[ Pobierz całość w formacie PDF ]
piekle ciemności. Przyświeca mi w zakątkach mózgu nadzieja, że wyjdę jeszcze, a jutro mam się dowiedzieć: wyjdę czy nie wyjdę. Ciekawym, czy potrafię jutro napisać, co uczuję, gdy będę zlatywał ze strasznym świstem w ten grób, który nie otworzy się już nigdy? Matko moja, zstępuję oto w przepaście, aby z nich nigdy nie wyjść. Miej litość wybaw. Przypominam sobie, co pisałem 19 listopada *, i wiążę, że było to nieświadome przeczucie. Moje prace, moje myśli, moje życie zaczynają mię opuszczać. Patrzę, jak - nie to odchodzą, ale uciekają, jakby je wiatr unosił, zostaję sam, ,,beze mnie", zostaję jak drewno. Wtedy podkrada się na palcach widmo nieznane i głosem niedosłyszalnym, nie dzwiękami, ale uderzeniem w nerwy daje znać: musisz podle jak pies, jak zwierzę, gorzej od spracowanego konia, podlej niż ostatni ze zbrodniarzy, potworniej niż padlina umierać. Umierać?! Ależ roztwiera mi się dziś mleczna droga życia i sławy! Ależ myśli moje, które muszę zakuć w granit, ależ ziemia, rodacy, miłość... Umierać! Musisz sobie odebrać życie, aby nie... Czyż tak? WARSZAWA, 1887 267 Jeżeli tak, to nikt o tym nie będzie wiedział. Dokonam na sobie wyroku losu. Byłbym już zbyteczny, nienawistny nawet sobie. Wzgardę ci sądzi brutalna moc, co z cienia Tajnych praw na złe człowieczeństwa rządzi...* Zabawna myśl: stać się niczym, nawet nie prochem, nie pyłem, nie atomem, nie molekułą, nie niewidzialnym gazem ale niczym. Czyż podobna? Jak to więc ze mnie nie pozostałoby nic, nawet uczucie? Zabawne, puste głupstwo, idiotyzm wymyślony za kuflem piwa i kawałem rostbefu. Ze mnie musi coś pozostać, bo inaczej musiałbym zwariować w chwili, kiedy o tym myślę. Pojęcie nicości przekracza granice mojego rozumu, a jest podłym brutalstwem w zastosowaniu do mojej, do ludzkiej istoty.' Znaczy to, że ja trup, stoczony zostanę przez robaki, zamienię się w gnój, w reakcje gazowe, w ciecze, wreszcie, wytworzywszy trochę siarkowodoru, odczynów amiakowych, wywoławszy trochę energii, gdy mię w dół wrzucą, w ziemi, trochę energii, gdy jako siarkowodór wejdę w skład jakiegoś wielkiego smrodu przestanę być materią, narzędziem siły i stanę się zerem... A moje czucie, myślenie? Powiadają, że koń, karaś, motyl, glista, wszą mogłyby zadać to samo pytanie. Powiedzą mi, że może i sosna, tatarak i trawa mogą je także zadawać, uniesione pychą... motywującą się posiadaniem nerwów. Ach nic więc! Bezmiar nicości, tym potwornie j szy w swym ogromie, że jest nieskończenie mniejszy od wszelkiej miary, jaką by mogła wyobrazić sobie myśl. Do tego zdążamy żyjąc. Umrzeć znaczy stać się tym czymś, co nie da się określić niczym w mowie ludzkiej, nawet tonem muzycznym. Czy rozumiecie ten stan: być niczym? Patrzcie, jak jesteśmy idiotyczni: mówimy ,,być niczym"... Nie umiemy nazwać tego stanu, nie możemy zro- m 268 DZIENNIKI, TOMIK XV zumieć niczego" bez wyrazu być". Pewni swego, łączymy dwa wyrazy wykluczające się wzajemnie dla oznaczenia nie-bytu. Ale spojrzyjcie w tę przepaść, która nazywa się nicość". Czujecie zawrót głowy z przerażenia, bo nie być nawet gazem, nawet nieskończenie małym indywiduum gazu, nawet miliardową cząstką owego indywiduum jest bezgraniczną rozpaczą. Niech nikt nie mówi, że mu wszystko jedno, co się z nim stanie bo kłamie. Wszak, aby zbyć się nieskończonego przerażenia na myśl nicości stworzono duszę. Mówią nawet, że dusza jest jedna na całą przyrodę, na wszechświat. Czy nie widzicie stopniowania strachu w umyśle ludzkim na myśl o nicości? Jakaż rozkosz umrzeć, czyli stać się maleńką cząsteczką ducha przyrody! Jakaż rozkosz istnieć wiecznie i wiecznie czuć! Istnieć, istnieć jako duch czujący, przebywać na ziemi i wiecznie ją bez zmazy kochać! Być czymkolwiek, nie być nawet cząstką materii być tylko samym uczuciem w przyrodzie, cząsteczką jej bezgranicznego uczucia! W takim razie śmierć byłaby dobrem najwyższym. Tak może czują... w niebie. Lecz niebo musiałoby być na ziemi. Istota ziemi tylko na ziemi może mieć niebo. Nic nie wiadomo. Twierdzą natomiast ze śmiechem, że śmierć zamienia nas na nicość, nie istniejącą w przestrzeni i wieczności. Rozum tego nie pojmuje, a uczucie doznaje odrazy. Kłamią widocznie. Z tym oto kłamstwem trzeba zestawić życie, które jest kilkoletnim gniciem, konaniem z myślą, że nadzieja nie-konania jest absurdem, ze świadomością, że za życia zaczynasz zamieniać się na gnój, na błoto wydzielające siarkowodór, z fizycznym odczuwaniem zamiany twego ludzkiego ciała na padlinę, z cierpieniem bezmyślnego zwierzęcia fizycznym i cierpieniem poety moralnym. Przestajesz być cząstką ludzkości, nie jesteś człowiekiem, a wracając codziennie i coraz szybciej do stanu zwierząt posiadasz najwyższy intelekt
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|