[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kamiennym domem. Więc Janie też wróciła. W takim razie wszystko było w porządku. Nie musiał się już o nic bać. To znowu ta jego bujna wyobraznia. Zgasił silnik i wyłączył światła, ale przez chwilę siedział jeszcze w samochodzie. Chciał się trochę uspokoić. Nie mógł pozwolić, żeby Janie zobaczyła go w takim stanie. Powtarzał sobie, że nie było powodu do niepokoju. Za dużo myślał i dlatego przychodziły mu do głowy różne bzdury. Ale telefon, pożar i zamęczony kot były faktami. - Dlaczego nie było cię tak długo? - Janie stała przy zlewie i płukała świeżo obrane ziemniaki. Wy- glądało na to, że była tu od dłuższego czasu. Peter ponownie oblizał wargi. Nie umiał kłamać. Znowu będzie musiał opowiedzieć jej wszystko. Kiedy pisał książkę, nie miał problemu z fabułą, jednak kiedy oczy Janie wpatrywały się w niego wyczekująco, nie potrafił przed nią ukryć niczego. - Gdzie jest Gavin? - zapytał, chcąc zyskać na czasie. - Co masz na myśli? - Z oczu Janie zniknęła ciekawość. Była przerażona. - Myślałam, że odebrałeś go ze szkoły. Peter miał wrażenie, że znajduje się na karuzeli. Przytrzymał się stołu, aby nie upaść. Jak przez mgłę patrzył na przerażoną żonę. Z oddali słyszał jej głos: - Parzcież zabrałeś go ze szkoły, prawda? - Hughes powiedział, że Ruskin podrzucił chłopca do domu. - Dlaczego? - Podeszła do niego z zaciśniętymi pięściami. - Peter, dlaczego go nie odebrałeś. Gdzie byłeś? - Ja... - Za długo trzeba by jej było wyjaśniać. Może zrobi to pózniej. - Posłuchaj, zadzwonię do Ruskina i dowiem się, co się dzieje. Drżącymi rękoma chwycił książkę telefoniczną. Był tak zdenerwowany, że nie mógł rozdzielić kartek. Próbował się uspokoić. Znalazł w końcu właściwe nazwisko i wykręcił numer. Sygnał po drugiej stronie linii zdawał się zamierać. Ktoś podniósł słuchawkę. - Farma pana Ruskina - powiedział kobiecy głos. Brzmiał bardzo młodo. Być może była to córka go- spodarzy. - Czy mogę mówić z panem Ruskinem? - Przykro mi, ale nie ma go w domu. - Suche stwierdzenie. %7ładnego zainteresowania ani chęci udzielenia pomocy. - Mówi Peter Fogg z Hodre. Pan Ruskin zabrał mojego syna ze szkoły... Cisza. Zdenerwowało go, że nie widzi reakcji dziewczyny. Nie wiedział, czy odłożyła słuchawkę i odeszła, czy po prostu nie usłyszała, co powiedział. - Nic o tym nie wiem. - W jej głosie brzmiało zniecierpliwienie. - Mojego syna nie ma w domu - powiedział Peter ostro. - Chciałbym wiedzieć, gdzie jest. - Zostawię wiadomość dla ojca. - Niemal widział, jak młoda kobieta ze zniecierpliwieniem odkłada słuchawkę. - Chwileczkę. Mój syn zaginął i... Dziewczyna rozłączyła się. Peter zacisnął dłoń na słuchawce. Miał ochotę roztrzaskać aparat. Zamiast tego odłożył jednak słuchawkę na miejsce i popatrzył na Janie. - Ruskin musiał go tu podrzucić. Nie miał żadnego powodu, żeby... - %7łeby co? - W każdym razie - Peter czuł, że musi zacząć coś robić - powinniśmy pójść go poszukać. Sprawdzmy najpierw w szopie. Może bawi się z królikiem. Gdyby tam był, wziąłby ze sobą latarkę. Peter poszedł sprawdzić do sieni. Z ulgą zobaczył, że wszystko jest na swoim miejscu. Janie cały czas nie spuszczała go z oczu. Było już ciemno i czuło się w powietrzu przenikliwą wilgoć. Peter otworzył ciężkie drzwi szopy. Poczuł zapach stęchlizny. Na starym stole stała klatka. - Popatrz! - krzyknęła Janie. - Nie ma królika! Małe druciane drzwiczki były szeroko otwarte. W środku nie było nic prócz wiązki siana i na wpół zjedzonej marchewki. - On nie mógł uciec sam! - Janie patrzyła na pustą klatkę, pragnąc, aby jakimś cudem zwierzątko zna- lazło się w niej z powrotem. Drzwiczki klatki chwiały się, leciutko zgrzytając. - A jednak go nie ma - powiedział Peter. Na pewno Gavin zabrał go ze sobą. Ale dlaczego? Dokąd? Na razie nie było na to odpowiedzi. Peter odwrócił się, nie chciał, żeby Janie odkryła jego myśli. Czuł się tak, jak w ostatni sobotni ranek. Znowu będą go szukali, tylko tym razem przy świetle latarki. Zaczęli wspinać się na strome zbocze za domem. Mgła zakrywała wszystko, nie pomagała nawet latarka. Ponury mrok krył w sobie coś strasznego. Peter zatrzymał się. Janie ciężko wsparła się na jego ramieniu. Chciał coś powiedzieć, żeby przerwać tą okropną ciszę, ale głos odmówił mu posłuszeństwa. Nagle wszystko przerwał pełen przerażenia głos dziecka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|
|
|