Strona główna
 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piętnaście kilometrów, po Ojca Barzyńskiego, by ten udzielił mu ostatnich Sakramentów.
Trafił na chwilę, gdy ksiądz tylko co wyszedł ze Mszą świętą. Podszedł tędy do ołtarza i
oznajmił, co zaszło. O. Barzyński przerwał ,Mszę św., gdyż było to jeszcze przed
Ofiarowaniem, opowiedział ludowi, zgromadzonemu w kościele, przyczynę przerwania
Ofiary świętej, i wnet konno pojechał do chorego. Zastał go jeszcze przy życiu, ale zaledwo
udzielił mu ostatnich Sakramentów świętych, chory wnet skonał. Potem go pochował,
żegnając go rzewną mową nad grobem.
Po zwiedzeniu tej misji wracałem do  Panny Maryi w towarzystwie kilku osób. O.
Zwiardowski z innymi jechał wozem, ja zaś na swoim koniku. Kiedyśmy już zbliżali się do
miejsca naszego popasu, spostrzegliśmy ogromną sowę na drzewie. Ojciec Zwiardowski
kazał tedy zatrzymać konie, i z wozu chciał do niej strzelać. Prosiłem go,. by się wstrzymał
na chwilę, nim ucieknę ze swoim konikiem, bo ten, płochliwy, bał się strzałów. Puszczam
więc cugle wolno, koń mój pojął wnet, o co chodzi i od razu zawinął z kopyta. Ledwom
odjechał paręset kroków, z dala, na środku drogi, spostrzegam jakiegoś dziwnego węża. Stoi
wyprężony ze świecącymi rogami. Zrazu sądziłem, że jakieś widmo, - podobnych bowiem
wężów nigdy nie widziałem, ani też słyszałem o wężach z rogami. Mój koń tak był
rozjuszony, że zdawało się jakoby go nie spostrzegał; pędził wciąż dalej. Skręcam więc na
bok, wyjmuję rewolwer, i umocowawszy się dobrze na siodle, zmierzam z tyłu, poza siebie,
do węża i strzelam. Nie miaÅ‚em już czasu patrzeć, co siÄ™ z nim staÅ‚o, koÅ„ mój wspiÄ…Å‚ siÄ™ do·
góry, potem jak szalony biegł dalej. Ledwo po kilku minutach tej gonitwy zdołałem go
uspokoić i powstrzymać. Wracam na to samo miejsce i widzę, że tym razem zręcznie
strzeliłem: wąż, przeszyty kulą, ledwo pełzał po drodze. A gdy towarzysze moi nadjechali,
dobiliśmy go kijami. Był to niezwykły okaz. Miał więcej niż 8 stóp długości, grubości
zwykłej ludzkiej ręki, w pysku ostre kły, pod nimi jad ukryty. Rogi były na palec długie,
miękkie, połyskujące, niekiedy kryjące się jak u ślimaka.
Nie była to jeszcze ostatnia przygoda. Oto na parę kilometrów przed  Panną Maryą ,
kiedym daleko naprzód odjechał od swoich, widzę opodal drogi pod drzewem jakieś zwierzę.
Przypatruję się lepiej i poznaję, że to pantera. Zmiertelnie przestraszony nie wiedziałem na
razie, co począć, bo zwierzę to, gdy zobaczy człowieka, zawsze się nań rzuca, a tak szybko
biegnie, że i na koniu trudno uciec. Spostrzegam, że już wstaje i powoli skrada się ku mnie.
Zciskam konia ostrogami i dalejże w cwał drogą do  Panny Maryi . Oglądam się poza siebie i
widzę, że pantera już, już blisko; wtedy raz po raz strzeliłem trzy razy - koń po tych strzałach
jeszcze bardziej biec począł. Nie wiem, czym ją drasnął kulą, czy tylko przestraszył, dość, że
pantera zatrzymała się, i, po chwili, uciekła. Niedaleko  Panny Maryi wstrzymałem konia, i
wieczorem spokojnie stanąłem przed domem. W pół godziny potem przyjechali moi
towarzysze na wozie i mówili, że pantery już nie widzieli.
XIII
Strachy i burze.
Kiedyśmy w  Pannie Maryi wprowadzili się do nowego domu, mieliśmy tam jakieś
dziwne, niewytłumaczone zjawiska: coś nas straszyło.
Słyszeliśmy wszyscy, jak podczas nocy w naszych pokojach powtarzały się gwałtowne
uderzenia o podłogę, trzask, jak gdyby coś się obaliło, stłukło, gdy wszystko pozostawało
nienaruszone na swoim miejscu. Gwałtowne otwieranie drzwi, wyrazne stąpanie po podłodze
pokoju, a nigdy nie mogliśmy nikogo widzieć. W końcu tak już z tym oswoiliśmy się, żeśmy
sobie z tego nic nie robili, a po obudzeniu się, spaliśmy dalej.
Najczęściej budził nas wszystkich silny stuk, pochodzący jakoby od uderzenia grubym
polanem o podłogę. Myśmy mieszkali na piętrze, a pod nami była szkoła, zawsze na noc
szczelnie zamknięta. Nasze pokoje przedzielał korytarz. Pewnego razu, gdyśmy odprawiali
sześciodniowe misje, zjechali się na nie wszyscy polscy księża z okolicy. Było nas wtedy
dziesięciu wszystkich razem. W największym pokoju spało nas trzech. Po północy budzi
mnie jakiś niezwykły trzask, a po chwili usłyszałem stąpanie w pokoju. Zrazu myślałem, że to
który z naszych. Noc była jasna, księżyc w pełni; łatwo więc wszystko mogłem rozpoznać.
Podnoszę się, siadam na łóżku, i wzrokiem śledzę tętent stąpania, nic jednak widzieć nie
mogłem. Wreszcie, zdziwiony, zawołałem głośno:  A to rzecz dziwna! i zaraz odezwali się
dwaj inni Ojcowie, którzy także wszystko to słyszeli, lecz żaden nie chciał budzić drugich.
Były też strachy innego rodzaju, ale bardzo komicznej natury. Jednej nocy
posłyszeliśmy stuk i łomot w szkole pod nami. Obudziliśmy się wszyscy, i wnet poszliśmy,
aby się przekonać o przyczynie tego hałasu. Sądząc, że może zakradli się jacy rabusie,
uzbroiliśmy się w rewolwery i nie zapalaliśmy światła. Noc była ciemna. Pojedynczo, z cicha,
jeden za drugim, zstępowaliśmy na dół. Co chwila zatrzymywaliśmy się. przysłuchując się
szmerom. Słyszymy wyrazny łomot, stukanie, jak gdyby tam była wielka ilość ludzi. W
końcu, gdyśmy już stanęli w progu szkolnego korytarza, odezwałem się głośno:  Ktokolwiek
tu jest, niech się odezwie, gdyż będziemy strzelać! W odpowiedzi na to ktoś, niedaleko
mnie, parsknÄ…Å‚ i tupnÄ…Å‚ nogÄ….
Zrozumiałem teraz, że to nie złodzieje. Zapaliłem światełko i widzę naprzeciwko siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • alternate.pev.pl


  •  Podstrony
     : Indeks
     : Courths Mahler Jadwiga Desperacki krok [Moje serce naleĹźy do ciebie]
     : Banks_Leanne_ _Million Dollar_Men_01_ _Moje_zycie_z_szefem
     : Daniken Erich Von Wspomnienia z Przyszłości
     : Holoubek Gustaw Wspomnienia z niepamiÄ™ci
     : Greg Bear Anvil of Stars
     : 055. Wilkins Gina Suknia śÂ›lubna
     : Balcerzan Edward Poezja polska w latach 1918 1939
     : Kingsley Maggie Córka wybitnego specjalisty
     : Cabot Meg PamiÄ™tnik Księżniczki 04 i pół Akcja Księżniczka
     : Denison Janelle Podróśź do szcz晜›cia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • coolinarny.opx.pl
  •  . : : .
    Copyright (c) 2008 Poznając bez końca, bez końca doznajemy błogosławieństwa; wiedzieć wszystko byłoby przekleństwem. | Designed by Elegant WPT