[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się wesoło. Bengt-Edward szepnął jej do ucha: - W kopalni mają wolne, wszyscy. Dlatego pracowali ostatniej nocy. - Czy to Adrian Brandt tak postanowił? - Nie, to Kol. - I kazał im tu przyjść? - Nie, oni sami, z ciekawości. - Musimy mieć więcej krzeseł - wołała Klara bliska paniki. - Mój Boże, przyjdą chyba wszyscy co do jednego! Tym razem także pomógł Kol, który zdawał się stać tuż przy Annie Marii zawsze, kiedy był potrzebny. Wysłali Sixtena i Sune wraz z kilkoma innymi wyrostkami, żeby przynieśli jakieś krzesła i stołki. Skąd się da. Nawet ojciec Egona się zjawił. Co prawda niezbyt trzezwy, ale Anna Maria była wzruszona. Syn będzie mógł pokazać, na co go stać! Nagle zobaczyła żonę kowala i zmarszczyła brwi. - A gdzie Gustaw, twój mąż? Powinien zobaczyć występ swoich dzieci, są takie zdolne. Kobieta była zakłopotana. 121 - Ktoś musiał zostać w domu z małymi. A ja mogę się tu na coś przydać. - Kol - rzekła Anna Maria zdecydowanie. - Te dzieci też muszą tutaj przyjść. - Nie, panienko! - protestowała matka. - Nie można. One leżą w łóżku! Nie mogą nawet stać o własnych siłach. - Będą na przedstawieniu, nawet gdyby to miało być ostatnie wydarzenie w ich życiu - oświadczyła nauczycielka, nie bardzo zastanawiając się nad sensem swoich słów. - Chłopcy, zróbcie miejsce po tej stronie, przyniesiemy tu łóżko! Chodz, Kol! Zabrali ze sobą matkę oraz Kulawca i poszli szybko do domu kowala. Anna Maria stanęła w progu izby, w której leżały dzieci. Instynktownie chwyciła rękę Kola i trzymała mocno. W dużym, przymocowanym do ściany łóżku leżało czworo małych dzieci, które przypominały raczej zamarznięte oszronione figurki. Ich buzie były alabastrowo białe, gorzały w nich tylko wielkie, bezradne oczy. Spocone włosy oblepiały czoła, a na nędznej pościeli widniały ślady krwi. Wpatrywały się w piękną panią stojącą na progu. - Mam lepszą pościel - mówiła matka nerwowo. - I nasze łóżko jest mniejsze, łatwiej będzie je nieść. - Bardzo dobrze - powiedziała Anna Maria pobladłymi wargami. - Zmień szybko pościel. Chłopcy, zabierajcie łóżko. Gustaw, trzeba dobrze otulić dzieci, niech każdy zabierze jedno i zanieście je do szkoły. ja, niestety, dzisiaj nie mogę pomóc. - Tak, słyszałem o wczorajszym wypadku - wtrącił Gustaw. - Ale czy naprawdę powinniśmy zabierać dzieci? - Przyszli wszyscy mieszkańcy Martwych Wrzosów - odparł Kol półgłosem. - Dlaczego tylko wy mielibyście siedzieć w domu? W chwilę pózniej łóżko znalazło się w szkole. - Powiadasz, że dużo ludzi przyszło? - zwrócił się Gustaw do Kola. - Wszyscy. Z wyjątkiem Nilssona. Ale za nim to akurat nikt nie tęskni. - On by się pewnie nawet nie mógł pokazać wśród tych wszystkich, których tak dręczy. Zostałby ukamienowany! Gustaw roześmiał się cierpko z własnych słów. 122 Kiedy weszli z dziećmi, w sali zrobiło się cicho jak makiem siał. Wszyscy ustępowali z drogi Kolowi i innym, tak by chore maleństwa mogły zobaczyć żłóbek. Anna Maria dostrzegła delikatny, nieśmiały uśmiech na buzi jednego z dzieci i wybuchnęła płaczem. Nic nie mogła na to poradzić, musiała schronić się za kurtyną, gdzie mali aktorzy patrzyli na nią zdumieni. W końcu chore dzieci zostały wygodnie ułożone w łóżku, podparto je poduszkami, by widziały scenę. Kowal przyniósł zapas chusteczek i gałganków na wypadek, gdyby któreś zaczęło kaszleć krwią, jak wyjaśnił. Jak mogłam uwierzyć, że jakieś lekarstwo z magicznych ziół Ludzi Lodu byłoby w stanie uratować te dzieci? myślała Anna Maria w rozpaczy. One już znajdują się w szponach śmierci! Zwłaszcza tych dwoje najmłodszych. Z nich już nic nie zostało. Nieoczekiwanie za kurtyną zjawili się Sixten z Sunem i jeszcze jakichś dwóch chłopców i chcieli rozmawiać z panienką. Wytarła nos, osuszyła oczy i wyszła do nich. - Moglibyśmy zaśpiewać jakiś kawałek, gdyby to odpowiadało - rzekł Sixten nonszalancko. - Znakomicie - ucieszyła się Anna Maria szczerze. - Wystąpicie zaraz po przedstawieniu, ja was zapowiem, żebyście wiedzieli, kiedy wejść na scenę. Moglibyście zaśpiewać dwie pieśni? Mogą, oczywiście. - A on, Bertil - Sixten przedstawił kolegę. - On bardzo ładnie deklamuje. I też by mógł powiedzieć jakiś wiersz, gdyby panienka chciała. - Dobrze, bardzo ci dziękuję - zwróciła się do Bertila. Sixten zaś przedstawiał drugiego kolegę: - Fredrik umie śpiewać kościelne psalmy i gra na pile. - Zwietnie. To zrobimy tak: zaraz po przedstawieniu wystąpi Fredrik z psalmami, potem wiersze. Potem dzieci zaśpiewają kolędy... I na koniec wy dwaj, Sixten i Sune, bo wy macie chyba lżejszy repertuar, prawda? Och, uratowaliście nas! Przedstawienie jest za krótkie, żeby wypełnić cały wieczór.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|