syn nieznanego żołnierza. - No - potwierdził Barnaba. Przypatrywali się sobie w milczeniu. - Baś będę do ciebie mówić, wiesz? Baś, posłuchaj, może I jednak powiemy panu sierżantowi, że z ciocią to był tylko prima aprilis i że ciocia nam kazała? - Głosuję przeciw - odparł Barnaba. - Naraziłabyś się cioci. Sama słyszałaś, co ciocia powiedziała: że wytrzyma na fotelu całą noc i cały dzień. I że sama powie, kiedy trzeba zabawę skończyć. Usłyszeli chrząkanie Zenobiusza. Właśnie wchodził do salonu i ostrożnie zamykał za sobą drzwi. - Kochanie - powiedział do Laury - kiedy inspektor szedł do łazienki, powiedział, że chce z tobą rozmawiać. Musisz zaczekać kilka minut. - Można czekać godzinę albo dwie, ale nie kilka minut, i Nie nadaję się na kilka minut. Barnaba nagle zerwał się z fotela. Przechylił zabawnie głowę w kierunku drzwi wiodących na korytarz. - Ktoś mnie wołał? - Nie słyszałam - odpowiedziała Laura - bo zagadałam się z Zenkiem na śmierć. Teraz trzeba nas ekshumować; i ożywić. - A ty nie słyszałeś? - Barnaba zapytał Zenobiusza. - Już słuch nie ten - odparł smętnie Zenobiusz. - Ale może ktoś wolał. Lepiej zobaczyć. - Chyba tak - powiedział Barnaba. Szybko wyszedł na korytarz. W tym czasie byłem już w łazience. Wymyłem się, natarłem ciało frotowym ręcznikiem. Zmieniłem bieliznę i skarpetki. Poczułem się lepiej i razniej. Buty były przemoczone; jednak nie miałem drugiej pary. Pomyślałem: dobrze, że ta młoda dziewczyna, której obiecałem, że napiszę list, nie widziała mnie przed chwilą. Spojrzałem w lustro. Wyglądałem żałośnie. Nos był lekko zaczerwieniony. Już wiedziałem, bo na tyle znałem siebie, że nadciąga katar-gigant. Przemoczoną bieliznę wrzuciłam tymczasem do opróżnionej teczki. Maszynkę do golenia, krem, ałun, pastę do zębów i szczoteczkę położyłem na jednej z kilku szklanych półek w ściennej szafce. Pomyślałem, że natychmiast powinienem porozmawiać z Gienią. Pózniej z Laurą. Przypływ dobrego samopoczucia. Zbliżyłem się do pokrytych białym lakierem drzwi łazienki. Odsunąłem zasuwkę. Nacisnąłem mosiężną klamkę. Drzwi nie otwierały się. Sprawdziłem, czy zasuwka zaczepiła o metalem zabezpieczony otwór, w który była przed chwilą wsunięta. Nie zaczepiła. Jeszcze raz nacisnąłem klamkę. Drzwi były zamknięte od zewnątrz. Zajrzałem w otwór zamka. Z przeciwległej strony tkwił klucz. Ktoś go przekręcił w czasie, kiedy odgłosy dochodzące z korytarza zagłuszał strumień wody spadający z kranu do umywalki. W szafce ściennej znalazłem przypinkę do włosów. Może to przypinka Filomeny? Wsunąłem ją w otwór zamka. Wielokrotnie próbowałem już nawet nie przekręcić, ale przynajmniej poruszyć klucz. Nic z tego. To był duży klucz, w solidnym zamku starej roboty, i przekręcony tak, że dolna część otworu pozostała odsłonięta. Mozę przy dalszych zabiegach, jakimi innym narzędziem, udałoby mi się wypchnąć z zaimka klucz. Lecz to nie zmieniłoby w niczym sytuacji. Drzwi łazienki nie miały u dołu szczeliny, przez którą mógłbym przyciągnąć klucz do łazienki. Byłem uwięziony. Padał deszcz. Cień śmierci Barnaba wyszedł z salonu. Wydało mu się, że ktoś go wołał: Laura i Zenobiusz pozostali sami. Laura wierciła się niespokojnie. Nie miała ochoty na rozmowę, a Zenobiusz szukał pretekstu do jej podjęcia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|