[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Proszę, nie bądz w stosunki: do mnie taki uprzejmy. Ustępstwa ze strony jakiegoś cholernego hodowcy owiec wcale nie są mi potrzebne. - Daj mi w końcu numer telefonu twojego ojca! - Bardzo chętnie. Kiedy w końcu usłyszysz potwierdzenie tego, co ci powiedziałam, może to wreszcie do ciebie dotrze! - Minęła go z uniesioną głową. - Oczekujesz, że pójdę do domu na piechotę? - 41 - RS ROZDZIAA CZWARTY Cisza panująca w samochodzie Sloana podczas drogi do domu była przytłaczająca. Ledwo zdążył zahamować, Maggie natychmiast wysiadła i szybkim krokiem ruszyła w stronę drzwi. Była wściekła, że musi mu udowadniać coś, co dla niej było oczywiste. Kiedy weszła do środka, zdała sobie sprawę, że Sloan stoi tuż za nią. Najwyrazniej nic nie było w stanie go powstrzymać, nawet nieprzychylne spojrzenia, jakimi go obrzucała. Zła, że ten człowiek się tu plącze, podeszła do biurka zawalonego papierami. Nerwowo zaczęła je przerzucać w poszukiwaniu świstka papieru, na którym zapisała numer telefonu do rodziców. Ten gabinet to kolejne pomieszczenie, które muszę uporządkować, pomyślała. Nie mogła zrozumieć, dlaczego ojciec jest takim bałaganiarzem. Mama prowadziła dom, gotując, piorąc i sprzątając zgodnie z jego życzeniami i na pewno nie miała już czasu, żeby zajmować się dokumentami. Pomijając drobny fakt, że coś takiego w ogóle jej nie interesowało. Ale Bert mógł przynajmniej zostawić porządek na biurku. A Maggie nie powinna była rzucać na tę stertę papierów kartki z numerem telefonu do rodziców. Pewnie teraz spędzi tu kolejną godzinę, by go odnalezć. - Proszę, oto on! - zawołała w końcu, zapisując na kartce kilka cyfr. Sloan stał oparty o framugę drzwi i przypatrywał jej się z uśmiechem. - Dziękuję. A teraz chciałbym pojechać do owiec, więc bądz tak miła i powiedz, gdzie je mogę znalezć. - Mają się świetnie. - Maggie odwlekała chwilę, w której udzieli mu tej informacji. - Czyżbyś nawet nie wiedziała, gdzie są? - zapytał, przyglądając się jej podejrzliwie. - 42 - RS Maggie zarumieniła się ze złości. - Mogę cię zapewnić... - Do licha z twoimi zapewnieniami! Potrafię wyciągnąć wnioski z tego, co widzę. Spodziewała się, że będzie zły z powodu owiec, ale nie sądziła, że poda w wątpliwość jej kompetencje. A on nie tylko uważał, że Maggie nie ma prawa o niczym decydować, ale na dodatek wyśmiewał się z jej planów. A teraz musiała go poinformować, że nie będzie mógł dostać się do owiec samochodem. Zabrakło jej odwagi, ale pod wpływem jego spojrzenia wydusiła z siebie kilka słów. - No, więc... będziesz potrzebował konia. - Konia? - powtórzył spokojnie, ale po chwili wybuchnął gniewem: - Mogłem się tego po tobie spodziewać! To było pewne, że wytniesz mi jakiś numer! Jeśli chciałaś przegonić moje owce na inne pastwisko, powinnaś była mnie o tym poinformować. I tylko nie staraj mi się wmawiać, że na całym ranczu nie ma takiego pastwiska, które znajdowałoby się w przyzwoitej odległości od drogi! Na pewno takich miejsc nie brakuje! Ale owce naruszałyby twój zmysł estetyczny, więc po prostu przegoniłaś je najdalej jak to możliwe, prawda?! Nie był w stanie opanować wściekłości. Miał szczerą ochotę po prostu ją zamordować. Maggie nie pozostała mu dłużna. - Przeczytaj sobie umowę dzierżawy, którą podpisałeś, Prescott! Mogę umieścić twoje śmierdzące owce, gdzie mi się żywnie podoba! - Istnieje coś takiego jak etyka czy zwykła przyzwoitość! Pewnie nie wiesz, o czym mówię! - Chyba mi jej zabrakło, gdy nie chciałeś potraktować mnie poważnie. A tak cię prosiłam! - Przecież wiesz dobrze, że nie mogę zrezygnować z dzierżawy! - 43 - RS - Nie wierzę, żeby nigdzie nie było kawałka wolnego pastwiska dla tych twoich ukochanych owiec! Poza tym postawmy sprawę jasno. A gdyby to mój ojciec zwrócił się do ciebie z taką prośbą? Czy upierałbyś się równie mocno? Stali naprzeciwko siebie, rozwścieczeni. - Wynoś się z mojego rancza! I to natychmiast! Muszę wytrzymywać z
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|