[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Usiłuję zrozumieć, dlaczego postanowiłaś oddać im dziecko, skoro cierpisz męki. Większość kobiet na twoim miejscu zatrzymałaby je, chociażby po to, żeby zyskać wła- dzę nad byłym ukochanym. - Nagle zamilkł, porażony straszną myślą: - Chyba że traktu- jesz je jak ogniwo łączące cię ze szwagrem, jeżeli wezmie rozwód z twoją siostrą. - Nie! - Albo z góry planował wykopać tę sekutnicę ze ślicznego domku na przedmieściu, a ty jako przyszła matka jego dziecka chcesz zająć jej miejsce. - Jak śmiesz! - wrzasnęła. - Nawet gdyby się rozstali, nie próbowałabym go odzy- skać. Natychmiast pożałowała ostatniego słowa. Zamilkła raptownie, lecz Ryan pochwy- cił sens zdania. - Stąd wniosek, że siostra ci go zabrała. Przyprowadziłaś go, żeby przedstawić ro- dzinie, a ona go uwiodła, prawda? - Przestań! Nie musiała odpowiadać. Jej zrozpaczona mina potwierdziła jego podejrzenia. Miał wyrzuty sumienia, że ją dręczy, ale rozsadzała go taka złość na drania, który ją skrzyw- dził, że zapomniał o zasadach dobrego wychowania. Nicole wstała i zacisnęła dłonie w pięści. - Odwiez mnie natychmiast albo wrócę do miasta z agentką nieruchomości. L R T - Prawda w oczy kole? Zrozum wreszcie, że Patrick Ryan to głupi łajdak. Lepiej dla ciebie, że za niego nie wyszłaś. Nicole bez słowa ruszyła ku domowi. Ryan odprowadził ją wzrokiem. Palił go wstyd, że tak podle ją potraktował. Co w niego wstąpiło? Nigdy nie dręczył kobiet, ale gdy wykrył, co czuje do tego bałwana, poniosły go nerwy. Postanowił dać jej i sobie czas na ochłonięcie. Utrata kontroli nad sobą nie mogła doprowadzić do niczego prócz kłopo- tów. Przysiągł sobie, że zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby ten drań nie dostał dziec- ka. Nicole niemal słyszała dziecięcy śmiech w pustych pomieszczeniach. %7łal ścisnął jej serce, że nigdy nie stworzy ciepłego, rodzinnego domu. Nie wyjdzie za mąż, ponie- waż jej serce nadal należy do Patricka. Na własne oczy widziała skutki zawarcia związku małżeńskiego bez miłości. Gdyby jej matka poślubiła tego, którego kochała, w rodzinie panowałyby miłość i harmonia. Wyszła jednak za człowieka, którego wybrał jej ojciec na mocy układu han- dlowego. W rezultacie dwoje obcych ludzi mieszkało pod jednym dachem, żeby dopełnić warunków nieszczęsnego kontraktu. Dawno powinni się rozwieść, gdyby oskarżenia, które rzucali na siebie w złości, zawierały choć część prawdy. Przez oszklone drzwi kuchni połączonej z jadalnią obserwowała Ryana, jak zmie- rza na patio z widokiem na przystań nad rzeką. Podszedł do domku na drzewie w rogu podwórza. Obejrzał podłogę, zawieszoną metr nad jego głową. Następnie potrząsnął dra- biną i sprawdził stopą stabilność najniższego szczebla. W końcu wszedł na górę i zniknął w otworze włazu. - Chłopcy zawsze pozostaną chłopcami - zachichotała agentka nieruchomości za plecami Nicole. - Chyba tak - potwierdziła, choć jej bracia nigdy nie mieli domku na drzewie, mi- mo że nie brakowało im drogich zabawek takich jak samoloty, motorówki czy domki let- niskowe. L R T Nicole też marzyła o licencji pilota, ale Beth radziła jej zostawić naukę latania mężczyznom, jeżeli nie chce w przyszłości zostać tak nieodpowiedzialną matką jak ich matka. Po latach złośliwy los odebrał jej szansę na radość macierzyństwa. Ryan otworzył maleńką okiennicę i wystawił głowę na zewnątrz. - Chodz tutaj, Nicole! - zawołał. - To chyba niewskazane. - Nie bądz tchórzem. Ileż razy słyszała te słowa w dzieciństwie? Jako najmłodsza wciąż musiała udo- wadniać rodzeństwu swą odwagę. - Nie chcesz zobaczyć miejsca, gdzie twoje dziecko będzie się bawić? - kusił dalej Ryan. Uderzył w najczulszy punkt. Podeszła powoli na wysokich obcasach, zdjęła buty i weszła po drabinie. Gdy wsunęła głowę przez otwór, westchnęła z zachwytu. Wnętrze wypełniał maleńki stół, krzesełka i miniaturowa leżanka. W spadzistym dachu umiesz- czono okienka. - Uroczy - pochwaliła Nicole. - Zaprojektowaliśmy z tatą bardzo podobny dla mnie. Coś w jego głosie przykuło uwagę Nicole. Popatrzyła na niego badawczo. - Zbudowaliście go? - spytała. Smutek w oczach Ryana udzielił jej odpowiedzi, jeszcze zanim pokręcił głową. - Rodzice rozwiedli się, zanim zdążyliśmy zacząć. Nicole współczuła mu rozczarowań dzieciństwa. %7łyczyła swojemu maleństwu ojca, który zbuduje dla niego domek na drzewie i za- bierze na przejażdżkę łódką. Takiego jak Ryan. Patrick za żadne skarby nie wszedłby na drzewo po drabinie, żeby nie posądzono go o dziecinne upodobania. Bezwiednie ścisnęła ramię Ryana dla dodania mu otuchy. Wziął ją za rękę, zanim zdążyła ją wycofać i zajrzał głęboko w oczy. - Przepraszam, że cię dręczyłem nietaktownymi pytaniami o szwagra. L R T Nicole osłupiała. Jego słowa świadczyły o kolejnej różnicy pomiędzy tymi dwoma mężczyznami. Ryan żałował, że zranił jej uczucia. Patrick nigdy nie przeprosił za to, że zrujnował jej życie. - Przyjmuję przeprosiny - odpowiedziała. Prawdę mówiąc, złość dawno jej minęła. Nie mogła go winić za to, że próbuje zło- żyć części skomplikowanej łamigłówki, jaką stanowiło jej życie, ani też za to, że frag- ment, który zobaczył, nie przypadł mu do gustu. Puścił jej dłoń, ale zaraz pogłaskał po policzku, wywołując silne wibracje pod skórą. - To on na tym traci, że cię porzucił - powiedział. Nicole wolała nie ryzykować kolejnego pocałunku. Podeszła do okienka i popa- trzyła na dom, podwórze i rzekę. - Ten dom nie mógłby być doskonalszy, nawet gdybyś go sam zaprojektował. - Faktycznie jest niezły - potwierdził, stając obok niej w oknie. - Moim zdaniem idealny! Zaprojektowano go z uwzględnieniem wszelkich zasad bezpieczeństwa. Ma funkcjonalny gabinet do pracy, piękne podwórze w otoczeniu drzew, a nawet kryjówkę na jednym z nich. W kuchni można przygotować posiłek dla dużej rodziny. Ryan omiótł wzrokiem posiadłość. Potem przeniósł wzrok na jej twarz. - Nie oddawaj im dziecka, Nicole - poprosił. - Twierdzą, że bardzo go pragną, ale gdyby to była prawda, nic by ich nie powstrzymało przed pójściem na dzisiejszą wizytę do lekarza. Nicole poraziła słuszność ostatniej uwagi. W chwilach słabości myślała tak samo. Wyprostowała plecy i pokonała niewielki dystans. - Byli zajęci. Usprawiedliwienie, najprawdopodobniej, nieprawdziwe, zabrzmiało żałośnie w jej uszach. - To nie ich dziecko. Zerwij umowę. Masz dwa ważne powody. - Ale... - Nie skazuj go na życie w piekle. Widziałem dość związków w stanie rozpadu, że- by wiedzieć, kiedy miłość minęła. Beth z Patrickiem dotarli do tego etapu. Zwiadczy o L R T tym dystans pomiędzy nimi, kiedy przebywają razem. Poza tym za wiele już straciłaś. Nie powinnaś poświęcać nic więcej. Słowa Ryana zachwiały przekonaniem Nicole, że podjęła słuszną decyzję. Strach ścisnął ją za gardło. - Dziecko da im szczęście - przekonywała jednak uparcie. - Albo zaostrzy konflikt, zamiast go załagodzić. - Moja prawniczka twierdzi, że zerwanie umowy nie wchodzi w grę. Poza wzglę- dami prawnymi wywołałoby to rozłam w rodzinie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|