[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zdarzeniach z zeszłego roku to chyba nie jest żaden problem. - Basta! - Spojrzał na teściową wyniośle. - Wydaje mi się, że postanowiliśmy zapomnieć o przeszłości i patrzeć tylko w przyszłość. Bardzo cię proszę, moja droga mamo, żebyś o tym pamiętała. Wzruszyła ramionami i poszła do salonu pierwsza, zajmując to samo miejsce co przedtem, a za nią Marisa i signora Alesconi. Wniesiono kawę, po czym trzy kobiety zostały same. Marisie jakimś cudem udało się nalać kawę do filiżanek, nie roniąc ani jednej kropli. Ottavia Alesconi od razu zaczęła mówić o książce, którą właśnie czyta, o nadchodzącym sezonie operowym w Weronie i nowym dizajnerze, który szturmem wdarł się do mediolańskiego świata mody. - Może powinniśmy go zatrudnić dla Marisy - zasugerowała zimno Nonna Teresa. - Wyraznie potrzebuje rady. Ktoś jej musi wyjaśnić, że żony Santangelich nie ubierają się jak pensjonarki. Ottavia Alesconi zagryzła wargi. - Myślę, że signora Santangeli wygląda uroczo. - Uroczo? - Stara kobieta roześmiała się skrzekliwie. - Potrzebne jej będzie coś więcej niż urok, by utrzymać zainteresowanie Lorenza na tyle, by ją zapłodnił. - Signora Barzanti! - zaprotestowała zaszoko- MIESIC W TOSKANII 121 wana Ottavia, rzuciwszy okiem na zaczerwienioną twarz Marisy. - To nie jest temat do publicznej rozmowy. - Bo takie sprawy omawia się tylko w rodzinie? Przecież my nie mamy przed panią tajemnic, droga pani Alesconi. Skoro mój zięć oddał pani miejsce należne mojej córce. I chociaż nie aprobuję takiej sytuacji - dodała słodkim tonem - pani przynajmniej jest wdową, a nie mężatką, jak aktualna kochanka Lorenza. Marisie nagle zabrakło tchu i pociemniało w oczach. - Bez wątpienia uroda Dorii Venucci, nie mówiąc o jej innych zaletach, przekonały mojego wnuka, że warto zaryzykować romans. Nic dziwnego, Mariso, że nie spieszył się ściągnąć cię z Londynu. Tylko konieczność spłodzenia dziedzica sprawiła, że jesteś tu z nami, o czym z pewnością wiesz. - Tak, wiem. - Marisa nie rozpoznała własnego głosu. - To niewybaczalne. - Głos Ottavii był lodowaty. - Tyle jadu wobec niewinnej dziewczyny! - Jadu? - powtórzyła Nonna Teresa. - Nie zrozumiała mnie pani. Chciałabym tylko, żeby sobie nie robiła złudzeń. %7łeby zdała sobie sprawę, że kiedy przestanie być dla Lorenza nowością, szybko poszuka innej rozrywki. Jeśli będzie na to gotowa, mniej będzie bolało. - To pani nic nie rozumie. Jakoś udało się Marisie wstać i stanąć na 122 SARA CRAVEN wprost swojej przeciwniczki z wysoko podniesioną głową. - Mówi pani tak, jakbyśmy się z Renzem kochali. Ale tak nie jest, wszyscy to wiedzą. Sama pani stwierdziła, że ożenił się ze mną tylko po to, by mieć dziedzica. Takie rozwiązanie odpowiada nam obydwojgu. Tak więc nie mam żadnych złudzeń. Nie oczekuję też wierności. To, że Renzo ma inną kobietę, nic mnie nie obchodzi. Dlaczego miałoby, skoro go nie kocham? A kiedy będzie miał już tego swojego syna, może sobie przebierać w kochankach, byle mnie zostawił w spokoju! Odwróciła się do drzwi i zobaczyła, że on tam stoi, milczący, nieruchomy, z kamienną twarzą. W oczach miał niedowierzanie. Nie miała pojęcia, jak długo tam jest ani ile słyszał. Ale z pewnością dość dużo. Poczuła się, jakby wbito jej nóż, tak to bolało. Mogłaby rzucić mu się do stóp i błagać, by ją zapewniał, że nie ma nikogo, że liczy się tylko ona. Ale przecież nie może go wprawiać w zażenowanie - siebie zresztą też nie. Nie wolno jej zdradzić, jak cierpi. Tak więc spokojnym, równym tonem poprosiła: - Może przedstawisz swojej babci, signore, szczegóły naszej umowy i zapewnisz ją, że jej uprzejma rada, chociaż dana ze szczerego serca, jest całkiem zbędna. I dodała spokojnie. - Wybacz, że pójdę do siebie. Mam za sobą długi i męczący dzień. Byłabym więc wdzięczna, MIESIC W TOSKANII 123 gdyby nikt mi nie przeszkadzał. Jestem pewna, że to zrozumiesz. I przeszła obok niego, oczy bez jednej łzy utkwiła w przestrzeń. Z powrotem do pustego pokoju i łóżka, które czeka na nią na górze. ROZDZIAA DZIESITY Marisa nie miała pojęcia, że ból potrafi być tak intensywny, a pustka tak ogromna. Wymówiła się zmęczeniem, ale wiedziała, że nie może się położyć do łóżka, w którym tak niedawno leżała w ra- mionach Renza, czekając na rozkosz. Teraz rozumiała tę dziwną atmosferę, którą wyczuwała w tym domu. Wszyscy obawiali się, że Teresa Barzanti przyjechała tylko po to, żeby stwarzać problemy. Zastanawiała się, jak to możliwe, że ciepła, pomocna zia - ciotka Maria mogła narodzić się z takiej nienawiści i goryczy. Rozpamiętywała każde złe słowo, które usłyszała na swój temat z ust tej starej kobiety, zastanawiała się nad swoim postępowaniem od dnia ślubu i doszła do wniosku, że będzie musiała ponieść konsekwencje własnego szaleństwa. Musi być silna i nie okazywać żadnej słabości. Musi zachowywać się zgodnie z oczekiwaniami, jakby nic się tego wieczoru nie zdarzyło, jakby babka jej męża udzieliła jej uprzejmej, choć błędnej rady. Tak, jutro rano będzie się zachowywać tak, jakby zatrute rewelacje babki nie miały znaczenia. MIESIC W TOSKANII 125 Postanowiła się położyć. I wtedy zdała sobie sprawę, że nie jest sama. W drzwiach stał Renzo. - A więc - odezwał się wreszcie - jednak nie śpisz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plalternate.pev.pl
|