Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nas. Lizzie ma Alexa, mama ma Johna, a Ginny sama jak palec. Wstałam, wycierając
rękawem bluzy kapiący nos. Nie, nie byłam sama. Miałam Alberta. Położyłam się na łóżku
ściskając zieloną żabkę.
***
Lizzie przekradła się na paluszkach pod otwarte drzwi sypialni swojej siostry. Przez szparę
między nimi a ścianą, widziała jak leży skulona na łóżku wpatrując się tępo w maskotkę. Ile
to już trwało? Dwa miesiące? A ona nie wyszła ani razu z pokoju. W redakcji tydzień po jej
przyjezdzie John z Markiem rozesłali plotkę, że załapała w Nepalu wirusa i lekarze nie dawali
sobie z nim rady. Lizuska Pilar wysłała nawet jej fiołka w doniczce z życzeniami powrotu do
zdrowia, choć zdaniem nastolatki na miejscu byłby bardziej wieniec ze wstążką  Spoczywaj
w spokoju . Zachowanie siostry budziło w niej już nie tyle co niepokój, a było przerażające.
Ginny nie chciała nic jeść. Początkowo jeszcze zjadała odrobinę jedzenia z przyniesionej
tacy, potem przerzuciła się na owoce, aż w końcu przestała brać czegokolwiek do ust co
trzeba było by przerzuć. Jedyne po co sięgała teraz to szklanka wody jeśli ktoś potknął ją jej
pod nos. Sama nie schodziła na dół. Jej zadbana i promienna cera z czasem poszarzała. Była
nie tyle co sucha, a bardzo napięta na wystających kościach. Zapadnięte policzki zdawały się
być ciemniejsze od czarnych sińców pod napuchniętymi oczami. Nie odzywała się już do
nikogo. Milczała wpatrując się obojętnym wzrokiem w Alberta lub sufit. Czasem można było
dojrzeć jak wpatruje się w widok zza oknem, ale były to coraz rzadsze sceny. Lizzie nie
wiedziała co robić. Chciała pomóc siostrze. Może żyły jak pies z kotem, ale& Ale czy nie na
tym polegał urok rodzeństwa? Bez kłótni i zaczepek byłoby smutno i nudno. Serce krajało się
nastolatce na widok siostry, która z każdym dniem znikała z powierzchni ziemi. Co się tam
takiego stało? Jaki był ten facet, że zaledwie po miesiącu tak działał na nią? Gdyby chociaż
chciała porozmawiać, wyżalić się komuś& Szatynka zacisnęła usta ze złości.
 Lizzie?  słysząc swoje imię szybko zbiegła na dół. W głosie matki dało się wyczuć coś
niepokojącego, a zarazem alarmującego. Na dole w korytarzu stał John z Markiem. Obaj
mieli przejęte miny. Wzrok dziewczyny spoczął na młodszym mężczyznie. Ten nie wyglądał
lepiej od jej siostry. Zaniedbany, zmęczony i zmartwiony. Wszystko to odcisnęło na nim
swoje piętno. Spędzał u Ginny niemal każdą wolną chwilę starając się by odezwała się
słowem. To on z reguły zanosił jej picie. Szesnastolatka choć nadal do niego nie pałała
sympatią była mu za to wdzięczna. Widać też było, że zależy mu szczerze na
czerwonowłosej.  Spójrz.  Megan podała młodszej córce gruba kopertę z adresem redakcji.
Na pierwszy rzut oka wyglądała zwyczajnie. Wzięła ja w dłonie by uważniej jej się przyjrzeć.
Adres, znaczek, stempel pocztowy, nadawca. Omiotła wzrokiem powierzchnię doszukując się
tego co jej umykało. Rozszerzyła oczy znajdując wreszcie to o co im chodziło. By nie
krzyknąć w ostatniej chwili zdołała zasłonić usta dłonią.
Zciągnęłam mocniej troczek od dresowych spodni, niegdyś dopasowanych, dziś dużo za
luznych. Wisiały na mnie jak na jakimś wieszaku, i gdyby były tylko na gumkę, pewnie
dawno bez żadnych przeszkód zsunęłyby się ze mnie. Odepchnęłam się od łóżka, żeby było
mi łatwiej z niego wstać. Z każdym dniem przychodziło mi to coraz ciężej. Ruszyłam na
chwiejnych nogach do okna. Strasznie ciężko mi się stawiało kroki. Ne miałam na to ani siły,
ani chęci. Z wysiłku opadłam na poduszki leżące na parapecie. Usiadłam na nim podkulając
kolana pod brodę. Jak co wieczór wyjrzałam na pustą o tej porze już ulicę. Zmierzchało. Było
szaro, a ciemność potęgowała brzydka deszczowa od trzech dni pogoda. W moim sercu też
padało. Z oczu już nie ciekły łzy. Dawno temu się po prostu skończyły. Choć miałam ochotę
płakać, bo przynosiło to pewną ulgę, to one jak na złość jednak nie chciały płynąć.
Zastanawiałam się coraz częściej, czy to co robię ma jakiś sens. Czy warto było czekać?
Drgać na każdy telefon lub dzwonek do drzwi , że to właśnie on jest po drugiej stronie?
Gdyby choć raz odebrał i powiedział  Nie czekaj na mnie , a tak? Obiecał przecież&
Powiedział bym czekała na niego& Tylko skąd ten niepokój?
Mark wszedł do pokoju bez pukania. Przemierzył niewielki pokój, podchodząc prosto do
okna. Wsunął ręce pod drobne ciało swojej ukochanej. Bez najmniejszego problemu uniósł je
do góry. Praktycznie nic nie ważyła. Zacisnął usta ze złości. Był wściekły na siebie samego
jak i Gadzinę. Obaj doprowadzili ją do tego stanu. Ale Santiago stanowczo przesadził.
Powinien trzymać gębę na kłódkę, nic jej nie obiecywać skoro nie zamierzał dotrzymywać
słowa. Nie powinien mówić rzeczy, które mogły ją tak zranić. To co sam Mark zrobił i
powiedział, miało swoje konsekwencje i teraz je ponosił. Stracił ją i traktowała go jak
powietrze. Ale starał się być przy niej i to naprawić. Wynagrodzić jej zło jakie wyrządził jak
tylko się dało. Już nie chodziło mu o to by do niego wróciła, tylko aby była taka jak dawniej.
Radosna, uśmiechnięta, dziecinie spontaniczna. Ta osoba, która trzymał na rękach była
wrakiem. Zaledwie cieniem człowieka, na nic nie reagującym bez chęci do życia. Zszedł z nią
ostrożnie po schodach. Delikatnie posadził na kanapie, a sam stanął za nią układając ręce na
jej ramionach. Skinął głową na pozostałych by zaczęli. Megan podnosząc dłoń pod nos i
powstrzymując się od płaczu nabrała głęboki haust powietrza.
- Kochanie zwołaliśmy naradę rodzinną.  Dotarł do mnie dziwnie stłumiony głos mamy,
wyrywający mnie z otępienia. Rozejrzałam się po pokoju, który stanowczo nie był moja
sypialnią. Wrzosowe ściany i biała kanapa to były charakterystyczne cechy naszego salonu.
Tylko jak ja się tu znalazłam.  Dosyć tego co robisz! Tak nie można!  zawołała zdławionym
głosem a z jej oczu popłynęły łzy. John objął ją ramieniem w które schowała zapłakaną twarz.
 Wróć do nas  odezwała się tym razem Lizzie. Przeniosłam wzrok na nią. Po jej
zaróżowionych policzkach ściekały srebrne krople.  Jak tak dalej pójdziesz znikniesz z
powierzchni ziemi  wymamrotała wbijając wzrok w kolana.
 Wybacz Ginny za to co teraz zrobimy, ale nie ma innego wyjścia.  John rzucił na stół grubą
kopertę. Ramię Marka wysunęło się zza mnie, aby podać mi pakunek z białego papieru.
 Przypatrz się uważnie, a zrozumiesz co chcemy ci powiedzieć  szepnął, kładąc mi go na
dłoniach. List jak list. Formatu a pięć. Trochę pękaty. Znaczek z kangurem, adres redakcji,
stempel, nadawca& Upuściłam kopertę z rąk. Opadła nieprzyjemnie ciążąc na kolana. Moje
serce niebezpiecznie przyspieszyło uderzając o ściany klatki piersiowej.
 On nie przyjedzie, znowu uciekł.  wyjaśnił cicho John.  Dlatego chcemy cię wszyscy
przeprosić. Za to co zrobiliśmy, za niego&
- Nie  przerwałam mu gwałtownie.  Za niego nie masz co.  Spojrzałam po pozostałych.
Wszyscy wyglądali na zatroskanych.
 Gi wiemy, że cierpisz, ale pozwól nam sobie pomóc nie jesteś sama. Masz nas.  Poczułam
na czubku głowy delikatny pocałunek. Lizzie otarła brodę po której skapywały jedna za druga [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Edmund Amicis Serce
     : Howatch Susan Tajemnica April
     : Elizabeth Oldfield Flawed Hero (pdf)
     : Rice Craig Róśźe Pani Cherington
     : AVM585 Ver853858553211
     : STEFAN śąEROMSKI SEN O SZPADZIE POMYśÂKI
     : Cartland Barbara Najpić™kniejsze miśÂ‚ośÂ›ci 123 Diabelska intryga
     : Dalton_Margot_ _Metamorfoza
     : Guardian Feather_Book 2 Abra Ebner
     : Porwanie Deveraux Jude
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • m-jak-milosc.pev.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT