[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwalając Atuta z nóg. Wypuścił jego stopę, żeby dobrać się palcami do gardła, ale przeciwnik zwinnie odtoczył się na bok. Podnieśli się równocześnie, stojąc twarzą w twarz. yle, że rewolwer pozostał w kieszeni czamarki, która wisi na wieszaku, za daleko. Ale i tak nie byłoby z niego korzyści - w żadnym razie nie można w pokoju strzelać, cały hotel się zbiegnie. Julia zastygła pod ścianą. Jej oczy zmartwiały z przerażenia, usta pozostały otwarte. W jednej, skurczonej spazmem ręce trzymała wielką butelkę szampana, palcami drugiej bezwiednie odrywając złotą folię. - Co, suczko? - Bandyta uśmiechnął się do niej ze złością. - Zamieniłaś sobie Atuta na frajera? Lepiej spójrz na tego potworka. Całkiem podobny do umarlaka. - Wszystko sobie wymyśliłeś, Atuciku - drżącym głosem wybełkotała Julia. - Zmyśliłeś. Niczego takiego nie było! - Kłam sobie dalej, nie było ! Atut na zdradę ma wzrok sokoli - od razu ją wyczuwa. Dlatego jeszcze po ziemi chodzi, a nie gnije na katordze. Specjalista nachylił się i wyciągnął z buta wąskie, cienkie ostrze. - Teraz ciebie, pustooki, zacznę kroić. Nie od razu na śmierć, tylko tak, po kawałeczku. Grin otarł rękawem rozbity łuk brwiowy, żeby krew nie przesłaniała mu pola widzenia, i wystawił przed siebie gołe ręce. Swój nóż stracił, zabijając Rachmeta. To nic, można obejść się bez noża. Atut przybliżył się maleńkimi kroczkami, z łatwością się uchylił od prawego haka i ciachnął Grina po nadgarstku. Na podłogę spadły czerwone krople. Julia przenikliwie zapiszczała. - To dla ciebie, zamiast aperitifu - oznajmił Atut. Grin zaś poprosił: - Ciszej, Julio. Nie wolno krzyczeć. Spróbował chwycić przeciwnika za kołnierz, ale znowu tylko złapał powietrze, a ostre żądło, przebijając podszewkę, zapiekło w bok. - A to zamiast zupki. Atut złapał lewą ręką karafkę ze stołu. %7łeby uniknąć trafienia w głowę, Grin musiał przykucnąć, na sekundę stracić specjalistę z oka. Nóż natychmiast to wykorzystał i świsnął przy samym uchu, które wybuchło ogniem, jakby podpalone tym dotknięciem. Grin uniósł rękę - górna część małżowiny wisiała tylko na cienkim paseczku skóry. Oderwał, rzucił w kąt. Po szyi popłynęło gorąco. - To było drugie danie, mięsne - wyjaśnił Atut. - A tera dojedziem i do deseru. Należało zmienić taktykę. Grin cofnął się ku ścianie, stężał. Nie zwracać uwagi na ostrze. Niech tnie. Trzeba rzucić się na spotkanie klindze, schwycić przeciwnika jedną ręką za podbródek, drugą za ciemię i gwałtownie przekręcić. Jak w osiemdziesiątym czwartym, podczas bójki w tiumeńskim więzieniu przesyłowym. Ale Atut wolał teraz nie podchodzić. Zatrzymał się o trzy kroki od przeciwnika, pobawił ostrzem i nóż zamigotał między palcami jak błyszcząca żmijka. - No co, Julitko, kogo wybierasz? - szydził. - Chcesz, to zostawię go tobie. To nic, że pobity i pocięty, zaliżesz. A może pojedziesz ze mną? Mam teraz pieniąchów w nadmiarze. Możemy wcale nie wracać do matuszki Rosji. - Ciebie wybieram, ciebie! - Julia ani chwili nie zwlekała z odpowiedzią i chlipiąc, przypadła do Atuta. - Jego mi nie trzeba. Zabawić się chciałam, popróbować swojej siły. Wybacz, Atuciku, znasz mój podły charakter. W porównaniu z tobą on jest zerem. Tylko mnie zaślinił, a przyjemności żadnej. Zabij go. Inaczej wyśle swoich w ślad za tobą, w całej Europie się nie skryjesz. Bandyta mrugnął do Grina. - Słyszałeś, co mądra baba radzi? Ja bez jej porady i tak bym ciebie wykończył. A Julitce podziękuj - szybko odejdziesz. Chciałem się z tobą jeszcze pobawić, nos i gały tobie powy... Nie dokończył. Zielona butla uderzyła z suchym trzaskiem w głowę specjalisty i ten upadł wprost pod nogi Grina. - Aj! Aj! Aj! Aj! - cienko pokrzykiwała zatrwożona Julia, patrząc ze strachem to na utłuczoną szyjkę butelki, to na leżącego, to na szybko się powiększającą kałużę krwi. Krwi, która syczała, mieszając się z rozlanym szampanem. Grin przestąpił przez nieruchome ciało, wziął Julię za ramiona i mocno nią potrząsnął. Rozdział siódmy, w którym Pożarski zostaje na lodzie We wtorek Erast Pietrowicz planował z samego rana przystąpić do poszukiwań, ale nic z tego nie wyszło, ponieważ w oficynie na Małej Nikickiej znowu miał nocnego gościa. Esfira zjawiła się bez uprzedzenia już około północy, kiedy radca stanu szwendał się po gabinecie i przebierał paciorki różańca, próbując ustalić wariant priorytetowy. Sprawiała wrażenie zdecydowanej i nie traciła czasu na rozmowę - zaraz w przedpokoju, jeszcze nie zdjąwszy sobolowej rotundy, mocno objęła Erasta Pietrowicza za szyję, na dłuższy czas przerywając jego koncentrację.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|