[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pan jest gliną? zapytał bezbarwnym głosem. Wszystko już wam powiedziałem. Bret wyjął z portfela dwudziestodolarowy banknot i zwinął go w mały rulonik. Oczy barmana rozjaśniły się gwałtownie. Nie. Nie jestem gliną. Interesuje mnie, co się stało z panią Taylor. Jezu, człowieku, wiem tyle co ty. Tamtego wieczoru wyszła stąd i wtedy widziałem ją po raz ostatni. Z wyraz nym wysiłkiem i niechętnie oderwał wzrok od dwudziesto- dolarówki i spojrzał Bretowi w oczy. Jego spojrzenie było równie czyste i niewinne jak gin. Była pijana? Rollins ukazał w szerokim wymuszonym uśmiechu złotą koronkę na zębie mądrości. O czym pan mówi? Podobno zna pan Lorrie. Ja jej nigdy nie widziałem zalanej, a pan? 135 Nie powiedziałem, że ją znam. Aha, zle pana zrozumiałem. Czemu więc pan się nią interesuje? A może pan pisze kryminał? Nie. Ta rozmowa nie wniosła niczego nowego, Bret uznał więc, że nie musi zachowywać dużej ostrożności ani dyskrecji. Nazywam się Taylor. Była moją żoną. Pan był jej mężem? Rollins wyprostował się na krześle, a na jego twarzy odmalowały się mieszane uczucia. Myślałem, że pan... odzyskał w końcu władzę nad językiem. Nie wątpię, że pan myślał, ale wcale mnie to nie interesuje. Rozwinął banknot i rozprostował go na stole. Jest pan absolutnie pewny, że wyszła stąd sama? Oczywiście, że tak. Zresztą nie byłem jedynym świad kiem. I nie ukrywałbym takich rzeczy. Nazwał ją pan Lorrie... Naprawdę? Wypsnęło mi się. Wie pan, jak to jest. Nie, nie wiem. Powiedz mi. Często tu przychodziła? Tak, jasne. Wpadała tu wiele razy. Sama? Oczywiście, że sama gładko odparł Rollins. Lubiła trochę wypić, ale nie powinien pan mieć jej tego za złe. Nie mam jej niczego za złe odparł Bret, powściągając rosnącą w nim agresję. Byliście przyjaciółmi? Przyjaciel to za dużo powiedziane rzekł nerwowo Rollins. Ciągle tu przychodziła, więc ją znałem. Zawsze sama? Przecież już to mówiłem. A teraz, przepraszam, ale muszę wracać do pracy. W każdej chwili może zjawić się szef. Spojrzał tęsknym wzrokiem na dwudziestodolarowy banknot i wstał od stołu. Siadaj rzucił Bret. Masz tam tylko jednego klienta, a on nie dopił jeszcze drinka. Wyjął z portfela kolejną dwudziestkę i położył ją na pierwszej. 136 Rollins w pierwszej chwili oparł się magnetyzmowi pienię dzy, ale w końcu usiadł z powrotem. Nie wiem, co chce pan ode mnie usłyszeć powiedział po dłuższej przerwie. Nie puszczała się, jeśli o to panu chodzi. Ja tylko podawałem jej drinki. O tym, jak się nazywa, dowiedziałem się dopiero z gazet. Wiesz bardzo dobrze, o co mi chodzi. Moja żona nie żyje. Chcę wiedzieć dlaczego. Czemu pan przychodzi do mnie? Nie jestem jasno widzem. Powiedziałem glinom wszystko, co wiedziałem. Nic im to nie pomogło. Miała jakichś przyjaciół? Powinieneś coś wiedzieć, skoro bywała tu praktycznie co wieczór. Pewnie. Znała mnóstwo stałych bywalców. Wszyscy ją lubili. Czasem ten czy inny facet postawił jej drinka, i to wszystko. Rollins trochę przesadził w swojej chęci udowodnienia Bretowi, jaką niewinną osóbką była Lorraine. Kto jej stawiał? Daj mi jego nazwisko. Rollins zaczął się wić, ale perspektywa zarobienia czter dziestu dolarów okazała się silnym bodzcem. Nie zajmuję się prywatnym życiem klientów. Jedno nazwisko. Jeden facet, który ją znał. Jeden facet, który postawił jej drinka. Panie Taylor, nie chcę nikomu narobić kłopotów. Po stawić dziewczynie drinka to nie przestępstwo, a poza tym to nie mój interes, co ludzie robią, póki nie zaczynają stwarzać problemów. Za czterdzieści dolarów nie mam zamiaru narobić jakiemuś klientowi kłopotów. Mam w portfelu dużo takich dwudziestek. Ile chcesz? yle mnie pan zrozumiał, panie Taylor. Mnie nie chodzi o pieniądze... Ile? 137
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|