[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zlecenia, jakie otrzymywał jako płetwonurek: uczestniczył już w odnajdywaniu wraków i odkrywaniu skarbów, ale nie odmawiał też wykonywania prostszych prac w mniejszych zbiornikach wodnych. Lecz tym razem nie czuł przyjemności. Czas uciekał jak szalony, a każda minuta oznaczała życie lub śmierć. Garda doprowadzała do rozpaczy własna bezradność wobec faktu, że Sindre znajduje się nie wiadomo gdzie, zupełnie sam i na pewno jest śmiertelnie przerażony. Byleby nie było za pózno... Aż jęknął na myśl o tym. Jego wzrok ślizgał się uważnie po pokrytym szlamem zielonobrązowym dnie morskim. Przypomniał sobie duże, pytające oczy chłopca, czuł jego ciepły, wilgotny policzek przy swoim i słyszał jego radosny śmiech. Gard M�rkmoen nawet nie wyobrażał sobie, że dwie tak różne istoty może połączyć tak wielka wspólnota. A teraz oto jakiś łotr przeciął brutalnie więz istniejącą między nim a tym małym, pełnym ufności chłopcem. Być może właśnie w tej chwili Sindre czeka gdzieś na swego przyjaciela, nie rozumiejąc, dlaczego go nie ma. Jeśli jeszcze... Nie, nie wolno tak myśleć! 91 ROZDZIAA XX Sindre siedział cicho, przyciskając mocno do piersi swego pluszowego kotka, podczas gdy srebrnoszare auto niemal bezgłośnie sunęło wśród nadmorskiego pejzażu. Nie miał odwagi spojrzeć na mocny kark kierowcy, przez cały czas patrzył tylko na drzewa migające za oknem. Mama czeka, oświadczył ów mężczyzna, wyjaśniając, że zawiezie chłopca do mamy, która musiała wyjechać niedaleko za miasto i prosiła, by do niej dołączyli. Wobec tego chyba nie powinien się bać, to raczej nic groznego? Jedzie do mamy! Mimo to Sindre był wystraszony. Przecież mama nie wie, że ten mężczyzna to troll, bo jej nigdy o nim nie opowiadał, tylko tacie. Zrobił coś, czego mu nie było wolno. I teraz miał ponieść karę. Tuląc do siebie zabawkę, westchnął ciężko i otarł mokrą od łez buzię. - Jedziemy do mamy - bąknął pod nosem, jakby i chcąc przekonać samego siebie. Przez całe tygodnie chodził sparaliżowany strachem, co to będzie, jeśli ten przerażający troll wreszcie go schwyta. Teraz, gdy to się stało, chłopiec wcale nie czuł się już przerażony. Był nawet w stanie trzezwo myśleć. Dyrektor banku Lomann lewą ręką szukał nerwowo swych tabletek na serce. Włożył jedną do ust. Bogu dzięki, że chłopiec uspokoił się wreszcie i siedzi nieruchomo na tylnym siedzeniu. Bogu dzięki, bo ten jego przerazliwy krzyk był bardzo irytujący. Nie mówiąc już o tym, ile nerwów kosztowało go wykradzenie dzieciaka z przedszkola. Przeklęty smarkacz, nie rozumie, że człowiek chory na serce nie może tak biegać? Na dodatek okazał się jeszcze ciężki jak ołów. Ale mimo wszystko musi przyznać, że miał wprost nieprawdopodobne szczęście! W przedszkolu ani żywego ducha dookoła, tylko sam mały, jakby na niego czekał. Nikogo, kto by widział jego i jego samochód. Dyrektorze banku, Carlu Lomann, jesteś urodzony pod szczęśliwą gwiazdą! Byleby tylko jego biedne serce nie ucierpiało za bardzo z powodu tych wyczynów! Nie mógł sobie w żadnym razie na to pozwolić. Wszystko było jasne i ustalone: jutro rano przyjęcie pożegnalne w banku, wieczorem wyprawa po pieniądze, a w dzień pózniej w drogę do Hiszpanii! %7łegnaj, Norwegio, Carl Lomann doczekał się swych szczęśliwych dni! Koniec z żoną, zimną i ciągle niezadowoloną, która na dodatek trzyma rękę na jego pieniądzach. W słonecznej Hiszpanii czeka na niego młoda ponętna kochanka. A kiedy 92 już trochę odsapnie, wyruszy w podróż dookoła świata razem z Lillan. Jaka ona słodka! Całkowite przeciwieństwo jego pomarszczonej, podstarzałej żony! Lomann nie myślał o tym, że podczas długiego pobytu w szpitalu jego ciało stało się zwiotczałe i nieapetyczne. We własnych oczach był nadal wysportowanym, atrakcyjnym pożeraczem kobiecych serc A do tego teraz miał pieniądze! Takiej kombinacji trudno
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|