[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miał na okręt Strombanniego nie mniejszą ochotę, niż na zaginiony skarb. A cóż przeszkodzi nam we wzięciu cię do niewoli i zmuszeniu twoich ludzi, by oddali nam statek w zamian za ciebie? spytał wreszcie. Strombanni zaśmiał się. Czy myślisz, że jestem głupcem? Moi ludzie dostali rozkazy, by podnieść kotwicę i odpłynąć, jeśli nie wrócę w ciągu godziny lub, jeśli będą podejrzewać zdradę. Nie 46 Conan i Skarb Tranicosa oddadzą wam statku, choćbyście mnie na plaży obdarli żywcem ze skóry. Poza tym, mam słowo hrabiego. Moja przysięga to nie siano. rzekł Valenso ponuro. Dajże spokój z grozbami, Zarono. Zarono nic nie odpowiedział. Jego umysł był całkowicie pochłonięty w obmyślaniem planu przejęcia okrętu Strombanniego i kontynuowania negocjacji bez zdradzania faktu, iż nie miał mapy. Zastanawiał się tylko, kto, na Mitrę, ją miał. Pozwól mi zabrać moich ludzi z tego niegościnnego wybrzeża. zaczął potulnie. Nie wolno mi opuścić moich wiernych towarzyszy & Strombanni parsknął. Czemu nie poprosisz mnie o mą szablę, by rozpruć mi bebechy? Opuścić twoich wiernych & ha! Ty byś opuścił swojego własnego brata w spotkaniu z Diabłem, jeśli coś mógłbyś na tym zyskać. Nie! Nie wprowadzisz na mój pokład ludzi, żeby mieć możliwość buntu i przejęcia statku. Daj nam chociaż dzień, żeby to przemyśleć. domagał się Zarono, walcząc o czas. Ciężka pięść Strombanniego grzmotnęła o stół, sprawiając, że wino zakołysało się w kielichach. Nie, na Mitrę! Dajcie mi odpowiedz natychmiast! Zarono stanął na równe nogi, a jego czarna wściekłość wyzwoliła się spod skrywanej przebiegłości. Ty barachański psie! Dam ci twą odpowiedz prosto w bebech! Odrzucił płaszcz i zacisnął dłoń na rękojeści swego miecza. Strombanni poderwał się z rykiem, odrzucając krzesło za siebie. Valenso podskoczył, rozkładając między nimi ręce, gdy stanęli naprzeciw siebie po obu stronach stołu, z zaciśniętymi zębami, na wpół obnażonymi mieczami i twarzami skrzywionymi we wściekłych grymasach. Panowie, zaprzestańcie! Zarono ma moją przysięgę& Cuchnące demony niech żrą twoją przysięgę! warknął Zarono. Nie stawaj między nami, panie. ryknął pirat, głosem ciężkim od żądzy zabijania. Dałeś słowo, że nie zostanę zdradziecko pochwycony. Nie będzie pogwałceniem twej gwarancji, jeśli ten pies i ja skrzyżujemy miecze w równej walce. 47 Conan i Skarb Tranicosa Niezle powiedziane, Strom! odezwał się głęboki, silny głos za nimi, wibrując z zadowolenia. Wszyscy obrócili się i otworzyli usta ze zdziwienia. Wyżej, na schodach, Belesa wydała mimo woli okrzyk zaskoczenia. Zza kotary maskującej wejście do komnaty wyszedł mężczyzna i podszedł do stołu bez pośpiechu i wahania. Natychmiast zdominował zebranych tak, że wszyscy poczuli, jak sytuacja zmierza ku nowym i nieznanym rozwiązaniom. Nieznajomy był wyższy i potężniej zbudowany, niż pozostali awanturnicy. Jednak jak na swoją posturę, poruszał się ze zręcznością pantery w swych błyszczących, wysokich butach. Jego nogi opinały bryczesy z białego jedwabiu, a szeroka, błękitna kurta bez rękawów rozchylała się ku górze, by odsłonić biel jedwabnej koszuli i szkarłatną szarfę otaczającą pas. Kurtka była przyozdobiona srebrnymi guzami w kształcie żołędzia, wyzłoconymi wykończeniami na ramionach i brzegach oraz satynowym kołnierzem. Lakierowany kapelusz uzupełniał przestarzały wizerunek kostiumu sprzed niemal stu lat. Przy biodrze mężczyzny wisiała zaś ciężka szabla. Conan! krzyknęli równocześnie obaj awanturnicy, a Valenso i Galbro wstrzymali oddech słysząc to imię. A któżby inny? wielkolud podszedł do stołu, wyśmiewając sardonicznie ich zdziwienie. Ale, co ty tutaj robisz? wyjąkał seneszal. Jakże to, pojawiasz się tu bez zaproszenia ani zapowiedzi? Wspiąłem się na palisadę po wschodniej stronie, podczas gdy wy, głupcy, sprzeczaliście się przy bramie. odparł Conan, mówiąc językiem zingarskim, z barbarzyńskim akcentem. Kto żyw w forcie wyginał szyję na zachód. Wszedłem do pałacu, gdy wpuszczaliście Strombanniego przez bramę. Od tamtej pory podsłuchiwałem z sąsiedniej komnaty. Myślałem, że nie żyjesz. rzekł powoli Zarono. Trzy lata temu, zniszczony kadłub twojego statku widziano na skalistym wybrzeżu, a o tobie jakikolwiek słuch zaginął. Nie zatonąłem wraz z moją załogą. odparł Conan. Trzeba by większego oceanu, niż ten, by mnie zatopić. Dopłynąłem do brzegu i spróbowałem życia najemnika w Czarnych Królestwach, a pózniej walczyłem dla króla Aquilonii. Można by rzec, że 48 Conan i Skarb Tranicosa stałem się szanowany. wyszczerzył się w wilczym uśmiechu. Przynajmniej do czasu ostatniej sprzeczki z tym osłem Numedidesem. A teraz do dzieła, panowie złodzieje. Na schodach powyżej, Tina ściskała Belesę z podniecenia i wpatrywała się przez balustradę wytrzeszczonymi oczami. Conan! Pani, spójrz, to Conan! Och, popatrz! Belesa patrzyła zauroczona, jakby miała przed sobą bohatera legend. Kto, spośród wszystkich nadmorskich krain nie słyszał okrutnych i krwawych opowieści o Conanie, dzikim rozbójniku, który był kiedyś kapitanem barachańskich piratów i jednym z największych postrachów morza? Ileż ballad wychwalało jego gwałtowne i szalone
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|